mailto

Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone. Przedruk, cytowanie lub dokonywanie wyciągów z tekstów umieszczanych na tej stronie wymaga pisemnej zgody autora grzegorz@mailcity.com



"Puste miejsce"

Autora reprezentuje Agencja Dramatu i Teatru ADiT

Puste miejsce, (2002) - sztuka w dwóch aktach.


Autor: Grzegorz Górski
Tytuł:  Puste miejsce

Osoby:
dyrektor Baltazar
sekretarka
Petent1 (Kacper Melchiorowicz)
Petent2 (niewidomy anioł)
Jakub Gwiazda - (pracownik działu kadr)
On
Ona
 
 

Akt I

(Scena podzielona na dwie części. Około 1/3 po lewej to pomieszczenie sekretarki. Około 2/3 po prawej to gabinet dyrektora Baltazara.
Sekretariat: biurko, telefon, komputer, kwiatek, papiery, krzesło.
Gabinet: Biurko, telefon, komputer, papiery, fotel, może być palma.
Pomiędzy pomieszczeniami ustawiona ścianka (mogą być drzwi, ale może też być otwarte przejście pomiędzy pokojami.)

(Odsłania się kurtyna. Po lewej sekretarka siedzi za biurkiem gryząc ołówek, zapatrzona w ekran komputera.
Po prawej - dyrektor nerwowo przechadza się po gabinecie mamrocząc coś pod nosem, co chwila stęka, łapie się za głowę, stuka w czoło. Jest zdenerwowany.)

Prawa - Dyrektor Baltazar: (wykrzykuje)
Całą noc spać mi nie dał. A tu koniec roku na karku ... Żeby choć jeszcze można było coś z tego zrozumieć., ... sprawozdania. Sen mara, Bóg wiara, a mnie nadal trzęsie, ... kwartalne wyliczenia ... Facet ze skrzydłami. Widział kto takie cudo, ... budżet.  Biały cały, duch? nie duch?
Buuuu (wzdryga się). Może mam gorączkę, ... finanse nie są najgorsze ...
Nic takiego nie jadłem na kolację ... (znowu chodzi po gabinecie trzyma się za brzuch i stęka)

lewa - Sekretarka: (podnosi słuchawkę telefonu i wykręca numer- jeszcze w trakcie monologu Baltazara. Zaczyna mówić po ostatnim słowie dyrektora)
Skarbuś? ... Nie, nie mogę. ... (przymilnym głosem) może jutro ...
Szef jest jakiś nie w humorze rano ...

prawa - Baltazar:
pewnie grypa  ...

lewa - Sekretarka:
Cały czas biega po gabinecie ... no mówiłam ci  ... teraz nie mogę  ... tak, są w sekretariacie ... uhum, wcześniej  ... Wigilia dzisiaj ...

lewa - Petent1: (spogląda na zegarek, podchodzi do sekretarki, mówi z rosyjskim akcentem)
No pani, która to godzina?

lewa - Petent2: (niewidomy, siedzi z białą laską, wzrusza ramionami)
A co to jest czas?

lewa - Sekretarka:
No właśnie ...

lewa - Petent2:
Pierwiastek z ilorazu energii i  masy...
(Petent1 macha zrezygnowany ręką, wraca na swoje miejsce)

prawa - Dyrektor:
Moja wątroba ...

lewa - Sekretarka:
no mówię, że jutro (znowu przymilnie, chichocze przysłaniając dłonią słuchawkę, patrzy na Petenta1). Śpieszy się panu?

prawa - Dyrektor:
Muszę zadzwonić po lekarza. (idzie w kierunku telefonu)

lewa - Sekretarka: (mówi do telefonu)
 .... jutro, pa, nie mogę wisieć na telefonie (odkłada słuchawkę).

prawa - Dyrektor: (podnosi słuchawkę , naciska klawisz - sekretarka po lewej odbiera telefon)

lewa - Sekretarka:
Słucham pana dyrektora ...

lewa - Petent1:
Nareszcie. No ile mnie jeszcze trzeba czekać?

prawa - Dyrektor:
Proszę zaraz zadzwonić po lekarza, ... żeby tu przyszedł, coś mnie wątroba boli.

lewa - Sekretarka:
A co się stało? Zjadł pan dyrektor coś niedobrego. Może panu dyrektorowi ziółka zaparzyć ...

prawa - Dyrektor:
Nic nie jadłem, tylko nie spałem, a w ziółka nie wierzę ... no proszę dzwonić

lewa - Sekretarka: (wyraźnie urażona, robi miny)
Już się robi (obie strony odkładają słuchawki, po sekundzie podnosi słuchawkę i wykręca numer).
Skarbuś? ...

prawa - Dyrektor:
Zaraz! Co ten facet ze skrzydłami mi mówił? Jakaś gwiazda? Jakuba ? Jakubowa gwiazda?...

lewa - Sekretarka:
a mówiłam, że jakiś chory...

prawa - Dyrektor:
może poszukam na internecie (idzie w kierunku komputera)

lewa - Sekretarka:
no ..., ziółek nie chciał, prawie się wydarł na mnie ...

prawa - Dyrektor: (przycisaka klawisze)
J A K U B O W A    G W I A Z D A

lewa - Sekretarka:
chcesz mnie bronić Skarbusiu (chichocze i przytula do siebie słuchawkę) ...

prawa - Dyrektor:
12800 haseł? Nie, no ja zwariuję!!!

lewa - Sekretarka: (dalej przytula słuchawkę do piersi mówiąc)
ja zwariuję, on mnie kocha ... mój Skarbuś ...

prawa - Dyrektor:
to bez sensu (wskazuje ręką na komputer). To miała być jedna gwiazda ...

lewa - Sekretarka: (przykłada słuchawkę do ucha)
mój jedyny, moja ty gwiazdko ...

prawa - Dyrektor:
to by trzeba kilka lat spędzić, żeby to wszystko sprawdzić ...

lewa - Sekretarka:
tylko jeden dzień, do jutra Skarbusiu, ...  cium, cium.. (wysyła całuski, odkłada słuchawkę)

lewa - Petent1:
W nieskończoność tu będę czekał (przechadza się nerwowo po sekretariacie)

lewa - Petent2:
A co to jest nieskończoność? Ósemka kopnięta, mgnienie oka i wieczność zarazem.

lewa - Petent1: (wzrusza ramionami, spogląda na zegarek)

lewa - Petent2:
Myśli pan, że jak pan spogląda na zegarek, to coś to zmieni? Czas szybciej przeleci (sekretarka zaczyna się śmiać)

prawa - Dyrektor: (cały czas wpatrzony w ekran komputera. Uderza w kilka klawiszy komputera)
Nie, no beznadzieja jakaś, nie mam na to czasu. A od czego to ja mam niby sekretarkę? (podchodzi do telefonu, naciska klawisz)

lewa - Sekretarka: (śmiejąc się podnosi słuchawkę, mówi krztusząc się)
Sekretariat dyrektora Baltazara ...

prawa - Dyrektor:
Akurat wiem do kogo dzwonię. A pani może też jakaś chora, że tak dyszy?

lewa - Sekretarka:
Taka zapracowana jestem ...

prawa - Dyrektor:
Już uwierzyłem. Proszę znaleźć mi informacje o ... Jakuba gwieździe..

lewa - Sekretarka:
Przepraszam, że co?

prawa - Dyrektor:
No tak, ... tego,? Gwiazda Jakuba. Spokoju mi to nie daje. Proszę szukać.

lewa - Sekretarka:
Jakub, to chyba ten z działu kadr...

prawa - Dyrektor:
Zgroza, ... , nic już nie wiem,  po prostu proszę szukać. A, aaaa zaraz, po doktora pani dzwoniła? (łapie się za nerki)

lewa - Sekretarka: (zasłania ręką usta z przerażenia, macha ręką) ...
Taaaak, ale miał pacjenta, ma oddzwonić..

lewa - Petent1:
To nie do pomyślenia. Ile mam jeszcze czekać?

prawa - Dyrektor:
Jak oddzwoni, niech tu przyjdzie w tri miga ... (po chwili) I niech pani szuka, tę jak mu tam,  gwiazdę ... No, niech pani szuka. (odkłada słuchawkę)

lewa - Sekretarka: (mówi do Petenta1)
Musi pan dzisiaj? Przecież dziś Wigilia, pewnie i pan Dyrektor będzie chciał wcześniej wyjść. No, ... wesołych Świąt.

lewa - Petent2:
Wesołych? Jest to pojęcie względne, ale cieszyć się trzeba, bo to już niedługo ...

lewa - Sekretarka: (do Petenta1, który stoi przy biurku sekretarki)
Pan Dyrektor nie najlepiej się czuje. Nie wiem .. proszę być cierpliwym (podnosi z biurka gazetę) Może gazetę do poczytania? Podobno jakaś kometa pojawiła się na niebie ...czy tam ją w końcu odnaleźli (macha gazetą przed nosem)

lewa - Petent2:
Kometa? Odnaleźli. A czy się zgubiła?

prawa - Dyrektor:
Gdzie ją znaleźć? (zaczyna krążyć po gabinecie, co raz łapiąc się za wątrobę)

lewa - Petent2:
Wie pan, najciemniej jest pod latarnią, ja, ślepy to mówię.
Trzeba czytać między wierszami.

lewa - Sekretarka: (podnosi słuchawkę i wykręca numer)
Skarbuś??? (lewą ręką przerzuca kartki w jakimś skoroszycie)

prawa - Dyrektor:
a może by kieliszeczek na te wszystkie dolegliwości? Nie widzę przeszkód  ...
(siada za biurkiem i wysuwa szufladę)

lewa - Petent1 (Podchodzi do brzegu sceny i spogląda w górę)
Nie widzę żadnej komety ...

lewa - Petent2:
Ja też nie ...

lewa - Sekretarka:
Cium Skarbusiu, kończę bo znalazłam, cium (odkłada słuchawkę)
Jest Jakub, tak jak mówiłam, w dziale kadr. (podnosi słuchawkę i wykręca numer)

lewa - Petent1
No, proszę dać tę gazetę. Ale kto by miał zdrowie czytać?

prawa - Dyrektor: (unosi kieliszek, mówi sam do siebie)
To na zdrowie! (wychyla kieliszek)

lewa - Sekretarka:
Dział kadr? ... Pan dyrektor Baltazar prosi do siebie Jakuba ... tak,.. a bo ja wiem, ... jakąś gwiazdę miał mu znaleźć, czy zrobić. (odkłada słuchawkę, zaczyna gryźć ołówek, przegląda gazetę, nuci sobie cicho)

prawa - Dyrektor: (wpatrzony w pusty kieliszek)
No powiedz mi, czemu tak mnie w nocy ta zjawa męczyła?
Roztrzęsło mnie, jak galaretę jakąś ..., tyle do mnie mówił, ale większość zapomniałem ...

lewa - Sekretarka: (uderza się ręką w czoło)
Przypomniałam sobie, do doktora ...(podnosi słuchawkę i wykręca numer)

prawa - Dyrektor:
Jak to szło? Jakub, gwiazda, ktoś ma przyjść??? (liczy na palcach kolejne wydarzenia)

lewa - Sekretarka:
Czy pan doktor może przyjść do pana dyrektora Baltazara? ...
A, nie ma doktora, bo chory? (odkłada słuchawkę)

prawa - Dyrektor:
... gdzieś mam pojechać, (wystawia kolejny palec) To chyba jakiś znak miał być dla mnie, ale nic nie rozumiem, ten sen, a może to jawa, ten człowiek, a może to nie był zwykły człowiek, mówił tak dziwnie, tylko po co wątroba mnie przy tym boli? Muszę przymkąć oczy i chwilkę odpocząc, Co za dzień, no, co za dzień, co mam robić?

lewa - Sekretarka: (wstaje)
Muszę wyjść na momencik. Panowie zaczekają, dobrze?

lewa - Petent1:
Wiadomo, że ja przecież poczekam, muszę się z nim widzieć. (siada, unosi gazetę, tak ,że nie widzi Petenta2, który wstaje i wchodzi do gabinetu dyrektora)

prawa - Petent2: (Podchodzi do dyrektora, śpiewa kolędę nachylony nad śpiącym, śpiewa na "Jakaż to gwiazda")

Jakaż to gwiazda błyszczy na wschodzie,
Gwiazda nowego imienia?
Mędrcy wołają: Ciesz się narodzie,
To gwiazda twego zbawienia.

Biegną Królowie za jej promieniem,
A za Królami tłum ludu,
Bo im ta gwiazda świeci zbawieniem,
Bo im  zwiastuje cud cudów.

(dyrektor budzi się, a widząc nad sobą nachyloną postać, zrywa się ze strachem)

prawa - Dyrektor:
Znowu ty!!! Czy ja śpię? A kysz, a kysz (krzyczy głośno)

lewa - Sekretarka: (wraca słysząc okrzyki, podchodzi pod drzwi, podsłuchuje)

prawa - Dyrektor: (zasłania głowę rękami)
Czego ty chcesz?

lewa - Sekretarka: (podsłuchując)
Co tam się dzieje ...

lewa - Petent1:
Ja nic nie widział, ja nic nie wiem (podchodzi do sekretarki, razem podsłuchują)

prawa - Petent2: (kładze rękę na głowie Baltazara, ten gwałtownie się uspokaja, uśmiech pojawia się na jego twarzy. Anioł mówi (nie śpiewa) do Dyrektora)

Gdy się Chrystus rodzi i na świat przychodzi,
ciemna noc w jasności promienistej brodzi.
Aniołowie się radują, pod niebiosy wyśpiewują

lewa - Sekretarka:
coś wykrzykiwał przed chwilą, teraz chyba zemdlał, bo cicho ...

prawa - Baltazar: (unosząc się z fotela, z rozpromienionym, ale błędnym wzrokiem, śpiewa)

Gloria, gloria, gloria in excelsis Deo!

lewa - Sekretarka:
... a teraz chyba śpiewa ...

prawa - Petent2:

Idźcie do Betlejem, gdzie Dziecię zrodzone,
w pieluszki powite, w żłobie położone,
oddajcie mu pokłon boski,
On osłodzi wasze troski

prawa - Baltazar: (jak wyżej)
Gloria, gloria, gloria in excelsis Deo!

lewa - Petent1:
Po jakiemu on gada?

prawa - Baltazar: (jakby przebudzony, rozgląda się nieprzytomnym wzrokiem)
Idźcie? Z kim mam iść? Toż to koniec roku, sprawozdanie ... Oddajcie pokłon? ...

prawa - Petent2:
Idźcie, idźcie a znajdziecie.  Piękne dary weźcie z sobą  ...

prawa - Baltazar:
Jakie?

prawa - Petent2:
Każdy wie.
(Peten2  znika po prawej stronie sceny - jakby wyszedł przez ścianę)

( do sekretariatu wchodzi mężczyzna, kłania się,)

lewa - Jakub:
Dzień dobry.

lewa - Sekretarka: (nie odpowiada na powitanie, zatrzymuje go gestem dłoni, dalej nasłuchuje).
Oj niedobrze, niedobrze. (mówi do Jakuba szeptem, ale dalej podsłuchuje) Pan Jakub?

lewa - Jakub:
Tak, Jakub, pan dyrektor mnie wezwał.

lewa - Sekretarka:
A gwiazda ?

lewa - Jakub:
Nooo, tak jest.

lewa - Sekretarka:
Gdzie???

lewa - Jakub:
Nooo, tak jest,  jestem Gwiazda, Jakub Gwiazda, pan dyrektor ...

prawa - Baltazar: (rozgląda się po gabinecie, potem podchodzi do drzwi omalże zderzając się z sekretarką, obydwoje pochyleni twarzą w twarz, patrzą sobie prosto w oczy, w tej pochylonej pozycji rozmawiają)
Czy ktoś przed chwilą wychodził z mojego gabinetu?

lewa - Sekretarka: (bardzo zdziwiona i zaniepokojona)
Nieeee. Raczej bym zauważyła. Czy pan Dyrektor dobrze się czuje?

prawa - Baltazar:
Nie wiem. Ale coś mi się znowu ..., znaczy przy pracy, zjawa się zjawiła

lewa - Sekretarka: (macha mu dłonią przed oczami)
To ja jestem, panie Dyrektorze..

prawa - Baltazar:
Nieee, tamta znikła.

lewa - Jakub: (chrząka, Dyrektor i sekretarka odskakują od siebie. Sekretarka wyraźnie zażenowana poprawia włosy. Dyrektor cofa się do gabinetu).

lewa - Sekretarka: (podchodzi do biurka)
No, teraz wszystko jasne (podnosi słuchawkę, naciska przycisk)

prawa - Dyrektor:
Słucham

lewa - Sekretarka:
Znalazłam, jest Jakub ...

prawa - Dyrektor:
Ten co mi się śnił? z gwiazdą?, aaa, co ja mówię, niech wejdzie (odkłada słuchawkę, chowa kieliszek)

lewa - Sekretarka:
Niech pan wejdzie, tylko dyrektor jest dzisiaj jakiś ... (robi palcem kółko na czole, Jakub wchodzi, sekretarka siada za biurkiem)

prawa - Jakub:
Pan dyrektor mnie wzywał.

prawa - Dyrektor:
Czyżby, kto tak powiedział?

prawa - Jakub:
Sekretarka. Czy pan dyrektor dobrze się czuje? Jestem Jakub.

lewa - Sekretarka: (podnosi słuchawkę i wykręca numer)

prawa - Dyrektor: (kładzie rękę na czole)
Jakub, Jakub, Jakub, Jakub, ty moja nocna zmoro, .. ty moja niewyspana fantazjo,... a co wiesz o gwieździe?

lewa - Sekretarka: (podnosi słuchawkę, wykręca numer jeszcze podczas wypowiedzi dyrektora)
Skarbuś???? (chichocze)

prawa - Jakub:
Wszystko, a czemu miałbym nie wiedzieć?

lewa - Sekretarka:
Wszystko jasne, Dyrektorowi śnił się Jakub z kadr, a teraz dyrektor szuka gwiazdy u Jakuba Gwiazdy, co miał mu zrobić ... gwiazdę, co mu się śniła.

prawa - Dyrektor:
Nie, nie , coś tu nie gra, wyprostuj mi to wszystko, gdzie ta gwiazda? Nic nie rozumiem.

lewa - Sekretarka:
No, (chichocze) co nie rozumiesz Skarbusiu?

prawa - Jakub:
To proste, jestem Jakub Gwiazda. Imię Jakub, nazwisko Gwiazda, pan dyrektor mnie wzywał.

lewa - Sekretarka:
Dyrektor wezwał gwiazdę, co mu się śniła, a była w kadrach pod nazwiskiem Jakub.

prawa - Dyrektor: (dyrektor zaczyna się trząść, jest bardzo zły)
A co wy mi tu , tego, zawracacie, nie mam czasu na jakieś brednie ... najpierw jakieś zjawy nocne, zmory jedne, teraz ... nowa zmora..

lewa - Sekretarka:
Co nie rozumiesz?  Aaaa, rozumiesz? To powiedz mi o co chodzi. (słucha, kiwa głową, w trakcie poniższej wypowiedzi Jakuba co pewien czas mówi - "Acha")

prawa - Jakub:
Nie rozumiem o co panu dyrektorowi chodzi, kazali przyjść - przyszedłem, ale żeby "zmora", tak do prostego człowieka, to się nie przystoi mówić, no, nie? (sekretarka "Acha") Święta za pasem, niby zwierzęta ludzkim głosem mają gadać, ale, żeby już zaczęły, tom nie wiedział ("Acha"). Wiara, nadzieja i miłość gościć powinna w naszych sercach, ("Acha") a tu człowiek, człowiekowi wilkiem, jak mówiły nasze przodki ... ("Acha").(Dyrektor stoi z otwartymi ustami, jak zamurowany) Kruk krukowi, prawda, a człowiek, ech, szkoda gadać, Wesołych Świąt życzę ("Acha, no to cium, pa", odkłada słuchawkę).( Jakub wychodzi kręcąc z politowaniem głową)

prawa - Dyrektor: (po wyjściu Jakuba, pada na fotel, łapie się rękami za głowę)
Cóż się dzisiaj ze mną dzieje? (podnosi telefon dzwoni do sekretarki)

lewa - Sekretarka:
Sekretariat dyrektora Baltazara ...

prawa - Dyrektor:
Akurat wiem do kogo dzwonię. Niech ta gwiazda jeszcze zaczeka, muszę pomyśleć.

lewa - Sekretarka: (do Jakuba)
Niech pan siada, dyrektor jeszcze nie skończył (do telefonu). Panie dyrektorze, jeszcze jeden petent czeka ... (do petenta1). Jak się pan nazywa?

lewa - Petent1:
Pani pozwoli, że się przedstawię. Kacper Melchiorowicz, rączki całuję, czy pan dyrektor może jest już sposobny , no pani wi czy może kogo nie przyjmuji, bo
kolegę z wojska przyjmie na pewno. Proszę zaanonsować, tylko nie mówić Kacper Melchiorowicz, w wojsku koledzy nazywali mnie (staje na baczność) Dwaj królowie w jednej osobie, Ha, ha ..., a nasypali im piasku

lewa - Sekretarka: (do telefonu)
Dwaj królowie w jednej osobie do pana przyszli ...

prawa - Baltazar: (unosi się zza biurka, z bardzo zdziwioną miną)
Kto to teraz bredzi, jakie dwa w jednej, pani się szaleju,... ziółek opiła?

lewa - Petent1: (nie czeka na dokończenie rozmowy i wchodzi do gabinetu Dyrektora pomimo protestów sekretarki. Od progu rozkłada szeroko ramiona, wchodząc tanecznym krokiem śpiewa)

Niech inni sy jadą, dzie mogą, dzie chcą,
Do Wiednia, Paryża, Londynu,
A ja si zy Lwowa ni ruszym za próg!
Ta mamciu, ta skaż mnie Bóg!

prawa - Dyrektor: (zaczyna rozpoznawać przybysza, odkłada słuchawkę, rozpromienia się, zaczyna podchodzić do niego)

prawa - Petent1: (dalej śpiewa)
Bo gdzie jeszcze ludziom tak dobrze jak tu?
Tylko we Lwowie!

prawa - Dyrektor: (wtóruje do refrenu, rozpromieniony, padają sobie w ramiona)

prawa - Petent1: (śpiewa)

Gdzie pieśnią cię budzą i tulą do snu?

prawa - Petent1 + Dyrektor: (śpiewają)

Tylko we Lwowie!
(zaczynają się śmiać, ściskają się)

lewa - Sekretarka: (po odłożeniu słuchawki, podbiega do drzwi, podsłuchuje)

prawa - Petent1 = Kacper Melchiorowicz:
A to takiemu dyrektorowi to dobrze na tym swiecie. Oj, ty, ty, już w wojsku wszystkie na ciebie leciały. Pamiętasz Marusię? (Dyrektor stara się go uciszyć, wskazuje na drzwi) Biedaczka za mąż wyszła, bogata teraz, oj nieszczęście..

lewa - Sekretarka:
A wiedziałam, wiedziałam (podbiega do telefonu) Skarbusiu ...!
Baltazar to nie taki anioł ... (spostrzega Jakuba, zasłania słuchawkę) nie mogę teraz mówić, Pa! (odkłada słuchawkę i podbiega truchcikiem pod drzwi)

prawa - Kacper Melchiorowicz:
No ale my tu gadu, gadu, a ja za interesom przyszed. Jakaś zjawa mi się pokazała. (zauważa zdziwienie na twarzy Dyrektora), A tak prawdu wam powiadam, zjawa, biała była - powiada mi ona: "Idź do Baltazara, on ci powie o gwiezdie Jakuba i pójdziecie patom do dzieciątka" To teraz ty mnie gadaj o co tu chodzi. ... (po chwili) A ile ja sie ciebie naszukał. A tu w dyrektory sie poszło. Nu gadaj, gadaj.

lewa - Sekretarka:
Dziecko! Ale  ... (do Jakuba) Pan dyrektor bardzo źle się dzisiaj czuje, muszę słuchać, czy nie wzywa pomocy. Prawie zasłabł przed chwilą ...

lewa - Jakub:
Jakiś pomieszany. Raz każe żeby przyjść, potem każe iść, a teraz każe siedzieć.

prawa - Dyrektor:
Mnie także jakaś zmora naszła i to dwa razy, aż mi wątroba z tych nerwów wysiadła. Ale nic z tego nie zrozumiałem. Teraz widzę, że mamy iść, zaraz zaraz, ale dokąd?! Na piechotę!?, ale w którą to stronę? Rok się kończy! Sprawozdanie! To trzeba przedyskutować ...

lewa - Sekretarka:
A to się zanosi! W Wigilię mieliśmy iść wcześniej do domu ...

prawa - Kacper Melchiorowicz:
E tam, sprawozdania, rok się skończy - będzie następny. Ot co! A iść trza, bo spać nam nie da i tyla z tego będziem mieli. Mnie coś się zdaje, ten stwór w nocy gadał, że gwiazda drogę pokaże.

prawa - Dyrektor: (podchodzi do brzegu sceny, spogląda w górę)
Nie widzę, żadnej gwiazdy

lewa - Jakub:
Długo mam tu siedzieć?

lewa - Sekretarka:
Cicho!

prawa - Kacper Melchiorowicz:
Ta może ta gwiazda z innej strony, gdzie ty masz wschód?

prawa - Dyrektor:
Ja? A tu (pokazuje w stronę widowni) słońca nigdy nie widać, to tu (odwraca się tyłem do widowni, Kacper Melchiorowicz razem z nim) musi być południe, to tu (wyciąga lewą rękę za nim Kacper Melchiorowicz) musi być gwiazda.

(idą w stronę drzwi, otwierają i wpadają na podsłuchującą sekretarkę, która odskakuje, zmieszana mówi)

lewa - Sekretarka:
Właśnie szłam do pana dyrektora przypomnieć, że Gwiazda czeka.

lewa - Kacper Melchiorowicz + Dyrektor:
Gwiazda!

lewa - Jakub: (wstaje)
Kazał pan dyrektor czekać, to czekam.

lewa - Kacper Melchiorowicz:
A to ci dopiero, no nasypali piasku.

lewa - Dyrektor:
Gwiazda! Z nieba nam spadłeś. Prowadź!

lewa - Jakub:
Ale dokąd?

lewa - Kacper Melchiorowicz:
Oj, ty już wiesz ...

lewa - Dyrektor:
Prowadź! My za tobą.

lewa - Jakub:
Jak pan dyrektor sobie życzy, ale ja idę do domu (wychodzi wzruszając ramionami, za nim wychodzą Kacper Melchiorowicz i Baltazar. Po ich wyjściu sekretarka podbiega do telefonu).

lewa - Sekretarka:
Skarbuś, ... u nas koniec pracy na dzisiaj .... tak, wszyscy poszli ... no wszyscy. Kacper Melichiorowicz i dyrektor Baltazar ... poszli za Gwiazdą,     ... no, Jakuba z kadr także zabrali, no mówiłam ci przecież, kazali mu iść przed sobą ... Ja też już lecę. No,   pa.... (wybiega)

K U R T Y N A
 
 
 
 

Akt II





(Lekko przysłonięty dół sceny, boki i góra - sprawia wrażenie, że zaglądamy do wnętrza pokoju przez okno. Pokój - niewielki stolik na śroku. W kącie choinka, w głebi drzwi, po lewej fotel, na którym siedzi ona robiąc na drutach. Z przodu sceny skierowana w stronę widowni luneta/teleskop. Przy teleskopie stoi on wpatrzony w niebo. Po prawej drzwi do kuchni)

On:
A jednak się kręci.

Ona:
Znowu gapisz się przez tę lunetę  ...

On:
Teleskop! Teleskop, ...  kochanie.

Ona:
Teleskop ... Z domu zrobiłeś obserwatorium, a czy ty sam wiesz czego ty tak wypatrujesz? Pewnie podglądasz tę babę po drugiej stronie ulicy. Czym ona tak kręci? ...

On: (wzrusza ramionami)

Ona:
No właśnie. Włącz sobie telewizor - nie będziesz musiał jednym okiem patrzeć. Strata czasu.

On: (wzrusza ramionami)

Ona:
Przynajmniej przystojna? Widziałam ją w sklepie, wydawała się przy kości i mówię ci ... farbowana.

On: (wzdycha)

Ona:
A co ludzie o niej mówią. (spogląda na niego) No, co? Dobrze jej się przyjrzałeś? (wraca do robienia na drutach - sprawdza coś na kartce - czyta) Prawy drut w lewe oczko ...

On:
Jesteś sadystką.

Ona:
Nie denerwuj się .... Tabletki na ciśnienie wziąłeś? Przez tę lunetę zapominasz ...

On:
Teleskop ...

Ona:
Taaak, ... i potem lekarstwo wychodzi z systemu, a tobie ciśnienie skacze w górę.

On: (wzrusza ramionami)

Ona:
A ja ci powiem czemu ci tak skacze. Napatrzysz się na tę ... to ci skacze. (sprawdza coś na kartce - czyta) Lewy drut w prawe oczko. Co, prawda w oczy kole?

On: (wzdycha)

Ona:
Na mnie, to nawet nie chce ci się spojrzeć  ...

On: (spogląda na nią z grymasem)

Ona:
A podglądać inne to możesz godzinami ...

On: (patrzy przez teleskop, wzrusza ramionami)

Ona:
Na to ci nie szkoda oczu?

On:
Gdybyś wiedziała, że ta piękność, na którą patrzę ...

Ona:
Proszę! Piękność!

On:
Wyglądała tak prawie trzysta lat temu ...

Ona:
Ile mówisz?

On:
Ona jest oddalona od Ziemi prawie trzysta lat świetlnych. To co teraz widzę miało miejsce trzysta lat  temu. Ona już może nawet nie istnieje...

Ona:
I dobrze. (sprawdza coś na kartce) Dwa lewe przerzucić na prawy drut. Nie odpowiedziałeś mi czy wziąłeś tabletki?

On:
Zaraz, zaraz. Przecież to Wigilijny wieczór, wezmę przy kolacji.

Ona:
Doktor mówił, że ma być po południu, a popołudnie już dawno się zaczęło.

On: (wychodzi z rezygnacją i wraca po chwili)
Zadowolona? Lepiej się teraz czujesz?

Ona:
A kto się tym przejmuje jak ja się czuję? Zawsze wszystko obraca się wokół twojego ciśnienia. A ja ci mówię, że to z nerwów. Co cię tak denerwuje ?

On: (patrzy na nią wymownie)

Ona:
Ja ci powiem. To niebo! Tak! Niebo! Widzisz to - czego już dawno nie ma.

On:
Może jeszcze jest, ale już inne

Ona:
O! Proszę! (potrząsa drutami)  Czekaj, bo mi się zaplątało. To wcale nie jest takie proste zrobić warkocz, ale jak już zrobię - to ten warkocz jest, rozumiesz?, nie tak jak to twoje - patrzysz na coś czego już nie ma ...

On: (spogląda w teleskop)
Zabawne, ty robisz warkocz na swetrze, a ja patrzę na Warkocz Bereniki ... Hm, może jednak mamy jakieś wspólne zainteresowanie - warkocz.

Ona:
Warkocz Bereniki? Berenika - jak romatycznie.

On:
Warkocz Bereniki - północny biegun naszej Galaktyki. Widocznych jest tu wiele innych galaktyk, wśród nich: Galaktyka Czarnooka ...

Ona:
Teraz już wiem dlaczego ci skacze ciśnienie - Berenika, Czarnooka ...

On:
Legenda mówi, że Berenika - żona egipskiego króla Ptolemeusza III ślubowała złożyć w ofierze swoje piękne włosy bogini Wenus, jeśli tylko jej mąż wróci cały i zdrowy z wojennej wyprawy przeciw Asyryjczykom.

Ona:
No i ...

On:
Jej prośba została wysłuchana i Berenika złożyła swe włosy w ofierze bogini. Jednakże już nazajutrz włosy w tajemniczy sposób zniknęły ze świątyni bogini Wenus. Ptolemeusz wpadł w gniew i chciał srogo ukarać strażników. Zapobiegł
temu nadworny matematyk i astronom Ptolemeusza, Konon, który wyjaśnił całą sprawę. Oto ostatniej nocy dostrzegł on na niebie nowe, piękne gwiazdy. Gwiazdy te to niechybnie włosy królowej, które w cudowny sposób umieściła na niebie sama Wenus. Król przyjął to wyjaśnienie i sprawa ucichła.

Ona:
Naiwniak. Pewnie Konon także przez tę swoją lunetę nie bardzo patrzył w niebo, tylko w okienko Bereniki ... (wstając) Ech, trzeba stół nakryć do Wigilii. Co, pokazała się już pierwsza gwiazdka? Spójrz w końcu w niebo.

On:
Gwiazdy są zawsze ...

Ona: (pokrzywiając się)
Zawsze, zawsze ...  Aleś wykombinował ... (wychodzi, wraca po chwili z obrusem, który narzuca na stolik. W trakcie dalszej rozmowy przynosi też nakrycia i różne potrawy wigilijne)

On: (patrzy znowu przez teleskop, odrywa wzrok, przeciera oczy jakby coś zauważył)
A to co?

Ona: (wchodząc)
Śledzie ...

On:
Nie mów, że przygotowałaś śledzie. To ma dużo soli, chcesz mnie zabić?

Ona: (wychodząc, wzrusza ramionami)
To nie jedz!

On: (porusza teleskopem, próbuje lepiej ustawić, znowu wpatruje się w niebo)
Kometa? Meteor? Tak blisko? Skąd on się wziął?

Ona: (wnosząc kolejną potrawę)
O kim mówisz tym razem? O tej od włosów?

On: (nie zwraca uwagi, mierzy coś stoperem, szybko oblicza, co raz spogląda przez teleskop dokonując różnych obliczeń)
To spadnie niedaleko!

Ona:
Co spadnie? Czy oby na pewno wziąłeś lekarstwa?

On: (odrywa oko od teleskopu)
Widać go już gołym okiem. Z moich wyliczeń wynika, że jeśli w atmosferze cały się nie spali ...

Ona:
Boże kochany!  - spali się! - ryba! (wybiega)

On:
... to, spadnie pewnie gdzieś niedaleko ... , ale ogon ...

Ona: (wnosi półmisek, spogląda na jedzenie)
Ogon odcięłam na gałki, bo dużo miał ości ..

(Słychać gwizd spadającego "pocisku". On przesuwa wzrokiem od góry do podstawy sceny, słychać uderzenie)

Ona:
Co to było? Gdzie opłatek ? Aha ... (wychodzi, zaraz wraca z opłatkiem. W międzyczasie On wybiega z pokoju przez drzwi w głebi sceny) Możemy siadać ... Gdzie ty jesteś ? No, proszę, jak zwykle - jedzenie na stół, a ten wychodzi. Człowiek stoi cały dzień przy garach, pichci, stara się, żeby było na czas, a tu ... nic ...

(wchodzi on, w jednej ręce trzyma kawałek kamienia w drugim niewielki koszyk z niemowlakiem)
On:
Nie spalił się cały, wpadł w śnieg i szybko się schłodził ...

Ona:
Boże drogi, biedne dziecko, wpadło w śnieg ...

On:
Nie! Kawałek meteoru, wygląda na żelazo ...

Ona:
No też coś? Skąd wzięło się to dziecko?

On:
Nie wiem. Wyszedłem zobaczyć, bo meteor spadł zupełnie niedaleko w śnieg, aż się dymiło, mówię ci. Patrzę, a tu przy wejściu do klatki schodowej leży to niemowlę w koszyku, całkiem na zimnie, to pomyślałem, że przyniosę do domu, żeby nie zamarzło. Może któregoś z naszych sąsiadów?

Ona:
Nikt w naszej klatce nie ma niemowlaka, może z innej klatki, tylko się pomylił ...

( w tym czasie on ogląda meteoryt, mówi raczej do siebie)

On:
Ciekaw jestem ile ma lat ...

Ona: (pochylona nad koszykiem)
Zwariowałeś? Toż to nowonarodzone maleństwo, nie ma jeszcze miesiąca ... lat ... (spogląda na niego) Dajże spokój z tym kamieniem! Przecież ci nie ucieknie. Zastanów się co zrobić z tym niemowlakiem.

On: (niechętnie odkłada meteor)
Trzeba zadzwonić na policję ...

Ona: (wyjmuje niemowlaka z koszyka, przytula)
Zmarznięte, ... na policję, ... zaczekaj najpierw trzeba go ogrzać, może nakarmić ... Wigilia dzisiaj! To po to zostawiłam puste miejsce przy stole, żeby teraz na policję dzwonić?

On: (spogląda na stół)
Masz rację, to co mu można dać? Barszczu? Nie ... niemowlakowi, nie ... Mamy mleko?

Ona:
Pewnie, że mamy - muszę zagrzać. Masz, potrzymaj, tylko połóż rękę pod główkę, ... (podaje mu niemowlaka) o, tak. Muszę mleko zagrzać, tylko jak mu podać, łyżeczką? nie wiem czy potrafi ?

On:
Przecież masz smoczki. Butelki z sokiem malinowym zatykałaś smoczkami przed pasteryzacją, nie pamiętasz?, ... zrób dziurkę, wygotuj ...

Ona:
A coś ty taki doświadczony w tej branży. No już dobrze, dobrze, masz rację, zaraz wracam ...

On:
Ech, mówię ci z tymi babami ... jak tak, to nie tak, jak tego, to tamtego, strzyżone golone, golone, strzyżone. Ale zimna rączka, dobrze, że ten meteor spadł, bo jakby nie on ... A ty wiesz co to są meteory? To takie ciała niebieskie, tak, takie małe ciałka, ... no, wiesz? pochodzi od metéoros, co znaczy wzniesiony w górę, będący wysoko w powietrzu.  (unosi dziecko w górę) O, tak, (opuszcza) śmiejesz się, ... co, już cieplej? czekaj - zaraz będzie mleczko. Powiedz, skąd ty się wziąłeś, też tak jak meteor przyleciałeś z nieba ...

Ona: (wchodzi z butelką, na którą ma nałożony smoczek, on wyciąga rękę po butelkę)
Co ty? Chciałeś karmić. Daj. Ja się lepiej na tym znam.

On: (oddając niemowlaka, mówi do niemowlaka)
Co, nie mówiłem?

Ona: (Siada z niemowlakiem, zaczyna karmić)
Zabierz ten kosz spod drzwi ...

On: (podnosi kosz)
Tam jest jakaś kartka, czekaj ... (odkłada kosz pod ścianę pokoju)

Ona:
Jaka kartka?

On:
No, mówię ci - kartka, coś na niej jest napisane. ... "Dobrzy ludzie, nie mam pieniędzy na utrzymanie tego dziecka. Ktokolwiek go znajdzie, proszę dajcie mu schronienie. Ja nie mam domu. Nie starczy nawet na jedzenie. Bóg wam zapłać. Chłopczykowi na imię Adaś. Bóg wam zapłać, Bóg wam zapłać ..."
... Nie ma nic więcej, żadnego podpisu ...

Ona:
Nic więcej?

On:
Rozmazane litery, pewnie śnieg się roztopił ... a może to łzy ...

Ona:
Co teraz zrobimy?

On:
Wigilia dzisiaj, Święta, wszystkie urzędy już pozamykane ...

Ona:
Zaczniesz z urzędnikami, to końca nie dojdziesz. Oni teraz królami świata ...

On:
To co, myślisz, żeby tak po cichu Adaś został z nami ?

Ona:
Narazie po cichu, a potem coś załatwimy. (spogląda na niemowlaka) Ale zajada. Głodny był i zmarznięty.

On:
Gdyby nie ten meteor ...

(przerywa mu pukanie do drzwi. On otwiera - w drzwiach Baltazar, Kacper Melchiorowicz i Gwiazda)
Dyrektor:
Dobry wieczór, jestem dyrektor Baltazar, przepraszam, że przychodzimy o takiej porze i to na dodatek w wigilijny wieczór, ale ...

Kacper Melchiorowicz:
My tu przyszli za Gwiazdą ...

On:
Aaaa, też widzieliście, ale to nie była gwiazda tylko meteor ... chyba żelazny.

Kacper Melchiorowicz:
Łoj to niedobrze ...

On:
Niby czemu niedobrze? Przecież dość często meteoryty są z żelaza.

Ona:
Nie stójcie na przeciągu, bo dziecko ...

Dyrektor:
Właśnie, dziecko ... (wchodzą. On zamyka drzwi)

Kacper Melchiorowicz:
Nu i znalazło się ...

On:
To panowie coś zgubili ?

Kacper Melchiorowicz:
Ja niczego nie zgubił ...

Dyrektor:
Mieliśmy odnaleźć dziecko ...

Ona:
Ale dlaczego tutaj, kto was przyprowadził?

Kacper Melchiorowicz:
Nu Gwiazda, toż mówiłem.

Jakub:
Jestem Gwiazda ... Jakub Gwiazda.

Dyrektor:
Jakaś mara mi się przyśniła i to dwa razy i kazała szukać dziecka ..

Kacper Melchiorowicz:
A mnie raz sie przysniła i kazała szukać Baltazara

Jakub:
A mnie nic się nie przyśniło tylko oni mi kazali prowadzić ...

Kacper Melchiorowicz:
No więc jesteśmy - ja Kacper Melchiorowicz

Dyrektor:
... i ja - Baltazar.

Jakub:
To ja już mogę iść do domu.

On:
Ależ skądże. Gość w dom - Bóg w dom. A dzisiaj specjalny wieczór - przecież Wigilia. Siadajcie wszyscy do stołu.

Ona: (kładzie niemowlaka do koszyka, mówi do niego)
Najedzony? Ciepło ci teraz? (do pozostałych) A nasze jedzenie zimne. Muszę podgrzać.

Kacper Melchiorowicz:
A gdzież, sledzika najlepiej na zimno.

Ona: (śmiejąc się, wychodzi do kuchni z jakimś jedzeniem)
Ale ja nie o śledziu mówię ...

Jakub:
Patrzcie jaki szczególny wieczór się zrobił. A myślałem, że jak co roku będę sam przy wigilijnym stole ...

On:
Samotna gwiazda ...

Dyrektor:
Co?

Jakub:
Tak,  samotna ...

Ona: (wracając z kuchni)
Dostaw krzeseł.

On: (do dyrektora)
To mówi pan, że sen mieliście ...

Dyrektor: (siadają wszyscy przy stole)
Przyśniła mi się zjawa, zmora jedna, kazała iść, odnaleźć dziecko, dary przynieść ...

Kacper Melchiorowicz: (jedząc)
Ale z darami to nam nie wyszło, bo już wszystkie sklepy pozamykane.

On:
To mało istotne.

Jakub:
No, nie spodziewałem się - najpiękniejsza wigilia, jak spełniony sen, ... ale mnie się nic nie przyśniło. Miałem tylko przyprowadzić.

Ona: (wracając z kuchni)
Proszę. Barszcz już zagrzany.

On:
Tak, to specjalny wieczór. Tuż pod moim oknem spadła kometa i dobrze, że wyszedłem, bo na zimnie leżało to niemowlę.

Kacper Melchiorowicz:
Łoj, biedaczek jeden ...

Dyrektor:
Niemożliwe. Ktoś zostawił tak dziecko ...

Ona:
W koszyku był list, żeby się nim zaopiekować ... no to pomyśleliśmy, że się zaopiekujemy, prawda ?

On:
Tak. Trzeba będzie jakąś metrykę załatwić, żeby nie było potem kłopotów.

Jakub:
O tak, bez papierka nic się nie da zrobić?

Dyrektor: (śmiejąc się)
Ale da się papierek zrobić, Jakubie.

Jakub:
Pan dyrektor może, to się wie.

Kacper Melchiorowicz:
On przecież dyrektor w urzędzie stanu cywilnego.

Ona:
Mógłby pan?

Dyrektor:
Zgodnie z przepisami - nie!  Ale, dzisiaj jakiś szczególny dzień, mam nawet formularze ze sobą, a gdybyśmy zaczęli oficjalnie wszystko załatwiać, to  ... ech, lepiej nie mówić. (wyciąga blankiet i zaczyna pisać - co pewien czas On mówi mu wszystkie dane o niemowlaku, ale szeptem)

Kacper Melchiorowicz:
Widać tak miało być ... tak zapisane w niebie.

Ona:
Pan także astronom?

Kacper Melchiorowicz:
Ech, nie, tak się mówi.

Dyrektor: (do Kacpra Melchiorowicza)
No podpisz jako świadek.

Ona:
Ryba pachnie, już się zagrzała ... (wybiega z pokoju)

Kacper Melchiorowicz:
Tutaj? Mało miejsca inicjały tylko postawię.

Dyrektor: (odbiera kartkę)
Teraz mój inicjał i ... proszę (podaje kartkę jemu)

On: (przygląda się, czyta, kiwa głową )
Wszystko się zgadza, podpisane? Podpisane - K M B.  Zaraz, coś podobnego już się raz wydarzyło, ale to było ponad dwa tysiące lat temu.

Ona: (wchodząc)
Dwa tysiące lat temu? Ty znowu opowiadasz te swoje astronomiczne historie. Widzisz to, czego dawno nie ma.

Jakub:
A może jest, i było zawsze, tylko tego nie dostrzegamy.

Dyrektor:
No, na nas pora.

Ona:
Jak to, a ryba?

Kacper Melchiorowicz:
Rączki całuję, może pani szanowna dać nam trochę na drogę.

On:
Naprawdę musicie już iść?

(ona przynosi jakieś pojemniki i pakuje jedzenie)

Dyrektor:
Tak, muszę do domu, żona czeka. Nawet dobrze nie rozumiem dlaczego tu przyszedłem.

On: (bierze meteor, podaje dyrektorowi)
Proszę, na pamiątkę. Może on ma kilka tysięcy lat ... Całe życie czekałem na takie znalezisko, ale proszę wziąć ... ten okruch nieba ...

Kacper Melchiorowicz: (do niej, biorąc jedzenie)
Ależ starczy, starczy, ja na Sybir nie jadę.

Dyrektor:
Okruch nieba, mówi pan ...?

Jakub:
Tak, tak, ja Gwiazda to wam mówię.

On:
Nalegam, proszę wziąć ... (dyrektor bierze)

Dyrektor:
Ale to my powinniśmy przynieść jakieś dary, tak ta zjawa mówiła, a tu sami z darami wychodzimy. Wszystko na głowie stoi ...

Kacper Melchiorowicz:
Toś ty jeszcze nie przyzwyczajon?

Dyrektor:
Dziękujemy za poczęstunek (wszyscy dziękują) No, panie Jakubie, prowadź pan, my za panem.

Jakub:
Ale gdzie teraz? Ja nic nie wiem. (wychodzą)

Ona: (przytulając się do niego)
Co za historia, wszystko, jakby było z góry ułożone.

On:
Zapisane w gwiazdach.

Ona:
Zapomnieliśmy podzielić się opłatkiem z tego wszystkiego ..

On:
To nic. Teraz się podzielimy. (łamią się opłatkiem) To była najpiękniejsza Wigilia.

Ona:
Wiem, nic nie mów. Podzielmy się opłatkiem z dzieciątkiem (siada po lewej, przy koszyku, nachyla się)

On: (podchodzi, staje po prawej)
Zasnęło ...

(W tym momencie na scenie przygasają światła. Ostatnia scena przypomina obrazek ze stajenki Betlejemskiej - Maryję i Józefa pochylonych nad Dzieciątkiem. Lekkie, bardzo delikatne niebieskie światło pada na Jej ubranie, białe na niemowlę, różowo-czerwone na Niego. Pozostałe światła gasną komplenie. Włączone zostaje tzw. "Black light" i w jego niewidocznych promieniach fluoryzują na ścianie pokoju tysiące gwiazd, uwidacznia się także napis na fragmencie dekoracji zasłaniającej scenę od góry "ul. Betlejem 44". Słychać delikatną muzykę. Po chwili opada kurtyna)
 
 

K U R T Y N A

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Copyright 
2001-2003 Wszelkie prawa  zastrzeżone. Grzegorz Górski