Grzegorz
Górski
Tytuł: Homo eroticus
erectus
Komedia
fanastyczno naukowa w IV aktach.
Osoby:
Dzidzia - niezamężna,
ma narzeczonego
Lilka - kosmetyczka, przyjaciółka
Dzidzi i Agi – trochę starsza wiekiem, zamężna, ostra w języku i
bezpruderyjna
w poglądach.
Aga – w tym samym wieku co
Dzidzia, zamężna, młodsza stażem małżeńskim od Lilki.
(Wszystkie przyjaciółki spotykają się
raczej na
pogaduszki, ale przy okazji korzystają z zabiegów kosmetycznych. Bez
zahamowań
opowiadają o swoich sprawach, problemach.)
Wojtek –
mąż Lilki
Teodor - radiowiec
Basia – wpółpracownica Teodora
Bogumił - szalony naukowiec
Kelnerka
Kierownik kawiarni
Ponadto nagrane głosy siedmiu osób na taśmie magnetofonowej
(dwa kobiece i pięć męskich), oraz spikera telwizyjnego na video.
(Wnętrze
zakładu kosmetycznego, dużo luster, kilka foteli, szklane półki z całą
masą
różnych kolorowych butelek, tubek, małe przenośne radio. Stolik do
manicure. Po
prawej szklany stolik z bukietem suchych kwiatów. Wnętrze wygląda
nowocześnie.
Na jednym z foteli leży Dzidzia – z
maseczką kosmetyczną na twarzy, powieki przykryte plasterkami ogórka. W
głębi
Lilka. Z lewej
strony wchodzi Aga)
Dzidka: (do wchodzącej Agi, podnosząc
plasterki ogórków z
powiek i kładąc je zpowrotem)
No i co? W końcu cię przeprosił?
Aga:
Ciągle udaje, że jest
obrażony. Męskie ambicje.
Lilka:
Potrzymasz
go jeszcze trochę na dystans, nie dasz mu przez kilka dni, to cię
przeprosi…
Aga:
A co
ty! Jemu chyba to nawet na rękę. W łóżku tyłkiem się obróci i może spać
..
Dzidka:
Mówisz tak jakbyś już była na małżeńskiej emeryturze. Ile lat jesteście
po ślubie?, trzy?, pięć?
Aga:
Pięć.
Ale czas chyba nie płynie z tą samą prędkością teraz co na początku.
Lilka: (staje
przed
lustrem i wklepuje sobie krem w policzki, smaruje czoło)
Co?
Odkrywamy teorię względności? Skąd ja to znam. Dziewczyny, mówię wam
świetny
krem, działa bardzo odmładzająco.
Dzidka:
No to
ładne perspektywy. (zabiera słoiczek,
ogląda) Z łożyska?
Lilka:
Pożyjesz
– zobaczysz. Myślisz, że stale będziesz miała miesiąc miodowy?
Poczekaj,
najpierw wyjdź za mąż. Teraz to wszystko - to tylko gra,
przedstawienie, taniec
godowy….
Aga: (pokazując
palcem
na usta)
Liluś,
zobacz, coś mi tu wyskoczyło…
Lilka:
Zimno.
Połóż ten krem (podaje jej z półki),
ale i tak nie pomoże.
Dzidka:
Uważaj
z kim się zadajesz.
Aga: (pokrzywiając
się
do Dzidki)
Przynajmniej
wiedziałabym skąd to mam.
Dzidka:
To aż
tak źle? Lilka, zmyj mi tę maseczkę, bo tu poważnie trzeba porozmawiać.
(Lilka usuwa
maseczkę z twarzy Dzidki
stojąc za jej fotelem. Dzidka unosi się do pozycji siedzącej, po czym
wstaje. W
tym czasie Aga siada na drugim fotelu przed lustrem i smaruje usta
kremem
podanym wcześniej przez Lilkę)
Aga:
(Mówi do Dzidki z
wpółotwartymi ustami, patrzy się w lustro)
Az
tach śle to nie est (zakręca krem),
ale mogło by być lepiej. Ty to masz teraz dobrze, przed ślubem…., nie
Lilka?
Inne to było życie. Pewno twój Rysiu – kwiatuszki codziennie do domu
przynosi,
kolacyjki serwuje, na księżyc spogląda, jakby tam miał być wasz domek z
ogródkiem…
(Dzidka uśmiecha się
tajemniczo, wzrusza
ramionami)
Aga:
No,
no przyznaj się, sami swoi….
Dzidka:
A co
ty taka odromantyzowana. Wiadomo, że się stara. Taki o mnie zazdrosny.
Stale
chce wiedzieć gdzie jestem, co robię, ale kolacja przy świecach też mu
się zdarzyła
- wyszukane potrawy, orientalne przyprawy - on ma na ten temat jakąś
swoją
teorię. Na księżyc i gwiaździste niebo też spoglądaliśmy. Wiecie, że on
to się
nawet zna na gwiazdach. Pokazywał mi Niedźwiedzicę….
Lilka:
Oni
wszyscy znają się na gwiazdach. Spece od Oriona, Plejad, a potem….
witamy w
klubie. Niedźwiedzicę jej pokazywał - pewnie był w harcerstwie. Minie
kilka
latek to zobaczysz, niebo?, jakie niebo? Przedstawienie skończone,
zaczęły się
schody…., a na dodatek każdy ma węża w kieszeni, no nie?
Aga:
Właśnie
dlatego pokłóciliśmy się. Kupiłam sobie te ciuchy, pamiętacie
pokazywałam wam w
gazecie, a on od razu naburmuszony, że niby on to sobie nie kupuje, a
czy to
moja wina? To niech sobie kupi…
Lilka:
Oni o
czym innym myślą, ktoś napisał w jakiejś mądrej książce, że oni inne
mózgi
mają, podobno jakoś tam inaczej jest ułożone, czy od innej małpy
pochodzą….
Dzidka:
Mój
pewnie od gibona…
Aga:
Od
początku wiedziałam, że kogoś mi przypomina, wiesz, że ty masz rację….
(na głowie Agi ląduje ręcznik
rzucony
przez Dzidkę)
Lilka:
(śmiejąc się)
No,
salonu mi nie demolować.
Aga: (zdejmując
ręcznik,
poprawiając włosy patrzy w lustro)
Teraz
będę musiała robić fryzurę.
Lilka:
A
jednak, chcesz się mu przypodobać…
Aga: (wzruszając
raminami, dalej poprawia fryzurę)
Dlaczego
koniecznie jemu, a nuż za rogiem wpadnę na jakiegoś mięśniaka, w lekko
rozpiętej na piersi koszuli,… nigdy nic nie wiadomo, trzeba być
przygotowaną…
Dzidka:
Wróć
ty lepiej na ziemię.
Aga:
A po
co?
Dzidka:
Co „a
po co”?
Aga:
Po co
mam wracać na ziemię?
Lilka:
Właśnie!
(do Dzidki) Pomarzyć sobie nie można?
(do Agi) Mów dalej, wysmukły,
opalony, jak z reklamy w telewizji.
Dzidka: (stając
przy
lustrze, przeczesując włosy palcami, marzycielskim głosem)
Tacy
nie istnieją. To wszystko podróbka.
Lilka: (do
Dzidki)
Żeby
tylko twój Rysiu tego nie usłyszał. (układa
dłonie jak kot wystawiający pazury) Ryś – drapieżny zwierz. (przez chwilę jeszcze syczy jak
rozwścieczony kot, machając w powietrzu paznokciami)
Aga: (do
Lilki)
A
tobie co?
Lilka:
Co? A
nie wiem.
Dzidka: (w
dalszym ciągu
stoi przed lustrem, przeczesuje
palcami włosy, mówi)
Liluś,
zrobisz mi pasemka?
Aga:
Czerwone,
zielone, czy siwe?
Dzidka:
A jak
myślicie? W takim samym kolorze co moje włosy, tylko jaśniejsze…
Aga:
To po
co w ogóle robić. Nie będzie widać.
Lilka:
Mój
to by pewnie nawet nie zauważył, gdybym położyła sobie czerwone z
zielonymi
końcami.
Dzidka:
Nie
udawaj, nie udawaj….
Lilka:
A co
ty myślisz? U nich to po pewnym czasie wzrok i słuch stają się
wybiórcze.
Aga:
Wszystko
staje się wybiórcze, tylko, że Dzidka nam i tak nie uwierzy.
Lilka:
To
kwestia doświadczenia życiowego, a nie wiary…
Dzidka:
I
właśnie to doświadczenie życiowe, którego podobno nie mam, mówi mi, że
Aga nie
wpadnie za rogiem na mięśniaka w rozpiętej koszuli, może ewentulanie na
łysawego faceta z brzuszkiem…..
Aga:
To
taka przyjaciółka jesteś? Nawet pomarzyć mi nie pozwalasz. No Dzidzia,
wyobraź
sobie, opalony tors, srebrny łańcuszek….
Dzidka:
Trafił
mi się taki jeden i to bardzo niedawno.
Aga:
Przecież
ty już od ponad roku jesteś z Rysiem.
Dzidka:
No
właśnie sama nie wiem co mnie napadło. To stało się tak nagle i tak
naturalnie
zarazem. Ryś by mnie rozszarpał jakby się dowiedział.
Lilka:
Teraz
to mówisz. Ewentualnie, mogła byś dorzucić troszeczkę szczegółów….?
Dzidka:
I
takie błękitne niebo….
Aga: (przybliża
się,
bardzo zaciekawiona)
No
opowiadaj, opowiadaj, jak było…
Dzidka:
To
było jakieś miesiąc temu, na spływie kajakowym. Był ze mną w jednej
łodzi,
gdzieś tam pobłądziliśmy. Słońce świeciło, niebo było takie niebieskie,
że
takiego nieba to ja chyba nigdy już nie zobaczę…..
Aga:
Daj
spokój z niebem. Co z mięśniakiem?
Aga: (Aga
rozmarzona
siada przy stoliku z bukietem suchych kwiatów)
Nie
wywracaj mojego mięśniakowatego spojrzenia na ten sflaczały świat, bo
tego ci
nie daruję.
Dzidka:
Smarował
mi plecy olejkiem do opalania, potem jego ręce powędrowały nieco ...
dalej ….
no w każdym razie stało się.
(Lilka stoi
wpatrzona w sufit z rękami na
sercu. Aga wzdycha przesuwając dłonią wzdłuż zasuszonej pałki wodnej w
bukiecie)
Aga:
Tak
na jeziorze, też by mi to pasowało. Jak mi się chce chłopa. Idę do
domu.....(gwałtownie przerywa i podskakuje na fotelu.
Kładzie palec na usta, macha ręką w stronę pozostałych nakazując im
ciszę)
Dzidka:
A co
ja znowu takiego powiedziałam?
Lilka:
Trafiłaś
pewnie na jej słaby punkt z tym olejkiem….
(Aga nie przestaje
machać rękami, puka
się w głowę słysząc ich komentarze, w końcu podbiega do półki, na
której stoi
radio. Zdejmuje radio z półki, włącza muzykę, radio ustawia na stoliku
koło
kwiatów skierowując głośnik na bukiet. Podbiega do pozostałych, bierze
je pod
ramiona i prowadzi na lewą stronę sceny, bliżej widowni)
Aga: (mówi
głośnym
szeptem,jakby zdradzała wielką tajemnicę)
Tam
jest mikrofon, ktoś nas podsłuchuje….
Lilka:
Bredzisz,
jaki mikrofon? Pomyliło ci się z pałką wodną….
Aga: (mówi
przez zęby)
Pałką,
co ty myślisz, że ja pałki od mikrofonu nie odróżnię
(Dzidka idzie w kierunku
wazonu i
dokładnie go ogląda, Po chwili wraca)
Dzidka: (bardzo
poważnie)
Tam
jest mikrofon, ktoś nas podsłuchuje…
Aga:
Przecież
przed chwilą mówiłam.
(Dzidka idzie w
kierunku wazonu i
dokładnie go ogląda, Po chwili wraca)
Lilka:
(bardzo poważnie)
Tam
jest mikrofon, ktoś nas podsłuchuje…
Aga:
Coś
takiego? Uwierzyłaś w końcu?
Lilka:
Ale
kto?
Dzidka:
Że
mnie podkusiło mówić o tym… (ścisza głos
jeszcze bardziej) mięśniaku. Ryś mnie zabije….
Aga:
Od
kiedy to tam może być?
Lilka: (wzrusza
ramionami)
Przecież
to suchy bukiet, to wody nie zmieniam. A stoi od kiedy pamiętam.
Dzidka:
To
Rysiu podłożył. On jest taki zazdrosny. Te ciągłe pytania: co robiłaś,
gdzie
byłaś…a ja z tym jeziorem, zatłucze mnie….
Aga:
Gibon….
Dzidka:
(łapie się za
głowę)
No to
już sobie wyobrażam….
Lilka:
Przecież
to mój podstawił. Tylko on miał dostęp do zakładu. Chce pewnie wiedzić,
czy
forsy przed nim nie chowam, żeby mógł wydawać na ten cholerny samochód.
Aga:
Nie
mów mi, że trzeba mieć klucz, żeby tu się dostać w nocy. Ja myślę, że
to Krzyś.
Nasłuchał się co my tu opowiadamy, a właściwie, co ja tu opowiadam, a
potem
chodzi ciężko obrażony i udaje, że to o ciuchy mu poszło. Oooo! kawał
drania,
już ja mu powiem…
(zaczyna iść w kierunku
kwiatków, obie
pozostałe panie odciągają ją)
Lilka:
Poczekaj,
musimy się zastanowić.
Dzidka:
Komu
chcesz nagadać? Nie wiemy, który to tam wsadził, bo Lilka twierdzi ...
Lilka:
Twierdzi?
Ja wiem, że to on, stary sknera….
Dzidka:
Więc
myślicie, że to nie Ryś? (nagle uśmiecha
się) Ale musiał mieć ubaw jak Aga opowiadała o leśniczówce….
Aga:
Ja to
mówiłam? Z detalami?
Lilka: (kiwa
głową)
To ja
stara mężatka się czerwieniłam….
Dzidka:
A ja
niedoszła mężatka, nawet nigdy nie będę wiedziała o czym ona mówiła….że
mnie
podkusiło o tym kajaku….
Aga:
Cichooo!
To trzeba sposobem. Tego co już poszło w eter nie da się zmienić, ale
zawsze to
można odkręcić….
Dzidka:
A co,
może staniemy teraz grzecznie przed mikrofonem i po kolei odszczekamy
wszystko.
To tylko utwierdzi ich w przekonaniu…
Lilka:
Jakich
ich? Myśłisz, że ich jest więcej? Jakaś szajka?
Dzidka: (z
płaczem w głosie)
Nie
wiem…
Aga:
A kto
ci każe odszczekiwać. Dajcie pomyśleć….
Lilka:
Jak
się dowiedzieć, który drań to podstawił?
Dzidka:
Wiem!
Każda z nas powie coś takiego, żeby ich ruszyło, a potem będziemy
obserwować.
Lilka:
Ich
nic nie ruszy.
Dzidka:
Mojego
ruszy…
Aga:
Cicho!
Odszczekiwać nie ma po co, bo i tak to nic nie pomoże. Zgoda?
Dzidka i Lilka: (przytakują)
No….
Aga:
Czyli
musimy dalej opowiadać co się da i udawać, że nie wiemy nic o
mikrofonie…
Dzidka:
Co?!
Mam opowiadać różne ….. intymne sprawy, wiedząc, że ktoś słucha….
Lilka:
Mam
się mu podstawiać?
Aga:
Dajcie
mi skończyć! Musimy opowiadać różne niestworzone, i to coraz bardziej
niewiarygodne historie i albo ich ruszy i wyłapiemy który to, albo …
Lilka:
Albo
ich nie ruszy…..i dalej nie będziemy nic wiedziały
Aga:
Ruszy,
ruszy, jak dojdziemy do UFO, napadu na bank, zabójstwa z premedytacją….
to
ruszy
Dzidka:
No
właśnie i wtedy powiemy, że o mikrofonie wiedziałyśmy od początku, i to
prawdziwe było też wymyślone, aby ich wyprowadzić z równowagi…
Lilka:
Jakich
ich?
Dzidka:
Nie
wiem!, ale to powinno zadziałać…
Aga: (do
Lilki)
No co
ty, nie rozumiesz? Dzidka już załapała cały plan. Opowiesz o swojej
intymnej
przygodzie z jakimś….. przystojnym Marsjaninem … i jak go to nie ruszy,
to ….
to nic go już nie ruszy…
Lilka:
Ruszy!
Jak dodam, że on wziął za to pieniądze, to go ruszy….
Aga:
Czyli
mamy plan. Tylko dziewczyny, nie oszczędzać się, co złego – to my.
W
końcu - pomarzyć sobie nie można? Czy co?
Dzidka:
Raz
czytałam taki numer w gazecie….. (zasłania
usta)
Aga:
Nic z
gazety, nic z książki, nic z życia, on to także mógł czytać, widzieć w
kinie.
Nic z tego …. to musi być oryginalne…., niepowtarzalne.
Dzidka:
To
będzie ciężko… coś wymyśleć.
Lilka:
Rusz
głową. Co, mam ci podpowiadać? Przecież ty najlepiej wiesz co twojego
wkurzy.
No nie? Teraz możesz sobie fantazjować do woli…. Wszystkie chwyty
dozwolone….
Aga:
Mojego
zwali z nóg jak opowiem, że jestem kleptomanką, te wszystkie ciuchy to
nie
kupione, ale ukradzione z różnych sklepów, a pieniądze to rozdaję dla
niepoznaki, żeby ubywało….
Lilka:
Może
ja to powinnam powiedzieć….
Aga:
To
był mój pomysł, ty masz swojego Marsjanina, któremu płacisz za usługi,
no wiesz
dodasz trochę detali, pikantnych drobiazgów …..
Lidka:
Niech
ci będzie, ale Marsjanin? Tam nie ma
nikogo, mój musi być z innej planety. Może z Wegi, może z ….
Dzidka:
A
dlaczego nie z Ziemi?
Lidka:
Eeeee,
Aga:
Marsjanin
z Ziemi? Ale przystojny nie z tej ziemi…. Taki ulotnie bezcielesny.
Dzidka:
Coś w
tym stylu miałam na myśli.
Lilka:
O
tak, w duchy to on wierzy, a jak nie wierzy, to uwierzy….
Aga:
A ty
Dzidzia, masz już coś na myśli?
Dzidka:
No
właśnie z tym duchem ….
Lilka:
Duch
już zarezerwowany….
Dzidka:
Ale
ja myślę o …. wyprodukowaniu ducha…
Lilka:
Ciut jaśniej poproszę, bo się zciemnia…
Dzidka:
No
powiem, że kocham Rysia…..
Lilka i Aga: (pokazują
odruch wymiotny)
Łeeee,
Aga:
i to
jest to najbardziej niewiarygodne co potrafiłaś wymyśleć…
Lilka:
Dzidzia,
bez wazeliny…
Dzidka:
I, że
ten mięśniak z kajaka, chciał stanąć na mojej drodze do szczęścia….
Lilka i Aga: (pokazują
odruch wymiotny)
Łeeee,
Dzidka:
Więc
go wykończyłam, zatłukłam…. z premedytacją, skoro myślicie, że tak
będzie
lepiej….
(Lilka i Aga
zacierają ręce z
zadowolenia)
Aga:
Z
premedytacją będzie na pewno lepiej.
Lilka:
No to
do roboty.
(Wszystkie idą w
kierunku stołu z suchymi
kwiatami, siadają dookoła)
Lilka:
(odsuwa radio,
ścisza i mówi sztucznie głośno i powoli nachylając się w kierunku
bukietu)
A
która z was to radio tak głośno nastawiła, że już porozmawiać nie można?
Dzidka:
Wspomnienie
tej nocy na kajaku tak mnie romantycznie nastroiło, że nastawiłam
radio….
Aga: (ściszając
głos,
mówi na stronie)
Przecież
to ja nastawiłam…
Lilka: (także
szeptem)
Ciiiicho……
Aga: (nachylając
się do
bukietu, mówi wyraźnie)
No i
co będzie jak się Rysiu dowie?
Lilka: (odpychając
Agę
nachyla się nad bukietem i mówi wyraźnie)
Ze
ślubu nici…. co?
Dzidka: (przełyka
ślinę,
nachyla się nad bukietem i mówi głośnym szeptem)
Nie
mogłam na to pozwolić, żeby jakiś mięśniak stanął na mojej drodze do
szczęścia.
Zabiłam go….
K U R
T Y N A
(Wnętrze studia radiowego.
Scena
podzielona na dwie części taflą szkła/pleksi. Po jednej stronie pan
Teodor –
prowadzący dyskusję, po drugiej stronie pani Basia przyjmująca
telefony,
zmieniająca muzykę itd – ważne – na prawym policzku ma czarny pieprzyk.
W
pomieszczeniu znajdują się różne magnetofony, mikrofony, konsole)
Teodor:
Jest
godzina 23:30. Jak zwykle o tej porze we wtorki zapraszamy państwa do
naszej
audycji z cyklu: „Człowiek, seks,
erotyka” - dyskusji na żywo, która potrwa do 1:30 po północy. Numer do
naszego
studia 20-001-0329. Czekamy na państwa telefony. Przypominam temat
dzisiejszego
spotkania: „Pociąg seksualny naturalny, a erotyzm sztucznie
stymulowany”. Liczymy na liczne telefony,
temat jest jak
państwo słyszeli gorący i chyba zawsze na czasie. Aby wprowadzić
państwa w
nastrój proponuję kilka taktów muzyki, po czym przejdziemy do naszego
pierwszego rozmówcy. Mam nadzieję, że nie każą nam państwo czekać długo
na
wasze telefony….
(daje ręką znać pani Basi,
która przesuwa
coś na pulpicie, rozlega się cicha muzyka. Teodor i Basia rozmawiają ze
sobą
poprzez mikrofony i głośniki umieszczone w obu pomieszczeniach)
Teodor:
(nachyla się do
mikrofonu)
Pani
Basieńko, zaparzy pani trochę kawy? Czeka nas długa noc….
Basia: (nachyla
się do
mikrofonu, po swojej stronie pomieszczenia, tak będą wyglądały ich
rozmowy do
końca tej sceny)
Chyba
mnie pan nie docenia, kawa jest już gotowa. Zaraz panu podrzucę kubek…, ale zaraz, chwileczkę, ktoś dzwoni, zaraz
podłączę pierwszego rozmówcę, uwaga (wycisza
muzykę, Teodor zakłada słuchawki, pani Basia daje ręką znak)
Jesteście na
antenie….
Teodor:
Dobry
wieczór. Z kim mam przyjemność?
Rozmówca1: (żeński
głos krzyczy do telefonu)
A co
wy za świństwa tam wyprawiacie, człowiek nawet nie może radia posłuchać…
Teodor:
Przecież
ma pani do wyboru dziesiątki innych programów, skoro pani nie odpowiada
nasz…..
Rozmówca1: (jak
wyżej)
To
jest zwyrodnienie, zmuszacie ludzi do słuchania tych świństw, dzieci…
(Teodor daje znak p.
Basi, która przerywa
rozmowę)
Teodor:
Halo,
halo, coś się stało z naszym połączeniem, zdaje się, że zgubiliśmy
naszego
pierwszego rozmówcę, miejmy nadzieję, że jeszcze do nas zadzwoni
przypominam
nasz numer telefonu 20-001-0329. A rozmawiamy dziś na temat: „Pociąg
seksualny
naturalny, a erotyzm sztucznie stymulowany”. Jak państwo słyszycie,
dyskusja
jest ożywiona, czekamy na następne telefony.
(daje ręką znać pani Basi,
która przesuwa
coś na pulpicie, rozlega się cicha muzyka)
Teodor:
Zapisała
pani numer telefonu………. to dobrze, proszę tej zgagi więcej nie łączyć,
co z tą
kawą?
Basia:
Stoi
pod drzwiami studia.
(Teodor otwiera
drzwi swojego
pomieszczenia, bierze kubek, siada przy swoim biurku)
Teodor:
Dziękuję
pani Basiu. Co, nikt nie dzwoni? (Basia
wzrusza ramionami). Dajmy im jeszcze minutę, jak nikt nie zadzwoni,
wchodzi
pani na fonię, ma pani jakieś teksty?
Basia: (potrząsa
plikiem
papierów)
Z
życia wzięte i gorące jak słońce Florydy.
Teodor:
A co
pani dziś tak romantycznie nastrojona?
Basia:
Wyszukałam
wspaniałe, nieustające źródło tematów do naszych audycji, a wszystko
naturalne,
omalże dziewicze. Świeże jak szczypiorek na wiosnę.
Teodor:
Jak
pani to zrobiła?
Basia:
Tajemnica
zawodowa. Zapowiada się bardzo interesująco …. ktoś dzwoni, zaraz
podłączę,
uwaga (wycisza muzykę, Teodor zakłada
słuchawki, pani Basia daje ręką znak) Jesteście na antenie….
Teodor:
Dobry
wieczór. Przypominam temat dzisiejszej rozmowy - Pociąg seksualny
naturalny, a
erotyzm sztucznie stymulowany. Mamy następnego rozmówcę. Halo, z kim
mam
przyjemność…
Rozmówca2: (męski,
głęboki głos)
Dobry
wieczór. Mam na imię Ryszard, a dzwonię, aby zabrać głos w tej jakże
ważnej
dyskusji.
Teodor:
Słucham
pana, jesteśmy na antenie. Dlaczego uważa pan ten temat za szczególnie
ważny?
Rozmówca2:
Bo,
proszę pana, człowiek w dzisiejszych czasach, albo pomija zażenowanym
milczeniem ten temat, albo w swoim zagonieniu, zapracowaniu , …..
zatraceniu…
nie ma na to czasu, albo….
Teodor:
Chwileczkę,
chciałbym sprecyzować w pana wypowiedzi wyraz „to”, czy chodzi panu o
erotyzm,
pociąg seksualny, zbliżenie, czy o ...
Rozmówca2:
A o
wszystko. Na nic nie mamy czasu. Nie mamy czasu na rozmowę ze swoimi
bliskimi,
nie zauważamy naszego partnera, jego nastroju, humoru, nie mamy czasu
na
zgadywanie jego pragnień, intencji….. (Teodor
robi niepewną, powątpiewającą minę, porusza dłońmi w stronę p. Basi, ta
pochyla
się do mikrofonu mówi do Teodora)
Basia:
Daj
mu jeszcze trzydzieści sekund, jak nie przejdzie do konkretów, obcinamy
(Teodor unosi kciuk do góry, kiwa głową)
Rozmówca2:
To
stało się jak bar szybkiej obsługi, mijamy się w drzwiach, zamiast
wychodzić
sobie na przeciw…
Teodor:
To
bardzo ważne co pan poruszył, ale jakie widzi pan rozwiązanie?
Rozmówca2:
No,
nie wiem, może ta audycja da na to pytanie odpowiedź, dlatego ten temat
uważam
za tak ważny..
(Basia przesuwa
dłonią w poprzek szyi)
Teodor:
Dziękuję panu za telefon. Co zmienić, żebyśmy
mogli wychodzić sobie na przeciw, zamiast mijać się jak w drzwiach baru
szybkiej
obsługi, pyta nasz rozmówca. Czekamy na kolejne opinie. Jest godzina
23:40
przypominam nasz telefon 20-001-0329. (daje
ręką znać pani Basi, która przesuwa coś na pulpicie, rozlega się cicha
muzyka)
Teodor:
Pani
Basiu proszę przejrzeć te papiery i wybrać coś, ale, cholera,
pikantnego, bo mi
wszyscy usną przy głośnikach.
Basia: (przekłada
kartki)
Co
pan chce usłyszeć - głos za, czy może nawet przeciw ?
Teodor:
Zawsze
za, pani Basiu, zawsze za….
Basia:
Zaraz
się podłączę, uwaga (wycisza muzykę, Teodor
zakłada słuchawki, pani Basia daje ręką znak) Jesteśmy na antenie….
Teodor:
Dobry
wieczór, audycja - „Człowiek, seks, erotyka”, z kim mam przyjemność?
Basia:
Z
człowiekiem, seksem i erotyką w jednej osobie….
Teodor:
Może
się pani przedstawić naszym słuchaczom…
Basia:
Mam
na imię Łucja, a dzwonię z Końskowoli.
Teodor:
Bardzo
nam miło, słuchamy. Czy tak samo jak nasz poprzedni rozmówca uważa
pani, że na
nic nie mamy czasu i tylko mijamy się w drzwiach….
Basia:
Czas
jest pojęciem względnym, ale jest w tym trochę racji. Świat troszeczkę
zwariował, ale (przegląda kartki papieru)
sama krytyka, narzekania nic nie pomogą, trzeba szukać
rozwiązań. Poprzedni
rozmówca zadał nam pytanie…
Teodor:
No
właśnie, czy pani także odnosi wrażenie baru szybkiej obsługi….
Basia: (spogląda
pilnie na
kartkę papieru)
Proszę
pana, nie o bar tu chodzi, bo i w barze można przyjemnie spędzić czas,
ba nawet
zjeść coś smacznego, chodzi o rodzaj i formę serwowania posiłków,
jeżeli
używamy już tego gastronomicznego porównania (Teodor
podnosi do góry kciuk, bije bezgłośnie brawo, kłaniając się z
uznaniem). Jak pan myśli, jak długo mógłby pan ze smakiem
pałaszować
powiedzmy ….. bigos, zawsze tak samo przyrządzony i podany na takim
samym
talerzu – tak dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc ….
Teodor:
Powiedzmy,
że może przez tydzień
Basia:
Dobrze,
powiedzmy, że po tygodniu by się panu znudziło. I jakie pan ma teraz
wyjście,
żeby odzyskać apetyt, konsumować znów z radością i smakiem ….
Teodor: (patrząc
bezradnie
na p. Basię i rozkładając ręce)
Pójść
do innego baru?
Basia:
Po
co! Wystarczy dobrze popieprzyć, dodać papryki, więcej grzybków, podać
bigos na
innym talerzu, postawić obok lampkę wina, albo zjeść w innym pokoju, a
może
….. pomóc swojemu partnerowi ugotować
coś innego, na przykład gołąbki….. Hm? Drugi bar może okazać się
znacznie
droższy mój panie….
Teodor:
O
dużo droższy, ale za to inne „menu”, czy to czasem nie jest intrygujące?
Basia:
Dlatego
mówiłam o wprowadzaniu nowych potraw, orientalnych przypraw, więcej
tajemniczości,
nowe „menu” można kreować samemu. Nieoczekiwany smak, niespotykany
nastrój,
wyrafinowany deser….. Nie utożsamiajmy się wyłacznie z bigosem, czy
pierogami.
Przed nami do odkrycia cały ….., pozostańmy przy słownictwie
kulinarnym, …cały
nieznany świat łakoci łechtających nasze nienasycone … podniebienie…
prawda, niezaspokojony apetyt….
(daje znak ręką, przesuwając w
poprzek
gardła)
Teodor:
Nie
wiem jak państwo, ale ja poczułem się głodny w trakcie tej rozmowy.
Dziękujemy
pani Łucji z Końskowoli za te….. kulinarne porady. Jest godzina 23:48,
a
słuchacie państwo audycji z cyklu „Człowiek, seks, erotyka”. Czekamy na
kolejne
telefony. Przypominam numer do studia - 20-001-0329. A może ktoś z
państwa ma
jakieś inne przepisy, aby wprowadzić trochę urozmaicenia w naszą
codzienną
konsumpcję?(daje ręką znać pani Basi,
która przesuwa coś na pulpicie, rozlega się cicha muzyka)
Teodor:
Skąd
pani to wytrzasnęła? Któż to wymyślił - więcej pieprzu w innym pokoju…?
Basia:
Tajemnica
panie Teodorze, zawodowa. Mówiłam panu, że zapowiada się interesująco….
Teodor:
Chyba
się do pani na kurs dokształcania zawodowego zapiszę…(p.
Basia przerywa mu ruchem dłoni)
Basia:
Mamy
kolejny telefon, nie dwa, znaczy trzy. Będę przełączać po kolei (wycisza muzykę, Teodor zakłada słuchawki,
pani Basia daje ręką znak) Jesteście na antenie….
Teodor:
Dobry
wieczór, z kim mam przyjemność…
Rozmówca3: (męski
głos)
Panie,
ja nie po to słucham radia o dwunastej w nocy, żeby mi ktoś książkę
kucharską
czytał na dobranoc. Na jaki temat to jest audycja? Co…..
Teodor:
Proszę
pana…
Rozmówca3:
Spotkanie
Koła Gospodyń Wiejskich z Końskowoli, czy co? Myślałem, że usłyszę coś
konkretnego jak moją babę podkręcić, a wy mi o jakiś pierogach,
krupniku…..,
cholera, a teraz sobie podkoszulek rozdarłem, o oczko mi leci(Teodor
przesuwa dłonią w poprzek szyi)
Teodor:
Dziękuejmy
panu, mamy już następnego rozmówcę, haloooo, słuchamy, jesteśmy na
antenie, z
kim mam przyjemność?
Rozmówca4: (męski
głos)
Mam
na imię Adolf i dzwonię z mojej komórki, właśnie jestem na trasie
gdzieś koło
Słupca…halo, coś trzeszczy, czy pan mnie słyszy?
Teodor:
Tak
słyszymy pana. Jest pan na antenie.
Rozmówca4:
Dobry
wieczór. Jadę i słucham waszej audycji i chciałbym bardzo gorąco
zgodzić się z
panią Łucją z Koła Gospodyń Wiejskich w Kośkowoli
Teodor:
Proszę
pana, ona nie była (p. Basia macha ręką,
żeby dał spokój)
Rozmówca4:
Pan
mnie słyszy?, prawda?, halo, tak więc zgadzam się. Teoria afrodyzjaków
znana
jest, proszę pana, od pokoleń, od tysiącleci. Odpowiednie przyprawy,
zioła używane
były już w starożytych Chinach właśnie w tym celu. I muszę panu
powiedzieć, że
to byłby najbardziej naturalny sposób wyjścia z tego impotencyjnego
impasu
naszego społeczeństwa. Posuń się stara…
Teodor:
Przepraszam,
chyba mamy jakieś zakłócenia….
Rozmówca4:
Ja
dobrze pana słyszę, posuń się stara. Kobieta mi zasnęła i przewala się
na mnie.
Proszę chwilkę zaczekać, muszę telefon odłożyć, żeby ją przechylić w
stronę
okna………………O już. Ludy afrykańskie na przykład używają w tym celu
sproszkowanego
rogu nosorożca. Nie muszę panu mówić jak to działa, prawda.
Mało
w poślizg nie wpadłem.
Teodor:
Po
rogu nosorożca? w poślizg?
Rozmówca4:
A co
pan myślisz - ciężko jest utrzymać kierownicę
jedną ręką (słychać jakiś hałas
potem cisza) …………
Teodor:
Halo,
halo, straciliśmy naszego rozmówcę. Mamy kolejną osobę na telefonie,
ale
proponuję państwu kilka taktów muzyki zanim usłyszymy kolejny głos w
tej
niezwykle pasjonującej dyskusji. Jest trzynaście minut po północy.
Słuchacie
państwo audycji z cyklu „Człowiek, seks, erotyka”. Czekamy na kolejne
telefony.
Przypominam numer do studia - 20-001-0329. (daje
ręką znać pani Basi, która przesuwa coś na pulpicie, rozlega się cicha
muzyka.
Teodor zdejmuje słuchawki, przeciąga się, mówi do p. Basi)
Teodor:
Widzi
pani, jaką dyskusję zapoczątkowała pani pogadanka kulinarna.
Basia: (potrząsa
kartkami
papieru)
Niech
pan zaczeka na inne wynurzenia, ale musimy wracać do programu, bo
zgubimy
kolejnego rozmówcę. (wycisza muzykę,
Teodor zakłada słuchawki, pani Basia daje ręką znak) Jesteście na
antenie….
Teodor:
Witamy
naszego kolejnego radiosłuchacza. Z kim mam przyjemność?
Rozmówca5: (głos
kobiecy)
Wanda
z Wrocławia.
Teodor:
Dziękujemy,
że pani czekała. Co pani myśli o wcześniejszych wypowiedziach naszych
rozmówców?
Rozmówca5:
Ja
nie słucham takich świństw proszę pana, ja tylko chciałam zapytać gdzie
można
kupić sproszkowany korzeń nosorożca…..
Teodor:
Korzeń
nosorożca?
Rozmówca5:
No,
tak ten pan mówił..
Teodor:
Proszę
pani niech pani pyta w aptece.
Rozmówca5:
I
będą mieli?
Teodor:
Ostatnim
razem mieli.
Rozmówca5:
To ja
dziękuję i proszę takich świństw mi nie nadawać.
Teodor:
Dziękujemy
za cenny głos w naszej dyskusji. Przypominam temat - Pociąg seksualny
naturalny, a erotyzm sztucznie stymulowany. Czekamy na kolejne
telefony.
Przypominam numer do studia - 20-001-0329. (daje
ręką znać pani Basi, która przesuwa coś na pulpicie, rozlega się cicha
muzyka)
Teodor:
Mamy
tam kogoś jeszcze?
Basia:
Na
razie nie. Dajmy im kilka minut. Zostało jeszcze trochę czasu
antenowego do końca
programu. Jak nikt nie zadzwoni (przegląda
kartki) to mam coś interesującego. (czyta
dokładniej jedną kartkę) Ho, ho – zaczynam się czerwienić. Nigdy
by mi nie
przyszło do głowy ... i to w leśniczówce….
Teodor:
Da
pani poczytać?
Basia:
Nie
chcę mieć pana na sumieniu. Serduszko nie wytrzyma. (wpatrzona
w kartkę zasłania usta parskając śmiechem) Oj, mówię
panu, to nie nadaje się do naszego programu.
Teodor:
Skąd
pani to wytrzasnęła? Pani Basiu, po starej znajomości, powie pani?
Basia:
Nie
mogę, jak pragnę zdrowia, nie mogę. Powiedzmy, że mam ….., ale zaraz
chwileczkę
ktoś dzwoni. Zaraz podłączę, uwaga (wycisza
muzykę, Teodor zakłada słuchawki, pani Basia daje ręką znak)
Jesteście na
antenie….
Teodor:
Dobry
wieczór. Człowiek, seks, erotyka. Z kim mam przyjemność?
Rozmówca6: (męski
głos)
Bogusław.
Siedzę tak w nocy w laboratorium prowadząc kolejne doświadczenie,
słucham was,
bardziej z nudów, bo ludzie takie głupoty opowiadają. Panie, ja
naprawdę się na
tym trochę znam….
Teodor:
W
jakim konkretnie temacie….
Rozmówca6:
Proszę
pana, jestem naukowcem. Te wszystkie afrodyzjaki to lipa i zaraz to
panu
udowodnię. Otóż, czy zastanawiał się pan dlaczego na przykład człowiek
chory na
cukrzycę, potrzebujący insuliny, chodzi ze strzykawkami, wkłuwa się w
skórę
brzucha, w udo, czy w ramię, aby podać sobie potrzebny preparat? Co?,
czy nie
można by w tabletce?
Teodor:
No,
nie wiem, może jeszcze nikt nie wyprodukował takich tabletek.
Rozmówca6:
Nie,
proszę pana. Bo insulina jest substancją białkową i podana doustnie
zostanie
strawiona, jak każde inne białko, rozumie pan, jak schabowy, wątróbka,
czy
golonka. W tym tkwi problem. Wszystkie te substancje wpływające na
reakcje
seksualne u człowieka, czyli hormony płciowe, też są białkami – krótko
mówiąc
ta sama historia co z golonką. A orientalne przyprawy – zwłaszcza
ostre, mogą
wywołać ewentualnie przekrwienie odpowiednich narządów, rozluźnić, ale
to nie
ma nic wspólnego z afrodyzjakiem. Ha, ha, róg nosorożca….
Teodor:
Czyli
afrodyzjaki nie istnieją?
Rozmówca6:
A
tego, to ja nie powiedziałem. Nie istnieją w takim rozumieniu, w jakim
zostały
przedstawione w tej audycji. Czy słyszał pan o feromonach? Substancjach
chemicznych odkrytych u owadów? Hm?
Teodor:
Oczywiście.
Samica potrafi przywabić samca podobno z dużej odległości.
Rozmówca6:
Z
dużej odległości? Co by pan powiedział na 11 kilometrów. Tak. Z takiej
odległości może przywabić samca samica jedwabnika.
Teodor:
Ale,
czy my nie odbiegamy czasem od tematu - Człowiek, seks, erotyka. Co
mają do
tego jedwabniki, czy inne owady.
Rozmówca6:
Jest
pan w błędzie. Ludzie produkują feromony.
Teodor:
I to
działa?
Rozmówca6:
Tym
właśnie się zajmujemy. Działa proszę pana. Problem polega na tym, że
trudno
jest oczyścić te substancje i wyprodukować w odpowiedniej ilości. Ale
chyba
znaleźliśmy i na to sposób. Muszę kończyć, jak panu mówiłem, nadzoruję
właśnie
eksperyment, muszę iść, bo szczury zaczynają kopulować, wyobraża pan
sobie,
dziesięc minut po podaniu preparatu. To działa proszę pana, działa…
Cholera,
zaraz klatkę rozwali. A pójdziesz ty!
Teodor:
Halo,
halo, no tak … Dziękujemy za rozmowę. Jak państwo słyszeli, prowadzone
są
właśnie badania nad ludzkimi feromonami, które mogą bardzo zmienić
dotychczasowe poglądy na temat ludzkiej seksaulności, rozbudowania
atrakcyjności erotycznej człowieka, (p.
Basia pokazuje na zegarek) stymulowania popędu. Jednym słowem -
przed nami
cała nowa epoka niespotykanych przeżyć i doświadczeń. Nasz czas
antenowy
dobiega niestety końca. Dziękujemy wszystkim, którzy pomimo późnej pory
byli z
nami przy odbiornikach, a szczególnie tym, którzy znaleźli czas, aby do
nas
zadzwonić i podzielić się z państwem swoimi opiniami, spostrzeżeniami i
wiedzą.
Zapraszam na kolejną audycję z cyklu – „Człowiek, seks, erotyka” w
następny
wtorek. Dobranoc. (daje ręką znać pani
Basi, która przesuwa coś na pulpicie, rozlega się cicha muzyka)
Teodor:
Dziękuję
pani Basiu. Uratowała mnie pani z tą gastronomiczną pogadanką. Potem
poszło jak
po maśle. Ale ten ostatni telefon, wierzy pani w to?
Basia:
Niektóre
firmy kosmetyczne podobno dodają już jakieś substancje – atraktanty
przyciągające płeć przeciwną. Ja w to nie wierzę. Przecież to byłoby
bardziej
nagłośnione, wyeksponowane….
Teodor:
Ale,
słyszała pani, szczury wzięło po dziesięciu minutach….no może coś w tym
jest.
Basia:
Mam
zapisany numer telefonu, z którego dzwonił. Spróbuję się z nim umówić.
Wzmocnię
urok osobisty, ( śmieje się) perfumką
z feromonem – to mi nie odmówi. Tylko nigdy nie będę wiedziała, co
zadziałało.
K U R
T Y N A
(W mieszkaniu Lilki. Wejście
do mieszkania
z lewej, drugie drzwi z prawej. Na środku stolik, na wprost regał , a w
nim
telewizor, książki. Na ścianach obrazy)
(Lilka chodzi na czworakach po
podłodze
zagląda pod stół, potem wstaje przegląda biblioteczkę, bierze krzesło
zagląda
na biblioteczkę … dzwonek do drzwi)
Lika:
Wchodźcie,
otwarte!
(wchodzą Dzidka i Aga)
Aga:
Co
sprzątasz?
Lilka:
Nie,
szukam pluskwy.
Dzidka:
Czego?
Masz robaki?
Lilka:
Co
ty, filmów nie oglądasz? Pluskwy – czyli podsłuchu. Sprawdzałam, czy
nikt tutaj
niczego nie podstawił, i czy możemy rozmawiać swobodnie.
Aga:
Widziałam
na jednym takim filmie, że podsłuch był w kontakcie, odkręcałaś już
wszystkie
kontakty?
Dzidka:
Masz
śrubokręt?
Lilka:
Nie
pozwolę zrujnować mojego mieszkania. Nikt by nie chował go w kontakcie.
Ten
mikrofon w zakładzie był dość duży. Jakaś prymitywna robota (schodzi
z krzesła) No nic tu nie ma. (podchodzi do telewizora
i włącza) Na
wszelki wypadek przygłuszymy telewizorem.
Dzidka:
Ja
mogę poodkręcać kontakty….
Lilka:
U
siebie poodkręcaj. Siadajcie dziewczyny. No co? Zauważyłyście jakieś
zmiany u
swoich chłopów.
Aga: (uśmiechając
się)
Krzyś
mnie przeprosił.
Dzidka: (trąca
ją, mruga
porozumiewawczo)
I jak
było….. no mów!
Aga:
No
co….jak. No, dobrze….
Lilka:
To,
że cię przeprosił, nie znaczy wcale, że słyszał co mówiłaś. Hormony go
ruszyły.
Każdy chłop jest jak prosta, zaprogramowana maszyna. Powiedz lepiej,
czy
zachowywał się normalnie, czy nietypowo.
Aga:
No
wiecie, ….. od razu nietypowo?…. najpierw wziął mnie ... na kolację do
restauracji…
Lilka:
Dla
mnie to jest mocno podejrzane.
Dzidka:
Mój
Ryś często mnie zabiera do restauracji.
Lilka:
Różnica
wieku, dziecko. On ciągle jeszcze tokuje jak głuszec… (do
Agi) Powiedz lepiej, czy dużo wydał?
Aga:
Ależ
skądże……
Lilka: (z
przekonaniem)
To
nic nie słyszał….,
Dzidka: (do
Agi)
Ale
co było potem?
Aga:
Normalka,
wiesz sama co było potem.
Dzidka: (z
przekonaniem)
Nic
nie słyszał.
Aga:
A tak
mnie romantycznie nastroiło twoje opowiadanie….. ( z rozmarzeniem) w
kajaku na środku jeziora…. więc skorzystałam
z sytuacji, że miał poczucie winy i….. powiedzmy, że namówiłam go na
coś
podobnego. W ten weekend jedziemy na spływ kajakowy
(Dzidka zaczyna przeglądać
torebkę)
Lilka:
Namówiłaś
go? Wymusiłaś i dobrze, tak z nimi trzeba.
(Dzidka znalazła w
torebce buteleczkę z
olejkiem, podaje Adze)
Dzidka:
Masz,
nie zapomnij, od tego się u mnie zaczęło. Powiedz, żeby nasmarował ci
pleeeecy…, ramioooona… i tak dalej .... Jak nie zaskoczy co jest grane,
to… nie
trać na niego czasu…
Rozdawali
próbki w sklepie, skóra po nim nie schodzi…
Lilka:
Dobra,
to jednego mamy z głowy. On nie podsłuchuje.
Aga:
Nie
bądź taka pewna, a co z twoim, myślisz, że to on?
Lilka:
Jeśli
Wojtek podsłuchuje, to nawet mu to dobrze zrobiło. Przedwczoraj zaraz
po
wejściu do domu zaczął łasić się do mnie jak kot, ocierać, w końcu
przewrócił
mnie na podłogę i kochaliśmy się. Mówię wam, o tu na podłodze (wskazuje na podłogę, a Dzidka i Aga patrzą
w to miejsce)
Aga: (z
niedowierzaniem)
Na
prawdę? A to dzikus....
Lilka:
Tarzaliśmy
się jak dzieci. Był taki intensywny i szalony…. mówię wam, całe plecy
mam
podrapane. Ale i ja jemu dałam paznokciami po twarzy. Nie wiem co mnie
napadło.
Dzidka:
A
mówiłaś, że tylko Ryś – drapieżny zwierz.
Lilka:
To
wszystko przez ten nowy krem. Drugi raz go położyłam i drugi raz Wojtuś
bierze
mnie na podłodze....czy to jest przypadek?
Aga:
Ten z
łożyska?
Lilka:
Acha,...
Dzidka:
Liluś,
dasz trochę?
Aga:
A
tobie po co? To działa dopiero po czterdziestce.
Lilka: (do
Agi)
O,
dziękuję ci, to było miłe….
Dzidka: (do
Lilki)
Ale w
końcu myślisz, że słucha, czy nie słucha?
Lika:
Raczej
nie, dalej sknerzy i nie robi żadnych głupich uwag…
Aga:
Dzidzia,
to tylko twój został
Lilka:
Zaczekajcie
chwilkę, nie jesteście głodne?
Aga:
Ja to
bym mogła coś wrzucić na ruszt, a co masz?
Lilka:
Musimy
coś spróbować. Słuchałam kilka dni temu w radio - była audycja o seksie
i
jedzeniu, nie wiem dokładnie o co chodziło, nie słuchałam do końca, ale
jakiś
gość dzwonił i mówił o tym, że różne przyprawy dobrze na to robią.
Dzidzia:
Wiem,
Ryś mi mówił, że czerwona papryka….
Aga: (lekceważąco)
On
jest młody i tokuje. (do
Lilki) Ale co myślisz, że to pomaga
….
Lilka:
Nie
wiem czy na pewno pomaga w seksie, ale taki mnie głód złapał, że
wyżarłam pół
lodówki przy okazji. Zaraz na drugi dzień poszłam do sklepu i nakupiłam
różnych
przypraw, zaraz popróbujemy. Poczekajcie (wychodzi
do kuchni).
Aga:
Co,
mamy być królikami doświadczalnymi?
Dzidka:
Nie
narzekaj, byłaś głodna, no nie?, a poza tym, czego się nie robi dla
nauki…
(wchodzi Lilka z
tacą różnych buteleczek,
serem, krakersami…..)
Lilka:
No
co, gotowe. Ciekaw jestem jak to pachnie. (bierze
buteleczkę odkręca, wącha, czyta napis) CORIANDRUM SATIVUM. To po
naszemu –
Kolendra.
Dzidka: (bierze
od Lilki
buteleczkę, wącha)
I co
mamy tak jeść na sucho ten proszek?
(Aga bierze
buteleczkę, wącha, krzywi
się)
Lilka:
A
gdzież na sucho, masz krakersy, ser biały, może jeszcze masełko mam
przynieść?
(do Agi)
Czekaj,
do tego książkę nabyłam – „Magiczny seks”. Zaraz sprawdzimy jak to
działa. (przewraca kartki, w tym czasie Dzidka
posypuje kawałek sera i je)
Lilka:
O
jest! (czyta) Działa pobudzająco.
(Aga posypuje
kawałek sera i przymierza
się do zjedzenia grymasząc i cały cas obwąchując jedzenie)
Lilka:
(czyta dalej)
Mmmmmm,
łodyga 80 cm…mmmmm... od najdawniejszych czasów służy jako afrodyzjak,
na
przykład w Egipcie i Palestynie. Już Dioskurides zalecał picie kolendry
w winie
w celu pomnożenia nasienia.
Aga: (odrzuca
na talerz
niezjedzony kawałek)
A
mnie to na co?
Dzidka: (krzywi
się)
Ja
już zjadłam….
Aga:
Nic
ci nie będzie, najwyżej wąsy ci urosną…
Dzidka:
Tam
nie było nic o wąsach, prawda Liluś…
Lilka:
W
razie czego wyślę cię na laser, ale czekajcie, co mamy dalej, (bierze kolejną buteleczkę, czyta) ZINGIBER
OFFICINARUM – to po naszemu imbir. (przewraca
kartki, w tym czasie Aga i Dzidka wąchają)
Aga:
Ładnie
pachnie
Dzidka:
Jak
to działa?
Lilka:
(odnajduje
odpowiednią stronę)
O
jest! Piszą, że sproszkowany słabo działa, lepszy jest świeży, możemy
jeść
(czyta dalej) Korzeń uchodzi za
"gorący",
powodujący ogień w ciele. Pobudza więc tym samym organy płciowe. W
medycynie
azjatyckiej używa się go jako afrodyzjaka, działa ogólnie stymulująco.
Aga:
Azjatyckiej?
To ci, co napisali Kamasutrę, powinni dobrze wiedzieć, bawią się w te
klocki
kilka tysięcy lat.
(Lilka i Aga posypują ser i
zjadają)
Dzidka:
Kilka
tysięcy lat – daj spróbować. (posypuje
ser i je) Dobre!
Lilka:
No i
jak dziewczyny – czujecie coś?
Aga:
Tak
jakoś ciepło w środku….
Dzidka:
Co
tam jeszcze masz (bierze buteleczkę) CROCUS
SATIVUS, co to?
Lilka: (przerzuca
kartki)
Szafran
- podobno wzmacnia popęd płciowy u młodych mężczyzn.
Aga:
To
coś dla Rysia…
Lilka:
Czekaj,
to nie wszystko. Zdaniem starożytnych Greków szafran pobudza kobiece
narządy
płciowe. Używany jest jako namiastka opium,
jako że zawiera olejek eteryczny, który ma działanie
psychodeliczne,
pobudzające i powoduje długotrwały orgazm.
Dzidka:
Jemy!
(znowu sypie dużo na kawałek sera i je,
po niej pozostałe, ale w mniejszych ilościach).
Aga:
Czujecie
coś?
Lilka:
Przecież
to tak od razu nie może działać….
Dzidka: (robi
jej się
niedobrze)
Ja
coś czuję, ja muszę do łazienki (trzymając
się za brzuch wybiega do łazienki)
Aga:
Niepotrzebnie
pomieszała z tym na pomnożenie nasienia….(spogląda
na telewizor, mówi do Lilki) Daj głośniej – kronika policyjna.
(Lilka podchodzi do
telewizora i
zgłośnia, słychać wyraźnie głos spikera)
Spiker:
Na
trasie koło Słupca doszło wczoraj do czołowego zderzenia samochodu
osobowego z
ciężarówką. Policja podejrzewa, że przyczyną wypadku była nadmierna
szybkość
oraz nieuwaga kierowcy korzystającego w czasie jazdy z komórkowego
aparatu
telefonicznego. Przypominamy i apelujemy o rozwagę.
Na
jeziorze Tyrkło w trakcie koszenia trzciny natrafiono na zdekomponowane
zwłoki
mężczyzny. Medyk sądowy wstępnie określił czas zgonu na około 20 – 40
dni.
Potwierdził duże okaleczenie zwłok. Nadal trwają poszukiwania odciętej,
prawdopodobnie przez turbinę łodzi motorowej, głowy. Policja prosi o
pomoc w
identyfikacji zwłok.
(Aga patrząc na
telewizor)
Aga:
Jak
na to
patrzę, to …. (wraca Dzidka) niedobrze
mi się robi.
Dzidka:
Mnie
już przeszło, teraz mogę coś zjeść….
Aga:
Przestań…..
Spiker:
Wszyscy,
którzy brali udział w spływach kajakowych w dniach od 30 lipca do 20
sierpnia,
proszeni są o kontakt z komendą policji w Małej Wsi telefon 03- 16- 28,
lub z
najbliższą jednostką policji.
Dzidka:
Ja w
tym czasie byłam na kajakach, kogo oni szukają….
Lilka:
Po
jakim jeziorze pływałaś z tym mięśniakiem?
Dzidka:
Na
Mazurach. Myślisz, że te nazwy da się zapamiętać? Czekaj, to były na
pewno
Śniardwy, coś z kaczką…. Kacze….cośtam, o wiem Kaczerejno,Tyr…, Tyrkło,
i coś
na wymioty, nie, wariaty, a może Warnołty….jakoś tak, a co?
Aga:
Ale
ty nikogo nie zaciukałaś?
Lidka:
No co
ty, przecież wymyśliła to na poczekaniu….
Dzidka:
O
czym mówicie?
Aga:
Łódź
motorowa komuś obcięła głowę i nie mogą znaleźć.
Dzidka: (wstrząsa
się)
Brrrr,
ścisz to, bo…..
Aga:
Poczekaj,
jeszcze pogoda. Muszę mieć słońce, żeby Krzyś mógł smarować olejkiem…
no nie…
Lidka:
W
razie czego powiesz, że to na komary, czy oni się na tym znają?
Dzidka: (śmiejąc
się)
Wojtuś
Kocur, mówisz, że to po kremie z łożyska, tak was wzięło ... na podłodze
Lilka: (nagle)
Czekajcie,
przypomniało mi się coś. Była taka jedna w zakładzie ostatnio, no taka (opisuje p. Basię z radia- a więc opis
zależy od wyglądu aktorki grającej jej postać) Wysoka/niska, przy
kości/chuda, włosy czarne/brązowe/blond, o i miała taki czarny pieprzyk
na
policzku, tak na prawym policzku. Zapamiętałam ją, bo siedziała przy
bukiecie….
Dzidka:
Przecież
krzesło stoi przy bukiecie, to co, miała siedzieć na podłodze?
Lilka:
Ale
gapiła się w ten bukiet cały czas…
Aga:
A
gdzie się miała gapić?
Lilka:
Mogła
sobie gazetę poczytać, a ona nie, tylko w te suche kwiatki patrzyła,
mówię wam,
że to ta zołza…
Dzidka:
Pierwszy raz ją
widziałaś?
Lilka:
Nie!
I dlatego nie mogę sobie darować, że mi od razu do głowy nie przyszła….
Aga:
No to
zaczynamy polowanko….
Lilka:
(głośno)
niech
się tylko znowu pojawi, już ja….
(Wchodzi Wojtek z
całą twarzą podrapaną,
kilka plastrów na policzkach i na czole)
Wojtek: (od drzwi mówi)
na
mnie czekasz kotku? (zaskoczony,
zauważając Dzidkę i Agę)
Oooo
- cześć dziewczyny.
Aga:
(przyglądając mu
się, ze śmiechem)
A
ciebie kto tak urządził?
Wojtek:
(dotyka plastra na
czole)
Przy
goleniu się zaciąłem.
(Dzidka zaczyna
chichotać)
Wojtek:
(niezdecydowanym
głosem)
Przepraszam
mam coś do roboty (pokazuje niepewnie w
stronę pokoju, idzie na prawo w stronę drzwi)
Aga: (zatrzymuje
go)
Nie,
nie. My już uciekamy. No to pa - KOTKI.....(wychodzą
razem z Dzidką na lewo. Wojtek zawraca, macając się po policzku pyta
Lilki)
Wojtek:
Ty im
coś powiedziłaś?
Lilka: (wzruszając
ramionami)
Ależ
skądże, no co ty.
K U R
T Y N A
(Kawiarenka. Przy stoliku, w słońcu
siedzi p. Basia, popija coś ze szkalnki przez słomkę. Po chwili
podchodzi do
stolika mężczyzna – Bogumił - w koszuli z krawatem. Zachowują się jak
dobrzy
znajomi, zakochani)
Basia: (z wyrzutem w
głosie)
Kazałeś
mi na siebie czekać. Nieładnie.
Bogumił: (całując
ją w
policzek)
Kolejny
eksperyment. Nie mogłem wcześniej wyjść z laboratorium.
Basia:
Żebyś
mi więcej tego nie robił….
Bogumił:
To
nie ode mnie zależy…
Basia:
Mówię
o czym innym. Jak mogłeś zadzwonić podczas audycji. Prawie mnie zwaliło
z
krzesła jak usłyszałam twój głos. Musiałam udawać przed starym, że się
nie
znamy.
Bogumił:
Kiedy
oni takie głupoty opowiadali, że nie mogłem się powstrzymać, ale i ty
mało nie
wpakowałaś mnie w kłopoty, panno Łucjo z Końskowoli. Nie powinnaś
ujawniać tych
zapisków. To są dokumenty naukowe, które, powiedzmy sobie szczerze, są
uzyskiwane tak niby półlegalnie. Mogę mieć duże kłopoty, jak to wyjdzie
na jaw.
Nikt w laboratorium nie wie o tym moim nieoficjalnym kierunku badań.
(Pojawia się
kelnerka)
Kelnerka: (mówi
słodko,
widać, że dobrze zna Bogumiła)
Pan
Boguś, dawno pana nie widziałam, podać jak zwykle (obrzuca
Basię złym spojrzeniem) Pepsi z lodem?
Bogumił: (równie
słodko)
Tak
pani Jolu, z lodem, jak zwykle....
Basia:
Ho,
ho stały bywalec? Coś tu (gestykuluje
rękami wskazując to na Bogumiła, to na odchodzącą kelnerkę) było
na rzeczy?
Bogumił: (nachylając
się do
Basi, kospiracyjnie)
Urok
osobisty i.... feromony... Tak ....(zmienia
temat) Ale, jak już mówiłem, mogę mieć duże kłopoty, jak to
wyjdzie na jaw.
Nikt w instytucie o tym nie wie, poza moim technikiem oczywiście, ale
on swój
chłop.
Basia:
A
kierownik?
Bogumił:
Szef?
On nie zaaprobowałby eksperymentów na ludziach na tym etapie badań.
Poza tym
wprowadziłem pewne zmiany w technologii….
Basia:
Przecież
nie ujawniłam źródła moich informacji. To jest zresztą regułą pracy
dziennikarskiej. Każdy mógł opowiadać mi różne pikantne historyjki. Nie
martw
się Boguś, to nigdy nie wyjdzie na jaw. Grób, mogiła.
Bogumił:
Skoro
tak, (otwiera dyplomatkę i podaje jej
taśmy magnetofonowe) masz taśmy z ostatniego tygodnia do
przepisania. Dziś
mój technik nadzoruje eksperyment w zwierzętarni, ja mam wolny wieczór,
może
mógłbym wpaść i pomóc ci z tymi taśmami (robi
dwuznaczną minę)
Basia:
Może
.... (robi słodką minę) kto wie, czy
sobie zasłużysz.
Bogumił:
Zasłużysz?
Basia:
A
tak! Zadzwoniłeś wczoraj do studia i stary kazał mi z tobą
przeprowadzić wywiad
na temat feromonów i tego co tam robicie.
Bogumił:
Czemu
nie? To nie jest aż taka straszna tajemnica, za wyjątkiem oczywiście
całej tej
mojej działki badawczej. No i jeszcze jeden warunek, że nie ujawnisz
źródła
informacji.
Basia:
Słowo
dziennikarza! (podnosi dwa palce do góry,
Bogumił patrzy z powątpiewaniem, zastanawia się, Basia dodaje po
chwili) Nie
zapominaj o nagrodzie.
Bogumił:
No
dobrze.
(Basia kładzie na
stół mały magnetofon
reporterski)
Bogumił:
(zaskoczony)
Chyba
nie będziesz tego nagrywała. Nie, mowy nie ma. Wpadnie w jakieś
niepowołane
ręce, poznają mnie po głosie i w instytucie jestem załatwiony.
Tylko
notatki. Ja i tak w razie czego zaprzeczę.
(Basia z grymasem
chowa magnetofon)
Basia:
Ale
ty utrudniasz. Ja też ci trochę poutrudniam….
Bogumił:
To
zaczyna być podniecające. Ale ty wiesz, że ja znam na to metody, hm
Basia:
Może
na szczura to zadziała, ale nie na mnie, mój drogi.
Bogumił:
Zadziała,
zadziała. Taśm nie słyszałaś? Zna się te sposoby. Wszyscy dookoła
włącznie z
moim szefem, ciągle raczkują, a ja już mam wyniki w garści.
( Pojawia się
kelnerka z napojem. Kładąc
go na stole celowo przesuwa dłonią po szyi Bogumiła, ociera się o
niego, na
Basię spogląda z nienawiścią)
Basia: (wyciąga
notatnik,
podczas całej rozmowy z Bogumiłem, co pewien czas wpisuje coś do
notatnika)
Opowiedz
mi jak to się zaczęło.
Bogumił: (wskazując
na
odchodzącą kelnerkę)
Z
nią? Testowałem jeden z pierwszych preparatów, jeszcze przed
modyfikacjami,
działa tylko platonicznie.
Basia: (kładąc
Bogumiłowi
palec na usta, i kręcąc głową)
Będziesz
za to ukarany. Ale pytałam, jak rozpoczęły się eksperymenty, jak w
ogóle do
tego doszło.
Bogumił:
Ma
być bardzo naukowo i z detalami, czy gazetowo?
Basia: (urażona)
Oczywiście,
że bardzo naukowo i z detalami. Ja poradzę sobie z wersją gazetową, o
ile
będzie w tym w ogóle coś interesującego. Od czego się zaczęło?
Bogumił:
Pierwszym
odkrytym feromonem był bombykol, związek wydzielony z gruczołów samic
jedwabnika, zdolny do zwabienia samców z odległości 11 km.
Ty
naprawdę chcesz tak dokładnie?
Basia:
Jak
najdokładniej. Podobno, bardzo trudno było oczyścić ten preparat?
Bogumił:
Twoi
słuchacze, czy czytelnicy usną. Wyobrażasz sobie, że do otrzymania
kilkunastu
miligramów tego związku zużyto 500 000 gruczołów wyizolowanych z samic
jedwabnika.
Basia:
Masakra.
Bogumił:
Cała
produkcja jedwabiu, to jedna wielka masakra, ale każdy kocha jedwabie.
Basia:
Mów
dalej, jak doszło do kolejnych badań, od jedwabników do szczurów, a
może ludzi?
Bogumił:
Produkcję
feromonów stwierdzono, jak dotychczas, u ponad 1500 gatunków zwierząt -
głównie
owadów, ale także u ludzi. I tu wkraczamy na arenę my, to znaczy mój
raczkujący
szef, który próbuje nadal oczyszczać ludzkie feromony płciowe starą
metodą i ja
– niezależny naukowiec, który robi to metadami współczesnymi, znacznie
bardziej
wyrafinowanymi.
Basia:
Wobec
tego zapomnijmy o szefie. Mów dalej.
Bogumił:
Otóż
zamiast oczyszczać feromony, ja je produkuję.
Basia:
Zabrzmiało
to niezwykle…. łatwo - jak produkcja nakrętek, czy guzików. Ale chyba
nie było
to aż takie proste, prawda ?
Bogumił:
Masz
do czynienia z geniuszem….. Ja podszedłem do całego zagadnienia od
tyłu. Skoro
znany był aktywny biologicznie ludzki feromon płciowy, należało znaleźć
jego
gen. To okazało się łatwe. Trudniejsze było zmuszenie tego genu do
pracy. I
znowu podszedłem do tematu od tyłu…
Basia:
Mój
genialny Boguś lubi podchodzić od tyłu.
Bogumił:
Ale
to miało sens. Zresztą rezultaty się liczą. Po co miałem szukać go
kontroluje.
Razem z moim technikiem, włożyliśmy gen ludzkiego feromonu do innego
genu, o
bardzo wysokiej ekspresji, czyli takiego genu pracującego na wysokich
obrotach (robi ruchy okrężne dłonią). Inżynieria
genetyczna, moja droga, inżynieria.
Basia:
Czyli
uruchomiłeś produkcję na szeroką skalę, ruszyła taśma w Bogusiowej
fabryce
ludzkiego feromon. Ale jakie on może mieć zastosowanie.
Bogumił:
Dlaczego
piękna kobieta, rzuca wszystko i gna bez opamiętania za niepozornym
mężczyzną?
Co, jak myślisz? Może to zasobny portfel owego pana, popularność
gwiazdora,
błysk intelektu, a może wpływ na to mogła mieć substancja chemiczna
zwana
feromonem. Hm? Mało masz takich przykładów w życiu?
Basia:
To
prawda, często zadawałam sobie pytanie patrząc na niejedną parkę - co
ona w nim
widzi, albo co on widzi w niej.
Bogumił:
Chemia,
moja droga, chemia. Mrówki wędrują po swoich śladach, ryby do źródeł
rzek, ćmy
odnajdują w nocy swojego partnera. W ludziach także jest coś ze
zwierzęcego
instynktu, naturalnego dążenia do zaspokojenia seksualnego. Ale w dobie
rewolucji technicznej oddaliliśmy się bardzo daleko od natury, nie
wsłuchujemy
się w ten ludzki zew, ignorujemy go i powoli wszystko zanika. Sztuczne
pokarmy,
sztuczne kosmetyki zabijają ostatnie ogniwo tej intuicyjnej łączności
między
mężczyzną i kobietą.
Basia:
Jakie
to piękne….
Bogumił:
Właśnie,
piękne i cudownie naturalne. Ale zadam ci inne pytanie. Czy widziałaś
kiedyś
rękę, lub nogę wyciągniętą z gipsu po kilku tygodniach leczenia
złamania?
Basia:
No
pewnie. Syn mojej przyjaciółki miał rękę w gipsie…
Bogumił:
No i
jak wyglądała jego rękę zaraz po zdjęciu gipsu?
Basia:
Fatalnie.
Cieniutka, cherlawa, jakby w zaniku….
Bogumił:
Widzisz!
Bo narządy nie używane ulegają zanikowi. Trzeba zacząć słuchać zewu
natury, ale
zanim to nastąpi ja mam swoje feromony. To będzie rewolucja.
Basia:
Przecież
już wiele firm kosmetycznych oficjalnie podaje, że dodaje ludzkie
feromony do
kobiecych perfum i męskiej wody po goleniu….
Bogumił: (przerywa
jej
gwałtownie)
Nie
wiedzą co robią. Zresztą moje feromony są dodatkowo zmodyfikowane
fragmentami
genów zwierzęcych…..
Basia:
Co?
Po co?
Bogumił: (w
uniesieniu)
Jak
to po co? Nie widzisz różnicy w agresywności, temperamencie, dzikości,
temperaturze zwierzęcego uniesienia, tej prawie erotycznej walki,
skowytu
zwyciestwa.
(Wyciąga z dyplomatki buteleczkę z jakimś
płynem i podaje Basi) Popatrz wygląda jak zwykły olejek do
opalania. (Basia odkręca butelkę i smaruje sobie
ramiona. Bogumił tego nie widzi, mówi z uniesieniem i rozmarzeniem) Nie
widzisz tej naturalnej miłości bez zahamowań, swobodnej, nie zakłóconej
konwenansami, bezpruderyjnej. (Basia zakręca buteleczkę) Człowiek przestaje myśleć
kategoriami ludzkimi działa tylko instynkt, zwierzęcy popęd. Homo
sapiens
zmienia się w nowy gatunek Homo eroticus….. I ty pytasz po co?
Przepraszam,
poniosło mnie. Tylko to wszystko nie nadaje się do publikacji. (Bogumił chowa buteleczkę do dyplomatki,
która leży teraz na stole) To wszystko mówię ci nieoficjalnie, tak
między
nami.
Basia:
Rozumiem,
rozumiem. Wiadomo, chociaż właśnie to co najciekawsze ma zostać między
nami.
Bogumił:
Koniecznie,
mówię ci, że to jest .... półlegalne.
Basia:
No
ale, musiałeś jakoś przetestować te produkty - zwłaszcza te
zmodyfikowane
genami zwierzęcymi. Czy one nie są czasem niebezpieczne?
Bogumił:
Wiadomo,
że testowałem. Przecież przepisujesz taśmy, to jest dokumentacja
naukowa
zebrana z różnych punktów, gdzie wypróbowywane są moje preparaty.
Basia:
I oni
o tym wiedzą.
Bogumił:
No,
.....no, ... nie wiedzą. W związku z tym i rezultaty są bardziej
przekonywujące, bez żadnych sugestji, subiektywnych oczekiwań. Taka
ślepa próba
na nieświadomych podmiotach.
Basia:
Z
tego co słyszałam z taśm, to osiągnąłeś swój cel. Aż się czerwieniłam,
gdy
słuchałam tych odgłosów, rozmów, krzyków rozkoszy….
Bogumił:
To
nie wszystko. Widzisz, modyfikacja genami zwierzęcymi to jeszcze nie
całość
mojego genailnegpo odkrycia…
Basia:
Nie
bardzo wyobrażam sobie co może być więcej.
Bogumił:
Wyobraź
sobie, że masz taką perfumę z bardzo mocno działającym feromonem.
Siedzisz z
gościem - on już cały nakręcony, rąk przy sobie nie może utrzymać, a
ciebie
.... jakoś nie bierze. To tak, jak rozmowa ze ślepym o kolorach.
Basia:
Rozumiem.
„Lecz największy jest ambaras, aby dwoje chciało na raz”...
Bogumił:
Dlatego,
ja mieszam męskie i żeńskie feromony w jednym preparacie. Czy to damska
perfumka, czy woda po goleniu, czy olejek do opalania, czy może
maseczka
kosmetyczna, szampon do włosów, krem - nie ma znaczenia – działa w dwie
strony
na raz. Podkręca twojego partnera i ciebie jednocześnie. Na tym polega
mój
geniusz...
Basia: (unosi
głowę i
przekręca ją w lewo i w prawo – ma to być wykonane jak tik nerwowy)
Mój
Boguś jest genialnym naukowcem. Może byśmy już poszli przesłuchiwać te
taśmy?
Bogumił: (kładzie
rękę na
jej dłoni)
Właśnie
o tym samym pomyślałem, czy to nie jest przeznaczenie?
Basia: (znowu
robi tik nerwowy głową, głaska Bogumiła
dłonią po
głowie)
Masz
za długie włosy (palcami dłoni robi ruchy
symulujące nożyczki) Ciach, ciach, ciach. Powinieneś skrócić.
Bogumił: (podrywa się z
miejsca, trzęsie)
Dla
ciebie wszystko, ale chodźmy już. Może do mnie? Mieszkam zaraz za
rogiem....
Basia: (wstaje,
ciągnie go
za krawat, wychodzą pozostawiając na stole notatki i dyplomatkę.
Wychodząc
mówi)
Obiecuję
ci coś czego nie zapomnisz do kończ życia, no chodź....
(do stolika
podchodzi kelnerka. Widzi
pozostawione rzeczy, rozgląda się za klientami, Mówi sama do siebie)
Kelnerka:
Żeby
coś takiego zrobił. Ci naukowcy są roztargnieni, a na dodatek nie
zapłacił.
(rozglądając się na boki, czy
ktoś nie
patrzy, otwiera dyplomatkę, zauważa buteleczkę, odkręca korek, wącha,
czyta
napis)
Olejek
do opalania
(wzrusza ramionami, smaruje
sobie
ramiona, wkłada buteleczkę do dyplomatki, woła kierownika)
Panie
kierowniku!
(Wchodzi kierownik,
w czarnej kamizelce,
pod muszką)
Kierownik:
Co
się stało pani Jolu?
Kelnerka:
Klient
nie zapłacił i wyszedł..........
Kierownik:
Przykro
mi, ale pani za to odpowiada, proszę odpisaś tę sumę z pani
wynagrodzenia....
Kelnerka:
Ale
on tu wróci, zostawił to wszstko (kładzie
mu rękę na ramieniu, wykonuje taki sam tik głową jak wcześniej Basia).
Ale
zanim wróci, może poszlibyśmy na zaplecze, ....., hm, ty mój brutalu....
(w dyplomatce
zaczyna dzwonić telefon,
kierownik rozgląda się szukając źródła dźwięku. Kelnerka wycofuje się
rozpinając fartuszek i kiwając palcem na kierownika, ten patrzy to na
nią to na
dyplomatkę gdzie rozbrzmiewa telefon, w końcu otwiera dyplomatkę,
włącza
telefon – przykłada do ucha, ale rozmówcę słychać przez głośnik, tak,
że cała
publiczność go słyszy)
Kierownik:
Halo (ogląda się za kelnerką, odkłada telefon i
idzie kilka kroków w kierunku zaplecza gdzie w drzwiach stoi kelnerka
kiwając
na niego, po chwili opamiętuje się wraca do stolika i podnosi telefon.
W tym
czasie, gdy kierownik nie słuchał – idąc w stronę kelnerki/zaplecza
rozmówca
cały czas mówi)
Rozmówca:
Panie
docencie, dobrze, że pana złapałem. Mam bardzo złą nowinę. Wszystkie
samce nie
żyją. Wszystkie.....co do jednego. Wszystko tak dobrze wyglądało na
początku,
(kierownik przykłada
słuchawkę do ucha,
ale ogląda się na kelnerkę)
Rozmówca:
Uprawiały
seks przez czterdzieści pięc minut, to niespotykane....
Kierownik:
(przełykając
ślinę, rozpinając muszkę i kołnierzyk)
Czterdzieści
pięc minut.......
(kierownik rzuca słuchawkę i
szybkim
krokiem idzie w kierunku kelnerki, która przepuszcza go przodem, a idąc
za nim
ma ręce opuszczone po bokach ciała i obu rękami naśladuje ruchy
nożyczek)
Rozmówca:
(kontynuje, myśląc,
że ktoś go słucha)
Tak,
czterdzieści pięć minut, myślałem, że klatki rozniosą. Taka gwałtowność
jest
przecież nietypowa dla szczurów. Myślę zwycięstwo, ale potem samice
zaatakowały
samce. Sprawdziłem cały protokół modyfikacji genetycznej. Panie
docencie, przez
pomyłkę w próbkach olejeku do opalanie - gen ludzkiego feromonu
płciowego
zmodyfikowano genem 128, a nie 182 i zamiast
wprowadzić gen królika wprowadzono gen owadzi – modliszki.
Po kopulacji,
samice odgryzły samcom łby. Panie docencie......... Halo, jest tam
pan?... Mam
też dobrą wiadomość inne preparaty kosmetyczne są bez zastrzeżeń … halo
!!!
K U R
T Y N A
|