Autor:
Grzegorz Górski
luty 2002- wrzesień 2004
Tytuł:
Kły
Osoby:
Arkadiusz
– botanik (ma zniszczoną skórę twarzy i dłoni, jest
chudy i blady)
Ewelina
– żona Arkadiusza, eksperymentująca kulinarnie, światła kobieta
Krysia
– ich sąsiadka, namiętna
Ania – ich córka
Tadek – chłopak Ani
Heniek – brat
ojca (blady,
podobnie jak Arkadiusz zniszczona skóra twarzy)
Róża – seksowna blondyna, dziewczyna Heńka
Akt
1
(Wnętrze pokoju, po prawej
biurko i za nim wyjście na prawo. Po lewej niedomknięte drzwi
wejściowe.
Stolik, fotel, mała sofa a przy niej lampka, obrazy na ścianach. Trochę
książek
w biblioteczce stojącej za biurkiem. Z tyłu na środku, drzwi do kuchni
Ania i Tadek rozmawiają na
środku sceny. Arkadiusz pochylony za biurkiem, trwa w bezruchu
wpatrzony w
doniczkę z rośliną)
Ania: (czyta z kartki, z rozpaczą w głosie)
Nie, ty nie możesz tak
po prostu wyjechać!
Tadek: (czyta z kartki, także dobitnie, z emfazą)
Nie mogę, ale muszę. Tam
czeka na mnie forsa, robota – rozumiesz. A co
ja mogę tutaj
Ania:
Przynajmniej jesteśmy
razem.
Tadek:
I co z tego mamy?
Ania:
Jak to co? – siebie. (z
płaczem) Rozdzierasz moją duszę, moje
serce krwawi …
Tadek:
Przyjedziesz potem do
mnie, …. jak się trochę urządzę. Rozumiesz? Tam,
to będzie inne życie.
Ania: (rozdzierająco)
Po prostu już ci na mnie
nie zależy ….
Tadek: (łamiącym się głosem)
Także cierpię katusze,
serce mi pęka, żyły rozpacz rozrywa, ale … nie
mam innego wyjścia.
Ania:
Zawsze jest jakieś inne
wyjście. Tylko ty wolisz wybrać to
najwygodniejsze dla siebie, a ja rzucę się z okna. (Tadek
próbuje coś powiedzieć) Nie, nie, nic już nie mów. Ja wiem,
wszystko dobrze rozumiem. Ciągle nie masz dla mnie czasu, stale zajęty
…. ja
rozumiem. Dobrze, jedź (!), ale pamiętaj, że ja do ciebie nie przyjadę,
że ….że
….że widzimy się po raz ostatni. (szloch)
Arkadiusz: (unosi się spoza
biurka)
Dobrze, bardzo dobrze
moje dzieci, bardzo dobrze.
Tadek: (normalnym głosem)
Czy mogę już iść do
domu? Czekają na mnie z kolacją.
Arkadiusz:
Tak, tak, … Bardzo
dobrze … (zabiera im kartki, patrzy na tekst z
zachwytem) Poezja.
(Ania żegna się
ciepło z
Tadkiem)
Arkadiusz: (spogląda na nich, mówi
niezadowolony)
Nie
przy storczykach, no nie przy storczykach ...
Tadek: (w
drzwiach, z
rozpaczą w głosie)
Już
nigdy cię nie zobaczę ...
Arkadiusz: (udobruchany,
uśmiecha się do niego)
Idź
już, idź ...
Ania: (normalnym głosem)
No jak, tato, działa?
Arkadiusz:
Zawsze działa, już
niedługo zakwitnie. Storczyki potrzebują mało wody,
ale … te wibracje ludzkich uczuć, zwłaszcza te o dużej skali emocji –
pozytywne
i negatywne - rozpaczliwe, rozdzierające … – o, to je karmi, wtedy
kwitną
najpiękniej.
Ania:
No tak, mówi się
przecież, że kalia przynosi nieszczęście…
Arkadiusz:
To nie tak. Kalia
najlepiej rośnie w atmosferze nieszczęścia, żywi się
tą atmosferą, szaro-zielone wibracje wchłania w swoje duże,
ciemno-zielone
liście. Gdzie indziej po prostu choruje lub ginie, a potem ludzie
widząc
przepięknie rozrośniętą roślinę, dorodny biały kwiat - zwalają na nią
całą winę
za ludzką tragedię, chorobę, rozstanie. Brednie, mówię ci - brednie.
Jest
dokładnie na odwrót.
Ania:
Zdradziłeś już komuś tę
swoją teorię?
Arkadiusz:
To nie jest teoria. Mam
na to aż nadto dowodów. O, pamiętasz język
teściowej, u stryjka Karola.
Ania:
Ten co kwitnie na biało,
taka biała kula?
Arkadiusz:
No właśnie. Stoi z dala
od okna, nigdy chyba nikt go nie przesadzał,
cały zakurzony, a kwitnie(!) chyba dwa razy do roku.Ten kwiat syci się
atmosferą obmowy, intrygi. Tak, tak – co tu dużo gadać. Rośliny czują,
czują …
Ania:
Ale czy tato o tym komuś
mówił?
Arkadiusz:
Co ty? Na co mi kłopotów
i wizyt u psychiatry. Swoje wiem, ale dla
siebie. A moje storczyki wygrywają nagrody na pokazach kwiatów. Wzięli
by mnie
za zwykłego czubka gdybym wyskoczył z taką teorią.
Ania:
Niejednego odkrywcę
właśnie tak potraktowano ...
Arkadiusz:
A widzisz. Ja się nie
wychylam. Czekaj wyniosę go do oranżerii, bo my
coś tu za spokojnie rozmawiamy, jeszcze się przytruje …
(mija się w drzwiach
z żoną)
Ewelina: (wchodzi ze starą zakurzoną książką
pod pachą)
Co, przedstawienie już
skończone?
Arkadiusz: (wskazując rośłinę)
Cicho, bo usłyszy.
Ewelina:
A może
byś wyszedł trochę na słońce. Taka śliczna pogoda. Dbasz tylko o swoje
kwiatki.
Im słonka nie żałujesz. Dobrze by ci zrobiło na cerę. Wychodzisz tylko
po
ciemku i przez to jesteś taki blady.
Arkadiusz:
Dopiero
wróciłem
Ewelina:
Tak,
byłeś całe pięć minut.
Arkadiusz:
Wiesz,
że tego nie lubię. Brrr, jak można wystawiać skórę na rakotwórcze
działanie
ultrafioletu … (szybko wychodzi,
osłaniając roślinę)
Ania:
A może on ma rację?
Ewelina:
Że co?
Ania:
No, że rośliny czują,
odbierają te emocje, jakieś tam bodźce …
Ewelina:
Na pewno ma rację.
Przecież on zawsze ma rację… (do
wracającego Arkadiusza) Prawda kochanie?
Arkadiusz:
Głos prawdy – jest
głosem wołającego na pustyni. Co prawda?
Ewelina:
Że zawsze masz rację…
Arkadiusz:
Prawda! Co tam masz?
Ania:
Muszę
lecieć. Pa.
Ewelina:
Pa.
Wróć na kolację. Ja dzisiaj gotuję ...
Ania: (wychodząc)
O Boże
...
Ewelina: (kontynuuje
do
ojca)
Książkę.
Strasznie stara, znalazłam - jak robiłam porządek na strychu. Pewnie
cię
zaciekawi tytuł - „Sekrety kwiatów” , a na okładce i marginesach są jakieś ręczne dopiski – pewnie twoich
pra-pra-pradziadków. A może jeszcze więcej tych pra-pra- …
Arkadiusz:
Ale
chyba już po Gutenbergu – no, skoro jest drukiem…. Pokaż …
Ewelina:
Uważaj,
prawie się rozlatuje, biały kruk …. pewnie wszystkie tajne zapiski jak
zmusić
do zakwitnięcia Gwiazdę Betlejemską na Wielkanoc i takie tam …
Arkadiusz: (stara się odczytać)
Te
ręczne zapiski, to …. raczej jakaś …. kronika rodzinna. O tu na
przykład … Mój
chyba pra-dziadek Bonawentura urodził się 13 grudnia 1869 roku ….
Pewnie będę
mógł wyrysować całe drzewo rodowe …
Ewelina:
A
widzisz, mówiłam, że to o roślinach … żartuję, żartuję. Nie patrz tak z
politowaniem. Masz do czynienia ze światłą kobietą. Nie wiesz czasem
kto mi
podebrał połowę wątróbki z lodówki? Miałam zrobić wystawną kolację, a
teraz
będzie za mało …
Arkadiusz:
A niby
skąd mam wiedzieć. Cały ranek karmiłem emocjonalnie storczyki …
Ewelina:
Acha,
nie mówiłam ci jeszcze, że cała ta wystawna kolacja – to ze względu na
przyjazd
twojego brata. Zaprosiłam go …
Arkadiusz:
O, to
czeka mnie kolejne kazanie na temat …
Ewelina:
Wiem,
że za nim nie przepadasz …
Arkadiusz:
Mówiąc
delikatnie …
Ewelina:
… ale
w końcu to rodzina.
Arkadiusz:
Przecież
nic nie mówię. Muszę tylko wymyśleć jakiś temat do dyskusji, który
zbije go
lekko z tropu. Wiesz, jak już mam nie wiedzieć o czym on mówi, to chyba
lepiej,
żeby nikt nie znał się na temacie …
Ewelina: (wzrusza
ramionami)
To już
wyższa filozofia. (bierze z półki książkę) A mnie ktoś
podwędził
wątróbkę … (kartkuje) Mam jeszcze kurczaka w lodówce. (odkłada
książkę niezadowolona) Ech, będę
musiała sama coś wymyśleć …
Arkadiusz:
O, to
jest wyższa filozofia. (przytula się do
niej, trochę zbyt długo całuje w szyję)
Ewelina:
Nie
podlizuj się. Heniek tu powinien być lada moment. Przychodzi z tą, jak
jej tam,
no tą jego blondyną. Wpuść go w jakieś kwieciste tematy, on się na
roślinkach
nie zna. (wychodzi)
Arkadiusz: (przez
moment patrzy na roślinę na biurku)
Ta
powinna chyba zaowocować przy Heńku… (podnosi
książkę, przewraca kartki, powoli czyta) Jakieś siły nieczyste
opętały syna
Bonawentury, Bartłomieja. Po nocach nie śpi ino ze wzrokiem obłędnem
dziewki
wiejskie dopada. We dnie zaś przed światłem stroni. Skórę ma bladą, a
twarz
okrutnie zniekształconą … (dzwonek do
drzwi, ale Arkadiusz nie podnosi się, czyta dalej) … Bonawentura
zawezwał
księdza coby egzorcyzmy odprawił, bo pobliscy chłopi już kołki osinowe
ostrzą i
całe domostwo chcą z ogniem puścić …(przerywa
czytanie, patrzy w osłupienie przed siebie) Dziadek był ….
wampirem?
Krysia:
(wchodzi z doniczką
w jednej, a kotem w drugiej ręce)
Dzień
dobry. Co się stało, ma pan minę jakby ducha zobaczył.
Arkadiusz: (przestraszony)
Aaaa,
pani Krysia, eee ...
Krysia:
Drzwi
były otwarte, prawda Mruczuś? Przestraszyłam pana?
Arkadiusz:
Nie,
nic, myślałem, że to mój brat, Heniek, ma tu być za chwilę.
Krysia:
A to
ja nie będę przeszkadzać.
Arkadiusz:
Ależ
nie, ależ pani nigdy nie przeszkadza, proszę bardzo niech pani wejdzie.
A co to
za maleństwo pani trzyma? Niech pani usiądzie.
Krysia: (siada
przy stole,
kładzie doniczkę przed sobą, gładzi kota)
Dostałam
go od koleżanki, ale nie wiem co z nim zrobić. Pomyślałam – a, zapytam
sąsiada
- jak go podlewać, gdzie postawić…
Arkadiusz: (siada koło niej przy stole)
Fiołki alpejskie
najlepiej w sypialni, no bo tam zawsze troszkę zasłony
są opuszczone i mniej światła, temperatura zazwyczaj kilka stopni
niższa, żeby
lepiej spać było, no i jakby tu powiedzieć…. Fiołki
alpejskie lubią, tę całą atmosferę ... no wie pani
... te
wszystkie kombinacje alpejskie ... te skoki,... łóżkowe slalomy ... uhm, uhm... (niedwuznaczne gesty)
Krysia: (skromnie)
A co pana tak na
narciarstwo wzięło? Pan to się zna na wszystkim.
Słyszałam o pańskich osiągnięciach. Podobno to po ojcu pan odziedziczył
tę rękę
... do kwiatów …
Arkadiusz:
Po ojcu … myśli pani,
że takie różne sprawy, jak na przykład (podobne gesty jak w
poprzedniej kwestji) upodobanie do robienia czegoś, to może
przyjść z
genami po …, dajmy na to, dziadku …
Krysia:
A
pewnie! Mój dziadek na przykład nie znał się całkiem na kwiatkach i ….
i ja się
całkiem nie znam i podobno mam po nim (skromnie) oczy.
Arkadiusz: (do siebie)
Ciekaw
jestem, czy i ja mam to po dziadku?
Krysia:
To, to
pan ma. (uśmiecha się) … Może pan kiedyś wpadnie do mnie,
pomoże mi
rozlokować pozostałe kwiaty w mieszkaniu.
Arkadiusz:
Bardzo
chętnie. Zdradzę pani pewien sekret.
Krysia:
Sekret? (kładzie
kota na stole, bierze Arkadiusza za rękę)
Arkadiusz:
Sekret
o kwiatach oczywiście. One lubią jak się do nich mówi, jak się je
dotyka …
Krysia:
Nic
dziwnego. Wszystko co piękne musi być odpowiednio (wpatruje się w
Arkadiusza, mówi wolno) pielęgnowane, (zwilża językiem wargi) dotykane.
Arkadiusz:
Ślicznie
to pani powiedziała. (wstaje od stołu,
staje za jej plecami i układa jej ręce na doniczce. Zaś swoje ręce
kładzie na
jej dłoniach – scena jak z filmu „Ghost” przy kole garncarskim. Jego
usta są
blisko jej szyi.)
O tak
je trzeba trzymać i mówić, .... pani pamięta, to są fiołki
alpejskie..., więc
trzeba mówić słodkie słówka. (otwiera
usta i przymierza się do wtopienia zębów w jej szyję. W ostatniej
chwili rezygnuje.
Mówi do siebie, ale głośno, tak, że ona słyszy)
Ale co
ja robię? Co mnie nagle wzięło? Przepraszam panią. Przecież to nie może
być po
dziadku ...
Krysia:
Co,
dziadek też był .... taki .... podrywacz? A czytał pan „Pamiętniki
Kasanowy”?
On też miał to po dziadku. Mówi pan, żeby fiołki trzymać w sypialni i
...
slalom ...Koniecznie musi pan do mnie wpaść i pomóc mi ... pielęgnować.
(bierze
kota, przytula do piersi) Dobrze ci tu Mruczuś, prawda? Cieplutko,
miękko
...
Arkadiusz:
Tak,
tak ... biedna roślinka.
Krysia: (wstaje
od stołu)
Liczę
na pana (podaje mu rękę do pocałunku)
Arkadiusz:
(całuje
ją w dłoń, znowu próbuje ugryźć)
Hummm
...
Krysia:
Auuu,
ugryzł mnie pan.... ty ... ty słodki brutalu... do zobaczenia ... pa.
(wychodzi pozostawiając
kwiatek)
Arkadiusz:
(odruchowo)
Pa. (po zamknięciu drzwi) Co się ze mną
dzieje? Ugryzłem ją w palec i miałem ochotę wbić zęby w jej szyję.
Zaraz, zaraz (podchodzi do starej książki i zaczyna
czytać)
....
kołki osinowe ostrzą i całe domostwo chcą z ogniem puścić. Wielki pożar
nastąpił 3 czerwca 1917 roku. Od żaru powyginało aż krzyże na pobliskim
cmentarzu (dzwonek do drzwi) ale
wszyscy przed pożogą zdołali się schronić w krypcie rodzinnej. Tam
chłopi, ze
strachu wejść się bali. (kolejny dzwonek) Biada nam!
Bartłomiej poprzysiągł krwawą zemstę (dzwonek
bardzo natarczywy, Arkadiusz odkłada książkę,chwyta się za
głowę, kilka razy powtarza) Biada
nam ... krwawą zemstę ... osinowe kołki .... biada nam!!!
Heniek:
(zniecierpliwiony,
sam otwiera sobie drzwi, wchodzi z mocno wydekoltowaną blondyną w
bardzo kusym
mini, w ręku trzyma bukiet róż i butelkę)
Co,
spałeś? Masz minę, jakbyś ducha zobaczył …
Arkadiusz:
A,
Heniek …,(spogląda na piersi blondyny) Biada nam!
Heniek:
Co? A... (przedstawia
blondynę) To jest Róża (Arkadiusz
całuje ją w szyję, bierze za rękę i chce odejść)
Arkadiusz:
Dziękuję.
Heniek:
Róża jest dla mnie,
butelka dla ciebie, a kwiatki
dla Eweliny.
Arkadiusz: (nieprzytomnie)
Kwiatki? (próbuje zabrać mu bukiet. Heniek podaje
mu butelkę)
Heniek:
Kwiatki!
Jak widzisz mamy wspólnego konika?
Arkadiusz:
No,
tak …. , no i dziadka przecież …, i ...wiele wspólnych cech po nich …
Heniek:
A to
jest bardzo interesujące i głębokie, naukowe odkrycie. Czyżbyś chciał
więzy
rodzinne zacieśniać? (kładzie kwiaty na stole)
Arkadiusz:
Nie,
nie, nie …. to znaczy ależ oczywiście … Mamy
wspólne geny … hmmmm … Czy nie brała
cię kiedyś ochota tak wbić zęby w dziewiczy karczek, … szyjkę …?
Heniek: (przytula do siebie
Różę)
Zawsze,
stary, zawsze. (całuje ją w szyję, Róża chichocząc ucieka za
biurko. Heniek
mówi półgłosem) Przyznaj się, masz babkę na boku.
Arkadiusz: (wskazując
głową w stronę kuchni)
Cicho….
Heniek:
Hi,
hi,… ale numer. To dlatego do kaktusów gadasz… (wskazuje na
doniczkę)
Arkadiusz:
To księże
portki, one lubią ... (Heniek się
śmieje) Ależ to
nie o to chodzi, absolutnie. Ja myślałem dosłownie …
(Róża
czyta przy biurku)
Heniek:
Ja
też, ja też, stary ….
Arkadiusz:
Zawsze
lubiłeś krwiste befsztyki …
Heniek:
Mowa!
Palce lizać, to ile ona ma lat?
Arkadiusz:
Gdybym
wiedział, że przyszedłeś się tu kłócić, przyniósłbym od stryjka Karola
język
teściowej …
Heniek:
Język teściowej
urżnąłeś? Prawdziwy sadysta …. zbir, wampir. Teściowa
coś wyniuchała i nie chciałeś, żeby paplała za dużo.Ale gdzie
gospodyni. Coś mi
w brzuchu burczy (wychodząc zabiera kwiaty, śmieje się i grozi mu
palcem)
Arkadiusz:
Jak powiedziałeś?
Wampir? Skąd ci to przyszło do głowy?
Róża: (podchodzi
z kartkami z biurka)
Wiem, wiem, słyszałam.
Arkadiusz: (przestraszony)
Co takiego
Róża: (czyta z kartki)
Kwiaty omdlały w mojej
dłoni
Widać los inną wyznaczył ci drogę
Choć drzwi otwarte proszą, (kładzie rękę na piersi)
Kto inny za progiem,
Cień twój odpłynął, utonął w otchłani….
Ach, to
takie
erotyczne! A jakie piękne! Każde słowo wywołuje jakiś dreszcz o tu
(kładzie
rękę między piersiami, Arkadiusz podąża tam wzrokiem. Róża podnosi oczy
do
góry, Arkadiusz dalej patrzy tam gdzie patrzył) Pan jest poetą, ja
to
czuję….
Arkadiusz:
Też o tu ? (wskazuje na
zagłębienie między piersiami)
Róża:
Też. (wzdycha) Nie rozumiem, nie wiem jak to możliwe, że ktoś
potrafi tak napisać, że znowu ktoś inny nie może tego czytać, że by go
nie
ściskało...
Arkadiusz: (nadal wpatrzony w w/w miejsce)
Może ... ubranko
zaciasne. Proszę się rozpiąć.
Róża:
Wiem, Heniek mi mówił. Pan tworzy poezję.
Arkadiusz: (nadal wpatrzony, przełyka ślinę)
W celach odżywczych ...
dla roślin.
Róża: (czyta z kolejnej kartki)
Zapomniałem kolor twoich
kroków,
O, ooo, o tuu.… To jest mocniejsze ode mnie.
Cała drżę. (siada) Niech pan rękę położy, o tu. (Arkadiusz
staje za nią, wykonuje polecenie jak zahipnotyzowany. Róża deklamuje. W
trakcie
tej deklamacji Arkadiusz szczerzy zęby w pobliżu szyi Róży, przymierza
się do
ugryzienia, dotyka jej szyi ustami )
Zapomniałem kolor twoich kroków,
Smak powietrza, który cię otaczał,
Zapomniałem wzrok iskrzący w mroku,
Nawet głos twój w ciszy zapomniałem
(Heniek wchodzi z
talerzami, za
nim Ewelina wchodzi z różami we flakonie)
Ewelina:
Może to Alzheimer, (Arkadiusz odskakuje od Róży, macha ręką jak
poparzony) mówią, że tak to się zaczyna, ale ... o czym
mówiliście? (stawia
flakon na środku stołu, wita się z Różą)
Arkadiusz:
Prąd mi przeszedł. Nie
wiedziałęm, że jestem wam...
Ewelina:
Dam ci magnez. (wychodzi)
(wchodzi Ania)
Ania:
Jest
już kolacja? O, dzień dobry (wita się z Różą)
Cześć wujku.
Arkadiusz:
To
przyjaciółka wujka. Róża. Mama coś tam jeszcze pichci, bo ktoś jej
podebrał
wątróbkę …
Heniek:
Cześć
mała. Twój ojciec wyżarł surową wątróbkę. A przed chwilą miał ochotę
wbić zęby
w dziewiczą szyjkę … Co stary?
Arkadiusz:
Co ty
bredzisz?
Heniek:
Tak?,
bredzę? To skąd wzięły się te ślady krwi na kołnierzyku twojej koszuli?
Co?
Ania: (podchodzi,
przygląda się)
A może
to szminka? (podejrzliwie patrzy na Różę)
Heniek:
A może
to szminka? Co stary wolisz …?
Arkadiusz:
Pewnie
zaciąłem się przy goleniu …
Heniek:
A
widzisz …. wolisz krew.
(wchodzi Ewelina)
Ewelina:
Co,
dobrze się bawicie? Zupa zaraz będzie gotowa. (do ojca) Twoja
ulubiona – czarnina.
Arkadiusz:
Nie lubię czarniny …
Ania:
Ale, co tato mówi.
Przecież zawsze mamę o nią prosisz.
Arkadiusz:
Nigdy
nic takiego nie mówiłem.
Ania:
Sama słyszałam …
Arkadiusz:
Może … dlatego, że wam
smakuje, ja jem z musu …
Heniek: (ironicznie)
Z musu
….
(dzwonek do drzwi,
Ania
otwiera, wchodzi Tadek)
Ania:
Co tu
robisz? Miałeś być na kolacji w domu. To jest Róża i mój wujek.
Tadek:
Wszystko odwołane.
Ojciec musiał gonić do szpitala. Nic nie słyszeliście?
Ewelina:
Co takiego się stało?
Tadek:
A tu
niedaleko, chyba jakiś pies napadł na młodą dziewczynę. Rzucił jej się
na szyję
i pogryzł. Straciła dużo krwi, Ojciec ją szył, nadal jest nieprzytomna …
Arkadiusz:
Ale żyje?
Tadek:
Tak,
wszystko pod kontrolą. Policja czeka na jej dokładniejsze zeznania.
Ewelina:
To
chwała Bogu, że żyje …. Że też ludzie takie wściekłe psy trzymają. To
powinno
być karane.
Ania: (przytulając
się do
Tadka)
Mówisz,
że niedaleko? Od dziś musisz mnie zawsze odprowadzać do domu.
Tadek: (obejmuje
ją
rękami)
Dlatego
tu przybiegłem, żeby cię chronić …
Heniek: (podśpiewuje)
Pieski małe dwa,
chciały przejść przez rzeczkę
nie wiedziały jak …
Arkadiusz: (patrząc na młodych)
Będą się teraz migdalić,
przyniosę różę miniaturkę. (bierze doniczkę z księżymi
portkami, mówi
do rośliny) No, nie nasyciłaś się … nie było żadnego kazania .. (po drodze bierze fiołki alpejskie) A
wy, moje fiołki, do sypialni (wychodzi)
Heniek:
Dawno tak do siebie
gada?
Ewelina:
Do
roślin. Raz jest lepiej, raz gorzej. Wczoraj byliśmy u lekarza. Pobrał
krew na
różne badania. Czekamy na wyniki. Coś tam podejrzewa ….
Ania:
Ale to nic groźnego,
mamo?
Ewelina:
Nie,
nie … nic groźnego. Nie martw się.
Heniek:
Daj mi
zaraz znać jak coś będziesz wiedziała.
Ewelina:
Dobrze, dobrze. Nie
dokuczaj mu dzisiaj, bo jest trochę podenerwowany.
Heniek:
Ja? Nigdy!
(wchodzi Arkadiusz z
różą
miniaturką w doniczce)
Ania:
Mamo, za ile będzie
kolacja?
Ewelina:
Za
jakieś dziesięć minut.
Ania:
To my
będziemy u mnie w pokoju.
Arkadiusz: (podaje jej różę)
Masz.
Idźcie już, idźcie. (wychodzą)
Róża:
Człowiek
teraz nie jest pewny dnia ani godziny. Wychodzi na ulicę, a tu pies się
do szyi
rzuca …
Heniek:
Ojejej
…. (cmoka, patrzy na ojca)
Arkadiusz:
Co mi
się tak przyglądasz?
Heniek:
Nic,
nic, tak mnie jakoś naszło …
Ewelina: (do
Arkadiusza)
Coraz
więcej tych przypadków opisują gazety. To te psy jak im tam …
rotweilery,
bullteriery, czy jakieś tam … Zaraz wracam, siadajcie do stołu. (wychodzi)
Róża:
Ciekawe,
że się tak do szyi rzucają, a nie łapią, na przykład, za łydkę.
Heniek:
No
właśnie.
Arkadiusz: (zdenerwowany)
A
skądże ja mam to wiedzieć. Znam się na kwiatkach, a nie na psiej
taktyce
podgryzania gardła!
Ewelina: (wchodzi z
zupą)
Zawołaj
Anię i Tadka.
Heniek:
Daj im
spokój, karmią miniaturkę.
Ewelina: (do Arkadiusza)
Pamiętasz,
jak byliśmy na wakacjach na Mazurach rok temu?
Arkadiusz:
Pamiętam.
Wtedy właśnie jak nigdy przypaliłem się na słońcu. Skóra to mi płatami
schodziła …
Róża:
To
bardzo niezdrowo.
Ewelina:
Wtedy
też był tam przypadek, że pies rzucił się na dziewczynę. Zaraz
niedaleko
naszego kempingu …
Heniek:
Ciekawe,
ciekawe…. Nie pamiętasz, czy tę dziewczynę ten … no … pies napadł w
nocy, i czy
się rzucił do szyi?
Arkadiusz:
Ale
kto by to pamiętał takie rzeczy … Czy możemy zmienić temat?
Ewelina: (nalewając
zupę)
Oczywiście,
że sobie przypominam. To było w nocy, jej krzyki słychać było nawet u
nas na
kempingu. (do Arkadiusza) Ty
powinieneś to lepiej słyszeć, bo zostałeś na noc na rybach, a po wodzie
głos
niesie ….
Heniek:
No i
jak udał się połów?
Arkadiusz: (zniecierpliwiony)
Nie
pamiętam. Coś ty się dzisiaj uczepił?
Ewelina:
Heniek,
prosiłam ….
Heniek: (oblizując
się i
udając, że coś chłepcze???)
Palce
lizać.
Ewelina:
Smakuje
wam?
Hewniek i Arkadiusz: (prześcigają się w
zachwytach, mówią naraz)
Heniek: Bomba.
Arkadiusz: Majątek.
Heniek: Bajeczka.
Arkadiusz: Ciekawy aromat. (chłepcze
zupę językiem i mlaska)
Heniek: Poezja.
(w
trakcie tych słów Ewelina coraz bardziej promienieje, unosi się od
stołu,
kłania, obie ręce kładzie na serce)
Róża:
Dla mnie mało słona.
(Ewelina
gwałtownie siada ze zmienianą miną, dość nerwowym ruchem podaje jej
sól,
mówiąc)
Ewelina:
Sól, to biała śmierć.
Róża:
Eh! (wypuszcza solniczkę z ręki,
chwyta się za gardło, zdławionym głosem mówi)
A ja dzisiaj rano posoliłam jajka.
Heniek: (chrząka)
To tylko taka
przenośnia, bez soli nie da się żyć (szuka potwierdzenia u
pozostałych)
Prawda?
Arkadiusz:
Tak, życie powstało w morzu, a morze jest słone. Widzi pani to taki
skrót myślowy. Na przykład mówi się, że węgiel to czarne złoto.
(Heniek przytakuje)
Róża:
Czarne złoto (mówi z wetchnieniem),
To takie piękne (podnosi wzrok do góry) Och
! Tu! (przenosi rękę z gardła na serce)
Heniek: (chce zmienić temat,
mówi do Eweliny)
To jak nazwałaś to cudo? (wskazuje
łyżką na talerz po zupie)
Ewelina: (znowu pojawia się
uśmiech na jej twarzy,
mówi z francuskim akcentem)
Czarnina
a’la krupnik. (akcent na ostatnie „k” w słowie „krupnik”),
Arkadiusz: (rozpaczliwie)
Ale ja
nie lubię czarniny. Powariowali dziś wszyscy.
Heniek:
No przecież
wychłeptałeś, aż ci się uszy trzęsły.
Róża:
Ja widziałam, ja widziałam.
Ewelina:
Najważniejsz, że wam
smakowało.
Arkadiusz:
Smakowało, bo nie
wiedziałem co jem.
Ewelina:
Obżartuch. (podaje
mu serwetkę) Umazałeś się jak dziecko (wstaje, zbiera
talerze)
Róża:
To ja pomogę. (zbiera pozostałe
talerze. Wychodzą do kuchni)
Heniek:
Dobra, stary, widzę, że cię wzięło. Nie przejmuj się - ... ja także
jestem wampirem.
Arkadiusz: (wycierając twarz)
Ja nic nie wiem. O czym
ty mówisz? (wstaje, idzie do biurka)
Heniek:
To po dziadku. No nie udawaj, że o tym nie wiedziałeś. Oj bracie, muszę
cię wziąć kiedyś na łowy. Ten dreszczyk emocji, ta broniąca się
duszyczka – bez
szans. Ten smak ciepłej ….
Arkadiusz: (bierze z biurka książkę, patrzy na
Heńka)
Bonawentura?
(Heniek przytakuje)
Ja nie wierzę. (odkłada
książkę)
Heniek:
No, nie wygłupiaj się … nigdy nie próbowałeś? To dlatego jesteś taki
bladziuchny i cały czas się chowasz za
te swoje paprotki, jak wilk … czas uderzyć stary, szkoda czasu… nie
wiesz ile
tracisz.
Arkadiusz:
To mi się w głowie nie mieści!
Heniek:
Stary, przyjmij wreszcie fakty. Ojciec, dziadek, pradziadek … to idzie
w linii męskiej. Geny, bracie, geny – tego nie unikniesz, czy chcesz,
czy nie.
Arkadiusz:
Czy to wszystko może być prawdą?
Heniek:
Spójrz na siebie, blady, słabiutki, skurczony, światło cię niszczy…
jesteś człowiekiem nocy… myśliwym, który tropi swoją ofiarę, wbija zęby
w szyję
i syci się. Wtedy nabierzesz mocy …. a jak zajdziesz od tyłu - zawsze
będziesz
mógł zwalić na psy …
Arkadiusz:
To, to dzisiaj … to ty?
Heniek:
A to, to na Mazurach, to ty?
Arkadiusz:
Pies.
Heniek: (z powątpiewaniem)
Tak, pies.
Arkadiusz:
Byłem na rybach i nic nie wiem.
Heniek:
Dobra stary. Skoro twierdzisz, że jesteś wampirowy prawiczek to ja
wprowadzę cię w tajniki prawdziwego połowu. To jest jak z jazdą na
rowerku, raz
się nauczysz - nigdy nie zapomnisz.
Arkadiusz:
To jakaś paranoja.
Heniek:
Wiem, wiem, w twoim
wieku będzie trudniej, ale na naukę nigdy nie jest
za późno. Potrzebujesz tylko dobrego nauczyciela.
Arkadiusz:
Czy to
jest nieuniknione?
Heniek:
Zawsze atakuj od tyłu,
żeby nikt nie zauważył i kły w szyję. Dobrze
jest trochę poskowyczeć, powarczeć jak pies, poujadać. Umiesz? Auuuu,
auuuu! (zaczyna wyć) wrrrrr, wrrr, auuuuu!
hauuuuuu… Wtedy zawsze można zwalić na psy … hi, hi, hi…. Auuuuuuuuuuu!
Powtórz.
Arkadiusz: (unosi głowę i
zaczyna wyć jak wilk do księżyca)
Auuuuuuuu! Auuuuuuuuu!
Heniek:
Widzisz
stary, masz to we krwi.
Arkadiusz i Heniek: (wyją razem)
Auuuuuu! Wrrrrrrrrrr,
Auuuuuuuu! Hauuuuuuuuu!
Ewelina: (woła z kuchi)
Już, już niosę kurczaczka.
Dzieci (!!!) chodźcie na drugie. Tatuś i wujek głodni!
K U R T Y N A
(To
samo pomieszczenie.
Pozostawione resztki jedzenia, strasznie porozrzucane po stole. Na
podłodze
porozrzucane kartki papieru. Otwarte na oścież drzwi wejściowe.)
(wchodzi Ewelina,
przeciągając się,
rozgląda się po pokoju i jej poranne mruczenie “Ooooo” przeksztalca się
w
głośne “Okradli nas”)
Ewelina:
Oooooooo Okradli
nas!!!
Arkadiusz: (wbiega przecierając
oczy)
Jak to okradli, tu
nie było co ukraść, a kurczak, jedyna cenna rzecz, leży na półmisku.
Ewelina:
Trzeba
sprawdzić co ukradli i zawiadomić policję
(przeglądają
biurko, biblioteczkę, podchodzą do stołu)
Arkadiusz:
Mnie chyba nic nie
zginęło.
Ewelina: (przygląda się kurczakowi)
W kurczaku ktoś
grzebał. Patrz całe nadzienie wydłubane. Wczoraj wszyscy mieli ochotę,
a to na
skrzydełko, a to na udko. Jestem pewna, że nie ruszałam nadzienia…
Arkadiusz:
No rzeczywiście
ścierwo rozwleczone po całym półmisku, o, a nawet na stole. Czym ty to
nadziałaś? Bo jak to było coś żywego, a
niedopiekłaś, to może samo wylazło. O patrz, tu na obrusie, tak jakby
odciśnięte łapy, a może odciski palców..
Ewelina:
He, he, he cholernie
zabawne.
Arkadiusz:
To po co by ktoś
grzebał?
Ewelina:
Grzebał, bo nie
znalazł przepisu na to genialne nadzienie…
Arkadiusz: (podchodzi do biurka)
Rąbnęli mojego
białego kruka.
Ewelina:
Co?
Arkadiusz:
Książkę.
Ewelina:
Dzwonię na policję.
Arkadiusz: (przestraszony)
Lepiej nie. Tam były
prywatne zapiski, bardzo prywatne. Poczekaj poszukam jeszcze raz. Nie
chcę,
żeby policja grzebała w moim białym kruku.
(Ewelina podchodzi
do telefonu)
Ewelina:
To zadzwonię do
Heńka, może on co poradzi.
(wybiera numer)
Tak….. słuchaj,
okradli nas w nocy, no było włamanie, wszystko porozrzucane, nadzienie
z całego
kurczaka rozwleczone po stole, odciski palców w ……. wątróbce….. nie,
dobrze się
czujemy, rąbnęli białego kruka …pewnie szukali przepisu na nadzienie,….
zaraz
będziesz, mamy się położyć, a po co? (odkłada
słuchawkę)
Kazał nam się położyć
na podłodze, mówi, że to toksyny. (z
płaczem) Toksyny w moim kurczaku.
Arkadiusz:
Ej, tam bzdety,
ubieram się i idę do ślusarza, trzeba zmienić zamek w drzwiach na
solidniejszy.
Te drzwi nie domykały się od kilku tygodni. O, to jest dobra rada, a
nie tam,
panie, kłaść się na podłodze ... jakie toksyny ?… (wychodzi)
(Ewelina
stoi
na środku pokoju, po chwili idzie do biblioteczki po prawej stronie
biurka i
schyla się do dolnej półki, wyciąga aparat fotograficzny, zaczyna robić
zdjęcia, błyska flesz raz za razem. Ewelina robi zdjęcia na początek
biblioteczce, potem biurku, potem widok ogólny, na koniec kurczakowi,
na to
ostatnie wchodzi Heniek)
Ewelina: (robiąc zdjęcia, mówi
do siebie)
Cała dokumentacja
musi być, (pstryk), dla dobra
śledztwa (pstryk) myślisz, że ci się
uda ty recydywisto (kilkukrotnie wbija w
kurczaka widelec powtarzając „ty recydywisto”).
(Gdy
robi
zdjęcie kurczkowi, Heniek pojawia się w drzwiach, Ewelina dalej mówi do
siebie,
nie widzi Heńka)
Ewelina:
Dłubać w jedzonku ci
się zachciało, co? Niedogotowane wylazło,co?
(Heniek z
każdym słowem co raz bardziej zdziwiony)
Złapiemy ptaszka po
odciskach. Miałeś apetyt na białego kruka?
Heniek:
Jest gorzej niż
myślałem. Połóż się dziecko. Połóż się na podłodze, żeby konwulsje nie
zrzuciły
cię z łóżka.
Ewelina: (zamiera w bezruchu
pochylona
nad stołem, powolutku sięga po nóż, prostując się powoli mówi)
Mało ci kurczaka
było? Mało kruka? „Połóż się dziecko”,
ty maniaku seksualny, bandyto, złodzieju (odwraca
się z nożem uniesionym jak do ciosu)
Heniek:
To tylko toksyny, to
co słyszysz, to co widzisz - to tylko
toksyny, mnie nie ma, tylko ci się wydaje….
Ewelina: (opuszczając nóż)
Co ty bredzisz?
Heniek: (podnosi rękę z
wystawionymi palcami)
Ile palców widzisz?
Ewelina:
Skretyniałeś? Dwa.
Coś ci się na mózg rzuciło. Zaraziłeś się od swojej blondyny?
Heniek: (uspokaja się na te
słowa)
O widzę, że wszystko
w porządku. Dzwoniłaś na policję?
Ewelina:
Nie, sama będę prowadzić śledztwo. Mam już
odciski
palców (potrząsa aparatem fotograficznym)
Tu, na kartce wyraźnie odciśnięte (pokazuje na
kartkę podniesioną z podłogi)
Heniek: (oddycha z ulgą)
To dobrze.
Ewelina:
Co dobrze? Że nie
dzwoniłam?, że mam odciski palców?, że sama prowadzę śledztwo?, czy że
nas
okradli? Musisz być bardziej precyzyjny w swoich wypowiedziach,
wszystko
cokolwiek powiesz może być użyte...
Heniek:
No właśnie jest
sprawa, ale wolałbym, żeby nie było
użyte…
Ewelina: (wzruszając ramionami)
Nie musi być użyte. O
co chodzi?
Heniek:
Wiesz, głupia rzecz.
Dlatego wolałem, żeby nie było policji, bo by wyszło na jaw, jak by ci
tu
powiedzieć….
Ewelina: (co raz bardziej
zaciekawiona,
podchodzi do niego, konspiracyjnie szepcze)
Twoja
blondyna wróciła tu w nocy i wyżarła całe nadzienie.
Heniek:
Nie, gorzej.
Ewelina:
Co gorzej
Heniek:
Podrzuciłem tu pewną
książkę, którą wyniosłem z muzeum. Nikt o tym nie wie ... nawet muzeum.
Ewelina:
Biały kruk?
Heniek: (z ociąganiem)
No, ... tak i o to
chodzi, żeby jej policja nie znalazła, bo mogę mieć ... kłopoty. Oni
nie znają
się na żartach.
Ewelina:
A więc
musisz znaleźć go pierwszy. Zanim policja położy na
twoim białym kruku łapę.
Heniek:
Mniej więcej. Na
pewno gdzieś tu jest. Szukałaś?
Ewelina:
W sumie nie. Arek
mówił, że ktoś rąbnął.To była planowana akcja. Patrz na te odciski, tu
na
papierach ( podaje kartkę Heńkowi i robi
kolejne zdjęcie)
Heniek: (mrużąc oczy)
To wcale nie wygląda
na odciski palców, bardziej może jak odciski obcasa, damskiego,
wąskiego
obcasa…
Ewelina:
No, chyba mi nie
powiesz, że ktoś grzebał nogami w moim kurczaku.
Heniek:
Nie grzebał, ale
grzebała. Na pewno miała buty na szpilkach. Mogła zapomnieć rękawiczek
i żeby
nie zostawić odcisków palców grzebała obcasem
(Ewelina patrzy
na Heńka i puka się w głowę)
Heniek:
No co, narzędzie
dobre jak każde inne, lepiej powiedz coś ty tam włożyła?
Ewelina:
Tajemnica zawodowa.
Ale po co ktoś rąbnął białego kruka?
Heniek:
Może włamywaczowi
posmakowała ta nadziewka z kurczaka a kruka rąbnął przy okazji bo leżał
na
wierzchu i ....
Ewelina:
Jednak zaraziłeś się
od blondyny. Powiedz mi, jak długo ją znasz?
Heniek:
Długo, …będzie jakiś
tydzień, naraił mi ją kumpel. Mówił, że rozrywkowa…
Ewelina:
Tak sobie myślę, czy
jednak ta wrażliwa dusza ...
Heniek:
Odstawiłem ją do
domu, co potem robiła nie wiem, ale raczej wyglądało, że nie jest w
stanie nic
robić poza spaniem…
Ewelina:
Pozory, pozory. Mogła
zakraść się później, zjeść kurczaka, rąbnąć kruka i po ptakach.
Heniek:
Kupy
się nie trzyma.
Ewelina:
Ja to muszę
sprawdzić! Mam nawet plan. Przyprowadź
jutro tę swoją Różę na, powiedzmy, wieczorek literacki. Twój ból głowy,
żeby
była tak samo ubrana jak wczoraj – no wiesz chodzi głównie o buty,
muszę zdobyć
odcisk jej obcasa i to najlepiej w wątróbce.
Heniek:
Żądasz cudu! Jak mam
ją zmusić, żeby włożyła te same ciuchy?
Ewelina:
Powiedz
jej, że Arek pod wpływem jej seksownego ubioru
napisał najlepszy w życiu erotyk pod tytułem „Seks wśród paproci”.
Paproć już
mu się rozmnaża. A .....ale musi napisać jeszcze jeden, bo z kolei róża
zdycha.
Heniek:
To Róża
się obrazi.
Ewelina:
To
powiedz, że ... tuberoza, wszystko jedno.
Heniek:
Bo ja wiem. (Wychodzi.
Ewelina także w pośpiechu wychodzi. Z drugiej strony skradając się
wchodzą Ania
i Tadek)
Ania:
Tadziu, ja się boję. Nie
wiem jak to rozumieć. Dlaczego tak myślisz?
Tadek:
Ja dedukuję, ja nie
myślę.
Ania:
Ale jak to możliwe?
Tadek:
Właśnie dlatego możliwe,
że wszystkim wydaje się nieprawdopodobne. Pod
takim parasolem najłatwiej się ukryć.
Ania:
Ale mama nic by nie
wiedziała?
Tadek:
Ja
myślę, że wie – stąd ta czarnina, wizyty u lekarza ...
Ania:
Jesteś pewny?
Tadek:
Pewny, pewny ... niczego
nie można być pewnym, ale sama zobacz. (wyciąga kawałek
gazety) Cechy wampira:
bladość, unikanie światła, zmiany skórne na twarzy i dłoniach,
bezsenność ...(składa gazetę) ten
smak na czarninę ... na krew! Nie widzisz
....?
Ania:
Ja się boję ... (przytula się do Tadka)
(wchodzi Arkadiusz,
spogląda
na nich, Ania jeszcze mocniej tuli się do Tadka)
Arkadiusz:
Oj młodzi, młodzi ...
wam zawsze mało ... (uśmiecha się do nich)
zapomniałem kupić gazetę. Pewnie coś napisali o tym wczorajszym
napadzie.... (oblizuje się, wychodzi)
Ania:
To straszne – nigdy nie
bałam się ojca, to straszne ...
Tadek:
Widziałaś
jakie miał zęby? Kły długie .... dziąsła jakieś czerwone, jakby dopiero
co ....
Ania:
I co robić?
Tadek:
A widziałaś jak szybko
wyszedł? (rozchyla koszulę, ma tam duży
drewniany krzyż zawieszony na sznurku na szyi, do sznurka przymocowane
główki
czosnku) Masz kolejny dowód. Niby gdzie się tak śpieszył? Nigdy
wcześniej
nie chciał wychodzić z domu, zwłaszcza o tej porze .... To działa!
Ania:
Przestań! Mówisz o moim
ojcu!
Tadek:
Chciałaś
żebym cię chronił, osłaniał.... sama tak mówiłaś.
Ania:
Ale .... (dzwonek
do drzwi, Ania
otwiera, wchodzi Heniek)
Heniek:
Jest ojciec?
Ania:
Nie
ma.
Heniek:
A kiedy będzie?
Ania:
Nie
wiem. Poszedł po gazetę ...
Heniek:
Znowu
chowa się za te swoje paprotki. Powiedz mu, że jutro zabieram go na noc
na
łowy... znaczy na połów, ... na ryby. On już będzie wiedział.
Ania:
Na
ryby? Ale tato nie najlepiej się czuje.
Heniek:
Właśnie...
brak mu .... świeżego .... powietrza (oblizuje
się) Palce lizać, taka wijąca się w dłoniach, walcząca o swoje
życie ....
rybka. To są emocje, przygoda ... A co
tutaj, tak czosnkiem jedzie? Tfu! No muszę iść. Nie zapomnij. (wybiega)
Ania:
(do Tadka)
A co
jemu się stało? Nigdy za sobą nie przepadali, a tu nagle ....
Tadek:
On
także coś wie! Mówię ci. Musisz być ostrożna, to jest jeden wielki
spisek.
Ania:
Zwariowałeś.
To jest mój dom .... (zaczyna chlipać) Zawsze
czułam się tu bezpiecznie ....
Tadek:
I
dalej tak będzie. To są niezawodne sposoby (wyciąga
drugi drewniany krzyż z torby, zawieszony na splątanym sznurku, do
którego
podwieszone są główki czosnku. Zawiesza jej na szyi) Teraz możesz
czuć się
bezpieczna.
Ania:
I ja
to mam nosić?
Tadek:
To
jedyna gwarancja ... na razie ... (wychodzą, skradając się i
rozglądając)
Ewelina: (wchodzi śpiesznie)
No, a teraz zaczynamy
planowaną operację zdemaskowania przestępcy.
(przez
chwilę stoi, rozgląda się po pomieszczeniu, zastanawia, podchodzi do
biurka,
bierze plik kartek i rozkłada na podłodze. Jedną – po lewej stronie
biurka,
drugą koło drzwi wejściowych po prawej stronie sceny, a następną
kładzie pod
stół - tam gdzie siedziała poprzedniego wieczoru Blondyna)
Ewelina:
Musi wdepnąć. Odcisk pantofelka będziemy mieli, tylko trzeba Kopciuszka
wprowadzić w wątróbkę, tak ….. wątróbka potem. Acha, aparat
fotograficzny …
(idzie
do biblioteczki po prawej stronie biurka i schyla się do dolnej półki.
Wchodzi
Arkadiusz z gazetą – nie widzi jej, natomiast zauważa papiery na
podłodze,
podnosi i kładzie na biurku, wychodzi do kuchni. Ewelina podnosi się z
aparatem. Przykłada do oka, nastawia ostrość na stół, oddala od twarzy,
przeciera ręką oko ze zdumieniem, nie widzi dopiero co położonych na
podłodze
papierów.)
Ewelina:
Co za czort? Znowu jakieś toksyny? Gdzie kartki?
(Po
raz kolejny przykłada aparat do oka, znowu go odsuwa. Kładzie aparat na
biurko,
bierze papiery i rozkłada w te same miejsca)
Ewelina:
Teraz pułapka numer dwa.
(Podchodzi
do biurka, bierze plik papierów, wkłada w teczkę, podnosi flamaster i
pisze)
Ewelina:
N a j n o w s z e p
r z e p i s y - nadzienie do kurczaka a’la
Bach.
(patrzy
na teczkę)
Ewelina:
Właściwie
to nie wiadomo co ona chciała ukraść, moje przepisy czy białego kruka (szybko
dopisuje) Przepisy z roku 1816 - Biały Kruk! Tak, temu się nie
oprze.
(Wkłada
do biblioteczki za biurkiem, tak żeby napis był widoczny, cofa się w
stronę
stołu i sprawdza, czy można stamtąd go odczytać)
Ewelina:
Najnowsze przepisy - nadzienie. Och ! (chwyta się za serce), tu
drżę cała (naśladuje Różę), To takie
piękne (dalej naśladując Różę podchodzi
do biblioteczki, rozgląda się dookoła jak złodziej i symuluje wyrwanie
teczki,
mówi w tym momencie)
Ewelina:
Bach!
(bierze
aparat fotograficzny z biurka, chowa się za prawy brzeg biblioteczki,
odczekuje
chwilę około 15 sekund i wyskakuje z aparatem nakierowanym na
domniemanego
przestępcę, błyska flesz, mówi)
Ewelina:
A ja, bach! I mamy ptaszka (śmieje
się, powtarza ) Bach !
(wchodzi znowu za
biblioteczkę, w tym samym momencie wchodzi do pokoju Arkadiusz, nie
widzi jej,
natomiast spostrzega papiery, podnosi, Ewelina za szafą porusza ustami
powtarzając domniemane słowa Róży, chwyta się za serce, potem palcami
lewej
ręki pokazuje podchodzącą do szafy osobę. W tym czasie Arkadiusz z
plikiem
papierów podchodzi do biurka od lewej i jest na wysokości teczki z
przepisami.
Ewelina wyskakuje, błyska flesz, mówi)
Ewelina:
Bach!!
Arkadiusz i Ewelina: (równocześnie)
Ach!
(Arkadiusz rzuca
papiery w górę i kuca gwałtownie za biurkiem
po lewej, Ewelina kuca po prawej. Powoli podchodzą na czworakach do
brzegu
biurka od strony widowni. Arkadiusz powoli wychyla głowę i szybko ją
cofa,
Ewelina – wychyla głowę i szybko cofa – kilka razy się tak mijają w
końcu
Ewelina pyta szeptem)
Ewelina: ( klęczy pochylona z
uniesionym do uderzenia
aparatem fotograficznym)
Czy to ty?
Arkadiusz: (także szeptem)
To ja.
A ty to ty?
Ewelina: (szeptem)
Ja. Aleś mnie nastraszył?
Arkadiusz: (powoli wychyla głowę
ponad biurko, w
trakcie mówienia wstaje, zaczyna mówić szeptem – dokańcza głośno)
Ja ciebie nastraszyłem??? Jaaaaaa???
Wchodzę Bogu ducha winny do swojego własnego pokoju,
nagle ktoś wyskakuje z wrzaskiem, błyska mi w oczy… I to ja ciebie
nastraszyłem?
To się nazywa kobieca logika.
Ewelina: (także się podnosi)
Błysnęłam boś mnie przestraszył. Brałam właśnie
aparat, żeby przygotować na imprezę. No wiesz teraz każdy chce mieć z
tobą
zdjęcia. Przez ciebie jedną klatkę już zmarnowałam. No patrz (podsuwa mu pod nos aparat), Jedna już
poszła, widzisz co narobiłeś?
Arkadiusz: (zrezygnowany)
Baby nie przegada. Ale to moja wina,
oczywiście, moja (zaczyna podnosić
rozrzucone kartki)
Ewelina:
Zostaw, niech leżą. (Arkadiusz patrzy zdziwiony)
To stwarza wrażenie takiego nieładu artystycznego. Tak
to powinno teraz wyglądać.
Arkadiusz: (na moment zastyga w
bezruchu, zastanawia
się, po chwili poruszając się po pokoju jak
„pedał” rozrzuca pojedyncze kartki po podłodze. Po każdym rzucie
zastyga w
bezruchu czekając aż kartka upadnie, kiwa z aprobatą głową, kolejne
kilka
kroków itd)
(Ewelina puka się po
głowie, ale po chwili z diabelskim
uśmieszkiem podsuwa nogą jedną kartkę pod stół, tak żeby Arkadiusz nie
widział)
Ewelina:
Co z barkiem?
Arkadiusz:
Wypełniony po brzegi. Ci ludzie zwariowali, zawsze
dają chłopu butelkę, skarpetki by mi się przydały, a nie pół litra…
(Dzwoni telefon. Ewelina odbiera)
Ewelina:
Słucham.
..... Ach tak. Są już wyniki i .... mój
Boże. (patrzy na Arkadiusza).....
Na
prawdę? ... Czy to bardzo poważne.... i krew ...... tak ...
rozumiem....
dziękuję. (odkłada słuchawkę).
Arkadiusz:
Kto
dzwonił?
Ewelina:
Lekarz.
Są wyniki twoich badań krwi.
Arkadiusz:
Więc już
wiesz?
Ewelina: (zmartwiona)
Tak.
K U R T Y N A
Akt 3
(To
samo pomieszczenie. Stół
zastawiony jedzeniem. Na podłodze porozkładane kartki paieru.)
(Wchodzi Ewelina z nożem w
ręce, otwiera drzwi wejściowe,
wychodzi na korytarz, po chwili wraca i idzie do kuchni. Wchodzi
Arkadiusz z
butelką wina, ustawia ją na stole)
(dzwonek u drzwi,
Arkadiusz otwiera, wchodzą Róża, w tym
samym ubraniu co w pierwszym akcie, i Heniek z butelką)
Heniek:
W końcu drzwi
naprawione. Proszę (podaje mu
butelkę)
(wchodzi Ewelina)
Ewelina:
Skarpetek nie macie?
(Heniek
robi zdziwioną minę)
Róża: (do Arkadiusza)
Mam tę samą bluzeczkę,
tę samą spudniczkę, te same
buciczki…
Ewelina: (robi niesympatyczną
minę i wychodzi do
kuchni, Róża biegnie za nią)
Róża:
…ja pomogę.
Arkadiusz: (do Heńka)
Czy ona nie ma innych ciuchów?
Heniek:
A czy ja się na tym
znam? One obie dziwnie coś gadają.
Arkadiusz:
Gadają? Moja dzisiaj mi zdjęcia robiła …. z
zaskoczenia.
Heniek: (wskazuje na kartki
na podłodze)
Co przeciąg? (chce podnieść
kartkę, Arkadiusz przydeptuje ją nogą)
Arkadiusz:
Tak ma być. Zostaw. Nieład artystyczny.
(wchodzi
Ewelina i Róża, niosą jedzenie, stawiają na stole, Mijając Arkadiusza
Róża
szepcze)
Róża:
A ja mam te same ciuszki na sobie, te samiusieńkie
(Arkadiusz
robi duże oczy, głupieje)
Ewelina:
Siadajcie.
(wszyscy
siadają)
Arkadiusz: (mocno wciąga nosem powietrze,
węszy)
Co to za brązowa mazia?
Ewelina:
To pasta z wątróbki, żeby położyć na grzankę (mówiąc to
demonstruje), o, a do tego rosół z
kaczki.
Heniek: (porozumiewawczo
mruga okiem do Eweliny)
Rozumiem. (nalewa do kieliszków) No, stary, za tych co na
morzu!
Róża: (szeptem i tajemniczo)
Słyszałam, że pan erotyk napisał. Czy i dzisiaj popełni pan coś nowego?
(gładzi bluzeczkę, pokazuje, że ma tę samą)
Heniek:
Popełni, popełni. Jutro
zabieram go na noc na ryby.
Arkadiusz:
Jaki erotyk? Jakie ryby? Co mam popełnić? (wzdycha, pociera dłonią
po czole) Czuję się jakiś zagubiony dzisiaj, nie wiem co robię,
myśli
dziwnie jakoś się kłębią. Nalej jeszcze. (Heniek nalewa, wypijają)
Róża:
Jakie to piękne (unosi ręce na
piersi)
Arkadiusz:
Co?
Róża:
To co pan napisał.
Arkadiusz:
Ale ja nic nie napisałem, po prostu – jakby tu powiedzieć – o, we łbie
mi się kręci.
Róża:
Acha….
Ewelina: (opuszcza celowo
łyżkę, zagląda pod stół,
ogląda dokładnie buty Róży i kartkę na podłodze. Po chwili podnosi się
z łyżką)
Przepraszam, głodni goście idą…
Róża: (ze zdziwieniem)
Tak? Ktoś jeszcze
przyjdzie?
Arkadiusz: (zrezygnowany)
Muszę przynieść coś mocniejszego (wychodzi
do kuchni)
Róża: (biegnie za nim)
Ja pomogę! (spogląda konspiracyjnie
na Heńka, puszcza oko)
Heniek:
Ja muszę coś na uspokojenie (wychyla
kolejny kieliszek wina) Co ty wyprawiasz z tą łyżką?
Ewelina:
Porozkładałam kartki na podłodze, a wycieraczkę przed progiem
wysmarowałam wątróbką, ale zołza nie wlazła … Widać nie ma w zwyczaju
butów
wycierać.
Heniek: (ksztusząc się ze
śmiechu)
Co zrobiłaś? A te kartki, to nie z powodu nieładu artystycznego?
Ewelina: (macha ręką)
Jaki znowu nieład?
(Wchodzą
Arkadiusz z Różą.)
Arkadiusz:
Wódka
krzepi. (siorbie z kieliszka, oblizuje się)
Róża:
Słyszałam to już. To
pana?
Arkadiusz:
Jakiego
pana? Wypijmy brudzia.
Heniek:
Tak
jest brudzia. (Nalewa im, wypijają)
(Arkadiusz włącza muzykę –
piosenkę „Who
let the dogs out”. Heniek tańczy z Różą,
Arkadiusz zatacza kręgi wokół Eweliny, co pewien czas szczeka do
muzyki, a po
chwili chwiejnym krokiem wychodzi na prawo)
Arkadiusz:
Zaraz wracam, zaraz….
(Ewelina
podnosi z podłogi kartkę papieru, podchodzi do stołu, smaruje ją
wątróbką,
schyla się i chodząc za Różą stara się podłożyć jej pod nogi. Daje ręką
znaki
Heńkowi, aby ją w tańcu naprowadzał. Arkadiusz staje w drzwiach
przygląda się,
podchodzi bliżej, patrzy na Ewelinę)
(Ewelina
kładzie palec na ustach, Arkadiusz powtarza znak nic nie rozumiejąc)
Ewelina: (zadowolona wstaje,
mówi do Arkadiusza)
Dowody, dowody rzeczowe. Trzeba sfotografować. (idzie z
podniesioną kartką papieru w stronę kuchni)
Heniek: (odstępuje od swojej
partnerki, mówi do
Arkadiusza)
Wdepnęła w wątróbkę.
Róża: (porywa Arkadiusza do
tańca)
Mam tą samą bluzeczkę, hi, hi. Co, bierze
cię na kolejny erotyk.
(Przytula go do siebie. Arkadiusz otwiera
usta przy jej szyi)
Heniek: (nuci)
Tango
z różą w zębach.
Róża:
Auuu!
Malinkę mi zrobiłeś. (odchodzi do Heńka obrażona. Arkadiusz
oblizuje się)
Ewelina: (wchodząc z kartką w ręce i
aparatem fotograficznym na szyi)
Może tak, a może nie. Tu
wyraźnie jej noga podjechała. Jak oni to
cholera robią w tej policji?
(Dzwonek
do drzwi, zjawia się Krysia z kotem na rękach)
Arkadiusz:
O, pani Krysia.
Proszę, proszę.
Krysia:
Miał pan przyjść, mój
brutalu. (spostrzega Ewelinę) A na panią to ja skargę złożę na
policję!
Róża:
O, są goście! Łyżka
spadła.
Krysia:
Za
znęcanie się nad zwierzętami.
Ewelina:
Ale my nie mamy żadnych zwierząt.
Krysia:
Ja widziałam jak pani latała po korytarzu z nożem w ręce i chciała
Mruczusia ubić. Wycieraczkę jakąś przynętą smarowała.
Heniek:
To nieporozumienie, to była pułapka, żeby odnaleźć białego kruka
Krysia:
A
widzi pan! Jak go zwał, tak go zwał, zawsze to zwierzę. Ale położyła
pani
przynętę na wycieraczce?
Ewelina:
Trochę wątróbki rozsmarowałam.
Krysia:
A widzi pan, mówiłam. Mruczusia żarciem chcieła zwabić…
Arkadiusz:
Nic nie rozumiem Smarowałaś słomiankę wątróbką?
Ewelina:
Moja słomianka, mogę smarować.
Henik:
Chodziło o odciski buta.
Ewelina:
Proszę, to są odciski.
Krysia:
To
łapki mojego Mruczusia ... ach! Wysmarowała mu pani łapki jakimś
świństwem.
Ewelina:
Tylko nie świństwem. A jak pani pójdzie na policję to Mruczuś będzie
odpowiadał za włamanie, proszę tu są dowody, odciski łapy.
Krysia:
A co pani może weterynarz? (do
Arkadiusza) ale sobie babę
wybrałeś. (wzrokiem zaprasza
Arkadiusza do siebie. Przykłada kota do piersi) Tu
ci będzie mięciutko, ciepło. (wychodzi)
Ewelina:
To było bardzo inteligentnie przeprowadzone. Ale kto ukradł kruka?
Róża: (do Heńka)
Chodźmy
już. Chyba za dużo wypiłam, bo nic nie
rozumiem. Mruczuś ukradł kruka?
(wszyscy żegnają się
wylewnie. Heniek z Różą
wychodzą)
Arkadiusz: (idzie do
drugiego pokoju)
Zaniosę
jej kwiatek, to się udobrucha.
(z drugiej strony
wchodzą Ania i Tadek. Poobwieszani
czosnkiem i drewnianymi krzyżami)
Ewelina:
(zmartwionym, ale i
trochę upitym głosem)
Do
jakiejś sekty się zapisaliście, czy co?
Ania:
Mamo!
My już wszystko wiemy!
(Wchodzi
Arkadiusz a fiołkiem alpejskim)
Arkadiusz:
Dam
jej fiołka do sypialni. (Oblizuje się) Zresztą to jej fiołek,
więc mi
nie zależy.
(Ania
i Tadek unoszą w jego stronę drewniane krzyże)
(Ewelina spostrzega
krzyże,
czosnek. Zaczyna się histerycznie śmiać)
Tadek:
Proszę
się nie martwić. To nas wszystkich ochroni.
Ewelina:
Miałam
telefon od lekarza. Ojciec jest poważnie chory (znowu wybucha
śmiechem) To
nieuleczalna choroba (śmiech)
Ania:
To
dlaczego się śmiejesz?
Tadek:
Mamy
dowody ...
Ewelina:
Siadajcie. (siadają)
To jest
dziedziczna choroba. Porfiria.
Ania:
Co to jest?
Ewelina:
Choroba. Ludzie wskutek
obciążenia genetycznego nie mogą w sposób
poprawny syntetyzować czerwonego barwnika krwi, czyli hemoglobiny. Dlatego
są tacy bladzi.(śmieje się)
Tadek:
A co ze światłem
słonecznym?
Ewelina:
(trochę bełkotliwie)
Wystawienie
tych nieszczęśników na działanie promieni słonecznych może mieć dla
nich
katastrofalne skutki – częste poparzenia
i uszkodzenia skóry i w rezultacie zmiana kształtu twarzy, nosa i
palców.
Ania:
Biedny
tatuś ... (do Tadka) A ty durny
jeden, głupi (zrywa z szyi sznurek) Sherlock
Holmes cholerny. (zaczyna okładać go pięściami)
Tadek:
Ale
...
Ewelina:
No uspokójcie się.
Ania:
Muszę wyjść na
powietrze. Za dużo emocji jak dla mnie (do
Tadka) Świrus jeden, czekaj mam z tobą na pieńku, szajbus .... (wychodzi, Tadek biegnie za nią)
Tadek:
Ależ Aniu! .... (ściąga z szyi krzyż, czosnek) No,
zaczekaj ... no, przepraszam.... (wychodzi
za nią)
Ewelina: (wzdycha)
Ech...., dobrze chociaż,
że już wiadomo o co chodzi (podnosi oba krzyże, kręci
głową) Czosnku
do gotowania na rok (wychodzi do kuchni i
wynosi krzyże z czosnkiem)
(Uchylają się drzwi wchodzi
Arkadiusz na palcach. Twarz ma umazaną krwią, wzrok obłędnie uradowany,
zachowuje się jakby był lekko upity, odbija mu się)
Arkadiusz:
Heniek
....up .... miał rację ....up ..... Człowiek sił nabiera po czymś takim
... up
... stary ale jary ....
na polowanko ... Heniek miał .... up ....
(wchodzi Ewelina)
Ewelina:
O,
jesteś... Mówiłeś coś o Heńku? Podobno idziecie jutro na rybki ...
Arkadiusz: (masując
się po brzuchu)
Nie
wiem ....up ....czy jutro dam radę ....na razie jestm up .... opity.
Ewelina:
Wytrzyj sobie usta, masz
krew na wargach i brodzie.
Arkadiusz:
No, patrz kolejna moja .... up .... dolegliwość, teraz jeszcze to –
dziąsła
mi krwawią. To jest jakaś okropna ... up ... choroba. (śmieje się)
Ewelina:
Usiądź ... dzwonił
lekarz. Są już wyniki.
Arkadiusz: (poważnieje)
To już wszystko wiesz ...
Ewelina:
To jest dziedziczne.
Masz to po ojcu, a może i po dziadku ...
Arkadiusz:
Wiem, wiem .... up ....
Ewelina:
Nie ma na to lekarstwa, ale nie jest aż tak źle. Objawy kliniczne
ustępują przy odpowiedniej diecie.
Arkadiusz: (przewraca językiem)
U hum!
Uppp. Przepraszam odbiła mi się dietka.
Ewelina:
Doktor mi mówił, że zna
kilka takich przypadków ...
Arkadiusz:
Poważnie? Są inni? Nie tylko ja i Heniek.
Ewelina:
A skąd ci Heniek przyszedł do głowy?
Arkadiusz:
Bo wiesz jesteśmy .... up .... spokrewnieni, te same geny .... po
....up....tatusiu.
Ewelina:
O, to
możliwe...
Arkadiusz:
Pewnie, że możliwe. On
też jest wampirem! (Mowi to z zachwytem i kawalerską fantazją)
Ewelina:
A co ty opowiadasz.
Arkadiusz:
Patrz, (otwiera usta) mam
zęby jak wampir.
Ewelina:
Nie widzę
Arkadiusz:
A widzisz, bo ja jestem skryty wampir. Sam do niedawna o tym nie
wiedziałem. Te zęby to się wysuwają jak przychodzi pora ...
Ewelina:
Na co?
Arkadiusz:
Na łowy, na polowanie, na przelanie krwi … up… Lepiej
trzymaj się z daleka. Widzisz jestem
niebezpieczny...up...., nie chcę cię skrzywdzić.
Ewelina:
Ale kompletne bzdury
opowiadasz! Owszem przed laty ludzi chorych na tę
chorobę mylono z wampirami. Masz
porfirię.
Arkadiusz:
Co?
Ewelina:
Porfirię.
Chorobę dziedziczną ....
Arkadiusz: (bardzo zakłopotany)
To....., to .... ja
naszą sąsiadkę niepotrzebnie ...up ... (oblizuje się)
Ewelina:
Co naszą sąsiadkę ?...
Arkadiusz:
E nic, nic ... konsultowałem z nią układy kwiatowe w jej syp ...up...
mieszkaniu ...
To mówisz, że ja nie jestem wampirem?!
Ewelina:
Ani
trochę.
Arkadiusz:
To
straszne ...
Ewelina:
Nie
takie straszne.
Arkadiusz:
Właśnie,
że straszne. Co ja teraz zrobię?
Ewelina:
Nic! W
końcu możesz się odprężyć, wszystko już wiadomo. Ja ci coś powiem –
jedź z
Heńkiem na te ryby, odpocznij trochę, zrelaksuj się, wszystko będzie
dobrze.
Arkadiusz:
Wątpię!
Ewelina:
Naprawdę!
Arkadiusz:
Bardzo
wątpię .... widzisz, ja panią Krysię troszkę ugryzłem, może nawet
więcej niż
troszkę ... up ...
Ewelina:
Boże
drogi! ...
Arkadiusz:
Nie
wiedziałem o tej ... up ... porfirii. Chciałem być dzielnym ...
wampirem, a nie
chować się w paprotkach.
Ewelina:
Boże
drogi! ... muszę do niej iść ....
Arkadiusz:
Nie
wiem, czy nie za późno ... up ... jeszcze mi się odbija...
Ewelina:
Trzeba
wezwać pomoc .... (wybiega)
Arkadiusz:
Co ja
zrobię, co ja teraz zrobię ... Wsadzą mnie ... no, nie ma wyjścia ...
(słychać jakieś
krzyki, wpada przerażona
Ania z Tadkiem)
Ania:
Tato,
słyszałeś?
Arkadiusz:
Jeszcze
nie ... ale się domyślam ...
Tadek:
Znowu,
znowu .... pana sąsiadkę chyba pies napadł ... w jej własnym domu ...
Ania:
To
straszne!
Arkadiusz:
Żyje?
Tadek:
Wygląda
na to, że nie bardzo – całkiem zagryziona.
Arkadiusz:
Co ja
zrobiłem, co ja zrobiłem? (trzyma się za
głowę)
(na zewnątrz słychać coraz
więcej
krzyków)
Krzyki:
Morderstwo,
morderstwo!
To nie
pies, to wampir!
Ania: (podbiega do drzwi
i wygląda na zewnątrz)
Wszyscy
sąsiedzi idą tutaj, z jakimiś sznurami, drewnianymi pałkami, nożami ...
Czego oni
chcą?
Krzyki:
Ślady
krwi, patrzcie po całym korytarzu ...
Arkadiusz: (kuli
się cały)
To już
koniec, już koniec ....
Ania:
Tadek,
chodźmy ich zatrzymać. Pomóż mi.
(wychodzą, zamykają drzwi za sobą)
(po chwili słychać głośne
walenie do
drzwi i krzyki)
Krzyki:
Na
takiego to tylko kołek osinowy zaostrzyć i pierś przebić!
Arkadiusz:
Ja mam
tylko porfirię, ja nie chcę ... jestem przecież chory...
(walenie do drzwi
coraz bardziej
natarczywe, Arkadiusz kuli się cały, kładzie na sofce zakrywając sobie
głowę
poduszką. Pod poduszką - publiczność tego nie widzi – wkłada do ust
kilka
kawałków podbarwinej na czerwono gazy, oraz rozmazuje sobie czerwoną
farbę na
brodzie)
(drzwi otwierają się i
wchodzi do pokoju Krysia, w białym fartuchu, z zabandażowanym palcem)
Krysia: (podchodzi do ojca, nachyla się nad
nim, lekko
potrząsa)
Budzimy się z narkozy?
Jak się pan czuje?
Arkadiusz: (krzyczy przerażony,
trochę niewyraźnie na skutek
opatrunku w ustach)
To nie moja wina, proszę
mnie nie zabijać żadnym kołkiem.
Krysia:
Ha, nic nie pamiętamy?
To dobrze, to dobrze. Zmienimy teraz opatrunek,
proszę szeroko otworzyć ... Aaaaaaaa. O,
tak. (wyjmuje
z ust opatrunek) Całkiem dobrze wygląda. Ekstrakcje przebiegły
pomyślnie.
Cały korzeń wyszedł nienaruszony …
Arkadiusz: (mówi niewyraźnie –
do końca tej sceny z opatrunkiem
w ustach)
Ekstrakcje? Pani mi
wyrwała zęba, ... zęby? … znaczy pani – to pani
doktor …
Ale ja, to nie tego, nikogo nie zagryzłem? I tam nie ma żadnych ludzi?
Krysia:
Są!
Cała poczekalnia jak zwykle.
Arkadiusz:
Proszę ich nie
wpuszczać, oni chcą mnie zabić.
Krysia:
To tylko sen. Widzi pan,
czasem narkoza ma trochę nietypowy przebieg,
anestezjolog poda odpowiednią dawkę leku, ale niektórzy ludzie są
bardziej
wrażliwi na lekarstwo … najważniejsze, że nic pan nie pamięta …
Arkadiusz:
Ale ja wszystko pamiętam … to straszne … czy te zęby nie były czasem ….
no, … troszkę dłuższe niż normalnie?
Krysia:
Wszystko w porządku, niech się pan nie martwi … czasem natura obdarza
człowieka nieco dłuższymi zębami, w końcu kły u człowieka to przecież
atawizm …
zwierzęta rozrywały nimi mięso, zabijały swoją ofiarę ...
Arkadiusz: (jęczy)
To był
tylko sen.
Krysia:
Człowiek pierwotny,
który jadł surowe mięso … to tak, no jeszcze
rozumiem, ale w dzisiejszym świecie … teoretycznie nie są potrzebne …
Arkadiusz:
Nie, nie, … absolutnie
niepotrzebne. No, niby do czego?
Krysia:
Prawda? Miał pan mocne odwapnienie, dlatego nastąpiła próchnica. Trzeba
się lepiej odżywiać. Wie pan, więcej mleka, owoców, … surowych
oczywiście,
surowych … świeżych,
Arkadiusz:
Dziewiczych …
Krysia:
A gdzie pan teraz takie znajdzie? Tak, teraz wszystko jest skażone …
Arkadiusz:
Sztuczne
....
Krysia:
A propos, sztuczne - jak
się zagoi – wstawimy implanty. Narazie niech
pan mocno nie nagryza …
Arkadiusz:
Nie, nigdy już nie będę nagryzał.
Krysia:
Nigdy;
niech pan nie mówi nigdy .... bo ... nigdy nie wiadomo.
Arkadiusz:
Czy ktoś ostatnio
zginął w okolicy zagryziony przez psa?
Krysia: (dotyka czoła
Arkadiusza, sprawdzając temperaturę)
Coś pisali w gazecie.
Dlaczego pan pyta?
Arkadiusz:
To
całkiem zwariowane, ale wie pani doktór, śniło mi się, że kogoś ...
ugryzłem.
Krysia:
A ugryzł pan, ugryzł (pokazuje mu
zabandażowaną dłoń). Zaraz na początku zabiegu ...
Arkadiusz:
O,
bardzo przepraszam, nie chciałem, ja nic nie wiedziałem...
Krysia:
Już dobrze. Zaraz
poproszę pana żonę. (wychodzi)
(wchodzi Ewelina)
Ewelina:
No, jak się czujesz?
Bolało?
Arkadiusz:
Nic nie bolało. Ale ja
miałem sen! Nie uwierzysz!
Ewelina:
Skoro nie uwierzę – to
mów!
Arkadiusz:
Powiedz mi tylko jedno!
Czy ja mam ... porfirię?
Ewelina:
Nie wiem. A co to jest
porfiria?
Arkadiusz:
Taka
choroba.
Ewelina:
Nic o tym nie wiem. Co
ci przyszło do głowy?
Arkadiusz:
Mówię
ci zwariowany sen. Ale jestem zmęczony.
(Ewelina bierze gazę
ze
stolika, podaje mu)
Ewelina:
Wytrzyj sobie usta, masz
krew na wargach i brodzie.
Arkadiusz: (wyciera, zaczyna się śmiać)
Hi,
hi, hi .....
Ewelina:
Co cię
tak śmieszy.
Arkadiusz:
Nie
wiesz jaka to ulga.
Ewelina:
Domyślam
się. Nie ma nic gorszego jak ból zębów.
Arkadiusz:
Myślałem
o swoim śnie. Śniło mi się, że ....hi, hi, hi ... jestem wampirem.
Ewelina:
Coś
niesamowitego,
to musiało być straszne ..... i wiele ofiar upolowałeś?
Arkadiusz:
Tylko
jedną ... hi, hi.... Nie mówmy już o tym.
Ewelina:
Chodźmy
już do domu. Acha, dzwonił Heniek i odwołał wasze wyjście na ryby na
noc.
Mówił, że nie może dzisiaj, że teraz to nie ma sensu, że na pewno
będziesz źle
się czuł i poczeka aż będziesz miał nowe implanty... Nie wiesz o co mu
chodzi.
Arkadiusz:
Implanty,
implanty, chodzi o moje kły ... (dotyka
ust)
Ewelina:
Widać
coś bredził. No chodźmy już do domu. Co bardzo boli? (stoją
na środku sceny, Ewelina obejmuje go) Nie możesz jeść nic
twardego, ale przygotowałam twoją
ulubioną zupkę.
(stoją objęci na
środku. Usta Arkadiusza
wypadają na wysokości szyi żony. Powoli otwiera usta i dotyka jej
szyi.....)
K U R T Y N A
|