Autor: Grzegorz
Górski
Tytuł:
Multiplikacje –
dramat jednoaktowy
(Inspiracją do napisania tej
sztuki stał się wiersz Anity Simonjetz pod
tytułem „Multiplikacja”. W sztuce
wykorzystano obszerne fragmenty wiersza za zgodą
autorki.)
(Pokazana
jest tylko dość wąska, przednia część sceny oddzielona od
pozostałej, tylnej części, opuszczoną ścianą w
szaroniebieskim kolorze. Na
ścianie duże, widoczne dla publiczności, obrazy
Paul Delvaux”The
break of day”, “The Village of
the Mermaids”, “The awakening of
the forest”. Pod ścianą po prawej jedno, po
lewej dwa
krzesła, na nich siedzą pacjentki
w identycznych pidżamach, z łysymi głowami-po chemioterapii, twarze
szaroniebieskie
ledwo odcinają się od tylnej ściany. Po lewej pusta ściana z otwartym,
wyciętym
łukowato przejściem. Po prawej poruszane
wiatrem białe firany. Przed dwoma krzesłami mały
stolik z gazetami. Światło przyćmione, poza dobrze oświetlonymi
punktowo
obrazami. Na podłodze sceny przesuwa się i kłębi mgła. Scena
przedstawia sen. W
scenie tej cały czas słychać z offu szepty,
słowa wypowiadane w różnych językach,
z wyraźnym echem – jak rozmowa w zaświatach)
Scena 1
Kobieta1: (wstaje, podchodzi do
obrazu „The
break of day”, przygląda się mu)
Dlaczego one mają włosy?
Kobieta2: (nie odwraca głowy,
mówi przed siebie)
Widocznie nie są jeszcze po chemii.
Kobieta3:
Ale będą, wszystkie kiedyś będą, wszystkie!
Jesteśmy tylko statystyką przypadków, pomyłek nieomylnego.
Kobieta2:
Nie bądź taka zgorzkniała.
Kobieta3:
To nie gorycz. To słodycz akceptacji. Zrozumiałam
jego grę.
Kobieta1: (wpatrzona w obraz)
Identyczne.
Kobieta3:
Powielił w miliony niewypolerowane klejnoty.
Kobieta2: (wstaje, patrzy na
obraz „The
Village of the Mermaids”)
Siedzą,
czekają na swoją kolej.
Kobieta3:
Całkiem
jak my. Świat nic a nic się nie zmienia.
Kobieta1: (wpatrzona w obraz)
Tylko .....
paul boi się morza ...
Głos z offu: (słychać wyraźnie)
i
dlatego
zamknął na skobel wstążki studnię pełną kryształów
o turkusowej poświacie a może to
było tylko potłuczone lustro
tnące ostrymi brzegami jedwabną skórę nocy
zniknęło w soli w piasku ostatnie odbicie
Kobieta1: (wpatrzona w obraz)
paul szlocha albo bezsilnie złorzeczy
Głos z offu: (słychać wyraźnie)
w samotność tchnie oddech farby i ludzki mechanizm
(z prawej wchodzi
mężczyzna, grając na
flecie prowadzi za sobą kilka, ubranych identycznie jak postacie na
scenie,
bezwłosych kobiet. Poruszają się jak zahipnotyzowane. Kobieta 1,2 i 3
dołączają
do nich, schodzą ze sceny na lewo. Zza szaroniebieskiej ściany słychać
narastający krzyk kobiecy. Miesza się on z powtarzanym z offu głosem)
Głos z offu: (coraz głośniej)
w samotność tchnie oddech farby i ludzki mechanizm
Scena
2
(unosi się
szaroniebieska ściana. Scena w
głębi przedstawia pokój, elegancko umeblowany. Drzwi z tyłu na środku,
biblioteczki,
obrazy, kwiaty. Po prawej komputer z przesuwającym się po ekranie
barwnym”
screensaverem”. Po lewej sofa. Obok sofy stolik a na nim telefon. Na
sofie
siedzi krzycząca kobieta=Julia. Obudziła się właśnie ze snu, koc
zsunięty
częściowo na podłodze, okulary nierówno zawieszone na twarzy, spadająca
w tym
momencie książka. Przestaje krzyczeć, poprawia okulary, włosy, oddycha
głęboko.
Nad jej głową na ścianie oświetlony mała lampką obraz Henri Rousseau ”Surprise”.
Na ścianie po prawej także oświetlony taką samą
lampką obraz tego samego autora “Horse
Attacked by a Jaguar”. W innych miejscach widać wyraźne ślady po
wiszących
kiedyś obrazach. Lampki oświatlają puste prostąkąty po trzech obrazach.)
(Julia podchodzi do
przodu sceny, sprawia
wrażenie, że jest jej zimno, otula się własnymi rękami)
Julia:
Znowu ta mgła. Nie zamknęłam drzwi na taras. (podchodzi na prawo
odsuwa wiszącą firanę, słychać zamykanie
oszklonych
drzwi na taras. Julia znowu ma dreszcze. Przez środkowe drzwi z tyłu
wchodzi
Iwona)
Iwona:
Co u ciebie? Wpadłam na moment w drodze do
sklepu. Co, zimno ci?
Julia:
Zasnęłam nad książką. Miałam dziwny sen. Nie
wiem dlaczego obudziłam się z krzykiem. Choć nie było w nim nic
strasznego.
Iwona: (podchodzi do barku)
Zrobić ci drinka? Masz mleczko kokosowe?
Julia:
W lodówce.
Iwona:
Piłam (Iwona otwiera lodówkę pod barkiem) taki na bardzo
dystyngowanym przyjęciu. Nawet mi smakował, ma
coś w sobie.
Gładko idzie i podobno łagodzi obyczaje
(podchodzi do Julii z kileliszkiem) i znosi
wszelki opory ciała!
Julia: (upija łyczek)
Smakuje jak olejek do opalania.
Iwona:
Takie pija się w wyższych sferach.
Julia:
Gratulacje. Wypijesz dwa kieliszki i możesz
iść na plażę opalać się cały dzień. Skóra nie schodzi. Medal za
wynalazek.
Iwona: (podchodzi do komputera)
Sprawdzę swoją pocztę, OK? (siada przy
komputerze i loguje się)
Julia: (podchodzi do sofy,
poprawia koc,siada
na sofie, podnosi książkę, przygląda się jej)
Znowu nie dzwonili. (patrzy na telefon, kładzie na nim
rękę) Martwię się o Krzysztofa.
Iwona: (stukając na komputerze,
bez
odwracania głowy)
Przecież mówili, że to kwestia znalezienia
dawcy.
Julia:
Jak dotąd nie mogli go znaleźć. Krzysztof ma
jakieś rzadkie antygeny HLA. Teraz ten sen ...
Iwona:
Znajdą. Tyle razy wałkowałaś ten temat.
Znajdą. Kwestia czasu.
Julia:
Którego nie ma.
(na komputerze włącza
się muzyka)
Julia:
Co to?
Iwona:
Mój cyberprzestrzenny amant przysłał mi w
załączniku razem z dość niecną propozycją. (czyta z ekranu, mówi do
siebie) Jaki
tajemniczy.... tak, ... chciałbyś ... już lecę....
Julia:
Ty dalej swoje. Kim on jest?
Iwona:
Nie wiem. On także nic o mnie nie wie.
Otworzyłam skrzynkę mailową na lipne nazwisko teraz mogę sobie
pofantazjować.
Tego mi brakowało w tym sflaczałym życiu.
Julia:
I nie wiesz gdzie on jest?
Iwona:
Może być w Afryce, może w Australii, a może
to mój sąsiad z naprzeciwka. (Iwona wylogowuje się, wstaje od
komputera) Na
codzień pewno nieszczęśliwy w małżeństwie, ale jak siądzie do komputera
(zatrzymuje
się przy obrazie „Horse Attacked by a
Jaguar”)
staje się lwem salonowym, (gładzi obraz) gorącym kochankiem,
wyrafinowanym oprawcą, ale wie o tym tylko on ....(podchodzi do
Julii) no i cały jego anonimowy świat.
Co czytasz?
Julia: (otwiera książkę, czyta)
w szarości zbiegłego jak złoczyńca zmierzchu
napięły łuki brwi arkady sennego miasteczka
kobiety niebieskie kserokopie gładkie jak futro foki
syreny złe siostry o za dużych stopach
i wszystkie mają takie same oczy
Iwona: (podnosi kieliszek Julii)
Nic dziwnego, że potem masz sny. Nie
będziesz już piła.
(Julia zaprzecza ruchem
głowy. Iwona
wypija z jej kieliszka)
Julia:
Takie same oczy, kserokopie... klony.
Iwona: (szybko podchodzi do
Julii)
Ty chyba tego nie zrobiłaś?
(Julia milczy)
Iwona:
Powiedz, że tego nie zrobiłaś.
Julia:
Nie miałam wyjścia.
Iwona: (zdenerwowana)
Zwariowałaś! (opamiętuje się) Przepraszam,
nie powinnam ciebie osądzać, sama nie wiem jak bym postąpiła na twoim
miejscu.
Julia:
Nawymyślaj mi.
Iwona:
Nie, nie chciałam. (idzie szybko w
kierunku barku) Muszę się napić. (nalewa, wypija, zastanawia
się,
milczy)
Julia: (po chwili milczenia)
No, powiedz coś. Zrównaj mnie z błotem,
tylko nie milcz.
Iwona:
Słowo stało się ciałem.
Julia: (ze złością)
Przestań.
(środkowymi drzwiami
wchodzi Krzysztof.
Widać, że jest chory. Brak włosów na głowie, szaroblada twarz.)
Krzysztof: (mówi z trudem)
Witam panie. Dzwonili z kliniki?
Julia:
Nie, nie dzwonili, może jutro. Cały czas
siedzę przy telefonie.
(Iwona chce coś
powiedzieć, ale
rezygnuje, odwraca głowę)
Julia: (do Krzysztofa)
Jak się dzisiaj czujesz?
Krzysztof:
Bosko. Całkiem bosko.... pójdę się położyć (wychodzi)
(Iwona patrzy ze
zdziwieniam na Julię)
Julia:
On nic nie wie i chciałabym, ....żeby nigdy
się nie dowiedział.
Iwona:
Nie może się nie dowiedzieć.
Julia:
Zabiję cię jak mu powiesz. Nie chcę widzieć
potem, do końca życia, jego wdzięczności.
(Julia
siedzi na sofie wpatrzona w telefon)
Iwona:
Albo nienawiści.
Scena
3
(Opuszczona zostaje
ściana z obrazami.
Tym razem przód sceny jest dobrze oświetlony, bez punktowego światła na
obrazy.
Z lewej, sunąc nogami wchodzi Krzysztof. W scenie tej nie ma
tajemniczości snu,
ani głosów z offu)
Krzysztof: (wpatruje
się w pierwszy obraz)
Musiał ją bardzo kochać ... (podchodzi do
kolejnego obrazu) aby obdarzyć tą samą twarzą całe miasto kobiet. (dotyka
ręką płótna obrazu. W tym momencie wchodzi z prawej kobieta – niska, w
szarym
fartuchu. W rękach trzyma robótkę na drutach)
Kobieta w szarym fartuchu:
Proszę nie dotykać eksponatów. (siada na
krześle, zaczyna robótkę) To, że zapłacił bilet nie znaczy, że
wszystko
może. Gdyby każdy tak macał, to by już ich nie było.
Krzysztof: (nie zwraca na nią
uwagi)
W ilu oczach jest moja twarz? (przykłada
twarz do obrazu)
Kobieta w szarym fartuchu: (unosi
się z
krzesła)
Bo wezwę strażnika.
Krzysztof:
Czy jest tu jakieś lustro?
Kobieta w szarym fartuchu:
W ubikacji. Co, źle się czuje. Niech idzie
na pole. Tutaj przychodzą takie, co wiedzą na co patrzeć. Niech idzie.
Krzysztof:
Chciałbym już odejść.
(Z prawej wchodzi
Iwona, jest bardzo
ekstrawagancko ubrana, w mini i wydekoltowana, podchodzi do Krzysztofa.
Kobieta
w szarym fartuchu obrzuca ją pogardliwym spojrzeniam, siada na krześle
i
zajmuje się robótką)
Iwona:
Co tu robisz?
Krzysztof: (pokazuje gestem
obrazy)
Podobno nie umiem patrzeć, więc ....
smakuję, wczuwam się, wącham ....
Kobieta w szarym fartuchu:
Byle nie macał. (znowu obrzuca
spojrzeniem Iwonę)
Krzysztof:
On przeżywa w nieskończoność tą pierwszą, a
może jedyną miłość.
Iwona:
Jak się czujesz?
Krzysztof:
Myślisz, że to sprawiedliwe?
Iwona:
Normalne. Ich już nie ma, przynajmniej dla
niego. Są obojętne.
Krzysztof:
A ja?
Iwona:
Dzwonili z kliniki?
Krzysztof:
Nie. Co tu robisz?
Iwona:
Mam się z kimś spotkać. A może to ty jesteś
tym tajemniczym nieznajomym? Czekasz na kogoś?
Krzysztof: (śmieje się, śmiech
przechodzi
w kaszel)
Na dawcę.
Iwona: (całuje go w policzek.
Kobieta w
szarym fartuchu, spogląda na nich, mruczy pod
nosem niezrozumiale
jakieś
przekleństwa)
Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Muszę
lecieć, może on jest w innej sali.
Krzysztof:
Jak go poznasz?
Iwona:
To on ma mnie poznać. (wychodzi na prawo.
Kobieta w szarym fartuchu podnosi się, idzie za nią)
Kobieta w szarym fartuchu:
Widział to kto? Dom schadzek sobie wydra
wybrała... (wychodzi za nią)
Scena
4
(Zmienia się
oświetlenie. Światło staje
się przyćmione, poza dobrze oświetlonymi punktowo obrazami. Z lewej
wchodzi ten
sam co w scenie1 mężczyzna, grając na
flecie prowadzi za sobą kilka bezwłosych kobiet. Poruszają się jak
zahipnotyzowane. Po podłodze sceny przesuwają się za nimi resztki mgły
wdmuchiwane z lewej. Słychać z offu niezrozumiałe szepty)
Krzysztof:
Więc to już?
Głos z offu: (teraz wyraźnie. W
tym
czasie kawalkada wolno przesuwa się na prawo)
przychodzą noce o czterech księżycach
jak bezcieleśni pasterze zegarów
rzucają pomarańcze cieni w złote okno pustyń
za drzwiami rośnie las pszczoły
roją na zamkniętych wylotkach ust
zamykają z trzaskiem pułapki srebrne muszle snów
i gwiazdożerne ryby wypływają na łów
(Krzysztof chce
dołączyć do nich, ale
kobiety zatrzymują go gestem ręki)
Krzysztof: (błagalnym głosem)
Chciałbym już odejść.
(znowu gest rozkazujący
pozostanie.
Kawalkada wychodzi na prawo, Krzysztof na lewo)
Scena
5
(unosi się szaroniebieska ściana. Scena w głębi przedstawia
ten sam pokój co
w scenie 2. Na sofie siedzi Julia, trzyma rękami poduszkę na brzuchu.
Kołysze
się do przodu i tyłu. Na jej kolanach leży otwarta książka. Wchodzi
Iwona nie
ubrana już tak wyzywająco)
Iwona: (mówi od drzwi)
No i nie przyszedł. Wystawił mnie do wiatru.
Ubrałam się ... (spostrzega, że Julia źle się czuje) Co ci
jest?
Julia:
Jest mi niedobrze, chyba zaraz zwymiotuję.
Iwona:
A oczekiwałaś czegoś innego?
Julia:
Łudziłam się.
Iwona:
Pewne rzeczy nie ulegają zmianie - chcesz,
czy nie chcesz.
Julia:
Świat się zmienia, zgaga pozostaje.
Iwona:
Co?
Julia:
To z „Godziny pąsowej róży”
Iwona:
Stale coś czytasz, nie masz czasu na życie.
Czekaj, sprawdzę pocztę. (podchodzi do
komputera i wlogowuje się)
Julia:
Właśnie nad tym pracuję. Usilnie pracuję,
jak to się mówi w wysokich sferach – biorę życie w swoje ręce.
Iwona: (wykrzykuje)
A to drań!
Julia:
Co się dzieje? (poprawia się na sofie) Przechodzi (bierze głęboki oddech)
Iwona:
Przysłał maila, że chciał mnie tylko
pooglądać, ... czy się nadaję. Rozumiesz, on tam był! Potraktował mnie
jak
towar na sprzedaż.... jak na jakimś targu niewolników. Dobrze, że nie
zaglądał w
zęby. (pisze coś na komputerze) Teraz
ja wyznaczę mu spotkanie.
Julia:
Lepiej uważaj, nie wiesz z kim się zadajesz.
Iwona: (wylogowuje
się)
Tego nikt nie wie. Ty wiedziałaś?
Julia:
Teraz wiem.
Iwona:
Tylko mi nie mów, że byłaś taka mądra od urodzenia.
Julia:
Stefan zostawił mi (pokazuje ręką do okoła) dom,
pieniądze, kupę pieniędzy i ... syna
chorego na białaczkę, a ja próbuję za te pieniądze kupić mu życie. (patrzy na telefon, kładzie rękę na
słuchawce)
Iwona:
Spotkałam Krzysztofa w galerii. Nie
dzwonili.
Julia:
Nie. Zresztą teraz to jest prawie bez
znaczenia – jeszcze kilka dni (kładzie
rękę na brzuch)
Iwona: (podchodzi do niej,
podnosi z jej
kolan książkę, czyta fragment)
wtedy nikt nie wiedział że ja
jestem morzem mocnym i miękkim
oceanem który śpiewa jak wieloryb
pomnożonym przez rozkosz zapomnieniem
słodkim jak krew
(zamyka i rzuca książkę
na sofę obok
Julii)
Julia:
Muszę dać mu życie.
Iwona:
Już dałaś.
Julia:
Drugi raz. Nie, nie potrzebuję kazania. Na
pewno nie teraz.
Iwona:
Jakie masz gwarancje, że się uda.
Julia:
Rousseau.
Pierwszy obraz (pokazuje na puste miejsce na ścianie) poszedł
na niezbyt
oficjalne pobranie jego plemników. Uśpili go, kiedy dobierali się do
jego
szpiku robiąc jakieś badania. Drugi (gest) – na sztuczne
zapłodnienie, a
trzeci – to była zapłata z góry. Woleli nie ryzykować, gdybym nie
przeżyła
zabiegu. Sobie zostawiłam kopie. Teraz (kładzie rękę na brzuch) robię
za
inkubator.
Iwona:
I on
dalej nic o tym nie wie. Nie domyśla się. Nic mu nie powiedzieli?
Julia: (zaprzecza
ruchem głowy)
Kupiłam
ich milczenie.
Iwona:
Na jak
długo?
Julia:
Może na
zawsze, a może .... Jeszcze kilka dni, najwyżej tydzień i będzie
dostateczna
ilość komórek macierzystych, z jego DNA, jego genami .... Duża szansa,
że
przeszczep szpiku się przyjmie.....
Iwona:
Szansa?
Julia:
O nic
więcej nie prosiłam.
Iwona:
Coś drogo
płacisz za niepewność.
(wchodzi Krzysztof. Już
od progu zanosi
się kaszlem)
Krzysztof:
Jakieś
przeziębienie mnie łapie. Dzień dobry.
Julia:
Weź od
razu antybiotyk. I zjedz coć. Wiesz, że nie możesz ryzykować
przeziębienia i
musisz się wzmocnić.
Krzysztof:
Ta, tak
... wiem. (pozostaje w pokoju) Dzwonili?
Julia: (kładzie
rękę na telefonie)
Nie, ale
...
Iwona: (spogląda
na zegarek)
Na mnie
już czas. Trzymajcie się. Zaglądnę jutro. (wychodzi)
Julia:
Co,
gorzej się czujesz?
Krzysztof:
Mam
wrażenie, że antybiotyk nie pomoże. Chyba już nic nie pomoże.
Julia:
Nie, nie,
nie ... nie teraz. Nie rezygnuj właśnie teraz.
Krzytsztof:
Mówisz
tak od sześciu miesięcy. Nie ma już czasu.
Julia:
Lada
moment zadzwonią. Jestem pewna, mam przeczucie ....
Krzysztof: (podchodzi do sofy,
na której siedzi Julia)
I
pomyśleć, że wszystko zaczęło się od jednej małej komórki mojego szpiku
ukrytej
pomiędzy milionami innych. (stoi teraz na tle obrazu „Surprise”) Na
pozór niczym nie różniącej się od innych, która zbuntowała się na
istniejące
reguły kodów i podziałów. Teraz mnoży się, nie bacząc na nic -
multiplikuje. Trwa
geometryczny wyścig. I jest ich coraz więcej, coraz więcej ... osaczają
mnie
swoją nieśmiertelnością.
Julia: (ze
łzami)
Jeszcze
kilka dni ... wytrzymaj jeszcze kilka dni... (unosi się biorąc
Krzysztofa w
ramiona)
(Opuszczona zostaje
ściana z obrazami.
Tym razem obrazy odwrócone są przodem do ściany i nie są widoczne dla
publiczności. Wszystkie trzy to obrazy Paul Delvaux “Entombment”. Scena
dobrze
oświetlona. Z lewej i prawej omal w tym samym czasie wchodzą dwaj
lekarze)
Scena 6
Lekarz1:
Słuchaj.
Lekarz2:
No
właśnie nie dokończyłem ci opowiadać. Więc stoję tak i widzę jak ten
jeleń
czochra się o drzewo. Tak w górę i w dół, w górę i w dół. Aż kora
odrywa się
płatami. Przykładam strzelbę do ramienia.
Lekarz1:
Słuchaj.
Lekarz2:
Czekaj.
Biorę go na muszkę i bam. Leży, leży, mówię ci trafiony idealnie,
strzał na
komorę.
Lekarz1:
Gratuluję.
Mam problem.
Lekarz2:
Nie
akceptuję żadnych problemów na tym oddziale.
Lekarz1:
Moralno-etyczny
dylemat.
Lekarz2: (śmiech)
Dobre!
Muszę to zapamiętać (klepie go po ramieniu) doskonały kawał,
wyśmienity
...
(odchodzi)
Nie ma to, jak smak świeżyzny.
Lekarz1: (robi
kilka kroków za nim, potem odwraca się i idzie w kierunku drugiego
wyjścia. Wybiega
naprzeciw niemu Julia)
Julia: (zdenerwowana,
szlochająca)
Doktorze, doktorze.
Lekarz1:
Dobrze, że pani jest.
Julia:
Dzwonił pan do mnie. Przybiegłam
najszybciej jak mogłam.
Lekarz1:
Obawiam się, że nic się już nie da zrobić. (Julia zasłania
ręką usta) Jest na
OIOM-ie.
Julia:
Może jednak jest jakaś szansa?
Lekarz1:
EEG wykazuje nieodwracalne zmiany w mózgu.
Życie podtrzymywane jest sztucznie, przez aparaturę.
Julia:
Ale dlaczego? Jak to możliwe? Jak to się
stało?
Lekarz1:
Próba jakiegoś kultowego morderstwa. Tak
uważa policja. Pani przyjaciółka nie miała żadnej rodziny, prawda?
Julia:
O ile wiem, to nie.
Lekarz1:
No właśnie. Na moment w karetce odzyskała
przytomność potem krwiak i niedotlenienie wywołało martwicę.
Nieodwracalne
zmiany. W karetce mówiła lekarzowi, że panią upoważnia do podjęcia
wszelkich
decyzji.
Julia:
Jakich decyzji?
Lekarz1:
Musimy w pewnym momencie odłączyć ją od
aparatury.
Julia:
Co? I ja...!!!
Lekarz1:
Czy pani wie ilu ludzi czeka na przeszczepy.
Ona jeszcze może komuś uratować życie.
Proszę niech się pani zastanowi. Proszę
usiąść, ale prawdę powiedziawszy czas pracuje na naszą niekorzyść.
Zaraz
wracam. (wychodzi)
(Julia
siada nieprzytomnie na krześle)
Julia: (krzyczy
rozpaczliwie)
Nie, nie, nie! Ja nie mogę podjąć takiej
decyzji. Nie ja! (na tylnej ścianie
ukazują się cienie korowodu, słychać też muzykę na flecie. Julia
podrywa się,
biegnie jak szalona. Gdy cień flecisty pada na pierwszy obraz Julia
odwraca go.
Obraz zostaje oświetlony punktowym światłem.
Julia: (obłędnie)
Nie..... ! (podbiega do kolejnego obrazu, sytuacja
powtarza się)
Julia:
Śmierć, tylko śmierć. (pada na kolana, łapie się za brzuch)
Julia: (oddycha
ciężko, wyraźnie ma bóle)
Na pomoc, mam poronienie, ratujcie mojego
syna!
(wpada
doktór)
Lekarz1: (pochyla
się nad leżącą)
Siostro! Szybko nosze! (powoli zmienia się oświetlenie,
Światło staje się przyćmione, poza dobrze oświetlonymi punktowo obrazami.
W offie słychać tajemnicze głosy jak w scenie1. Wbiega pielęgniarka z
noszami.
Razem z doktorem umieszczają Julię na noszach i szybko wychodzą )
Wyraźny głos z offu: (
w tym czasie wchodzi ten sam
co w scenie1 mężczyzna, grając na flecie
prowadzi za sobą kilka bezwłosych kobiet. Poruszają się jak
zahipnotyzowane. Na
podłodze sceny pojawia się mgła)
nikt nie wiedział że ja
jestem bosym szczurołapem z hammeln
za którym idą tańcząc do każdej muzyki
wśród wulkanicznych wzgórz
gdy zamieniony w drwala demon pożera ostatni księżyc
i przychodzi w zapachu klonu dzień
obraz odwraca się do ściany twarzą
(gasną
światłą skierowane na odwrócone przez Julię obrazy. Zapala się punktowe
światło
skierowane na nadal nieodwrócony obraz. Słychać głośne dzwonienie
telefonu.
Korowód schodzi ze sceny. Telefon nadal dzwoni.)
KURTYNA