Szatniarz światła, (2002)- sztuka w jednym akcie.
Autor: Grzegorz Górski
Tytuł: Szatniarz światła.
(Scena przedstawia pokoik, po prawej biurko z fotelem, na
biurku telefon, obok krzesło. Po lewej sofa, obok sofy palma. Na
ścianach kilka obrazów. Za biurkiem biblioteczka z książkami. W głębi
po prawej drzwi; drugie drzwi po lewej. Ważna jest gra świateł, które
zmieniając barwy, natężenia, przeskakując pomiędzy bielą i różnymi
kolorami, wyciemnieniem poszczególnych części sceny - mają sprawiać
wrażenie, że akcja toczy się w różnych pomieszczeniach).
Scena 1
(Spokojne, ciepłe światło, z przewagą bieli. Kilka barwnych
plam na ścianach)
Hania: (podlewając palmę)
Co robisz?
Stefan: (siedzi przy biurku pochylony nad papierami)
Piszę.
Hania:
Zawsze coś piszesz.
Stefan:
Bo to nie daje mi spokoju. Jak nie piszę - mam wyrzuty sumienia, że nie
piszę. Jak piszę - wściekam się, żeby już skończyć .... i tak na
okrągło.
Hania:
Może brak ci pomysłów?
Stefan:
Czasem.
Hania:
To napisz coś o .... jedzeniu. Przecież lubisz improwizować takie różne
potrawy i kochasz jeść....
Stefan:
A akcja sztuki będzie toczyć się w kuchni albo stołówce zakładowej ....
Kogo to zainteresuje?
Hania:
A co zainteresuje?
Stefan: (odkłada papiery, mówi lekko zdenerwowany,
przedrzeźnia)
Kopulacja, ćpanie, jajeczkowanie, wzwody i erekcje, gwałt, przekleństwa
w każdym języku, poniżanie, brud .... - to są słowa kluczowe.
Rozumiesz? Nowy kod. A i klasykę można do tego dostosować. Od czego
wyobraźnia reżysera. Słówka się wstawi, ubranka troszkę przytnie....
Albo po co w ogóle ubranka. Kibel na głowę, interes na wierzch i
pogadajmy teraz o seksie.-
"Co, jak było mała? Spoko? - pyta Orfeusz.
Odlotowo - tylko okres mi się spóźnia i starzy z domu mnie wypieprzą
jak wykapują. To przez ciebie! - odpowiada Eurydyka.
Don't worry, mała, i bachorem mnie nie strasz. Masz tu fajkę, ściągnij
chmurę, OK? I spoko - ucina dyskusję Orfeusz."
Cholernie współczesne, no nie?
Hania: (zostawia konewkę za sofą, podchodzi do
biurka)
I tak teraz wszyscy?
Stefan:
No właśnie o to chodzi, że nie! ale robi się z tego regułę.
Hania:
Moda. Zwykła moda. Jak ostatnim razem byłam w Ameryce ... (siada na
sofie)
Stefan:
Ocho, podróżniczka zaczyna...
Hania:
Ale taka jest prawda. Małpujemy po Murzynach i tyle. Jak zaczęli
chodzić z czapkami odwróconymi daszkiem do tyłu - proszę, długo trzeba
było czekać. Potem ta ich cholerna muzyka, rap czy jak jej tam - i to
mamy! Teraz chodzą tak, żeby im gacie opadały i pokazują kawałek gołego
tyłka. Zobaczysz Stefan, już niedługo, już niedługo to samo będzie i u
nas.
Stefan:
Zawsze wzorowaliśmy się na zachodzie i teraz nawet łaskawie nas
przyjmują ...
Hania:
Ale te brudy już się tam kończą. Moda na ordynarny język mija, tak jak
moda na papierosy ....
Stefan:
Do nas dotrze to za dziesięć lat, jak wszystko inne ... A zazwyczaj
przejmujemy to co najgorsze.
Hania:
Mówisz jak przeciwnik wszystkiego.
Stefan:
Bo jestem przeciwnikim wszystkiego ... co nieetyczne, nielogiczne.
Hania:
To nie szukaj logiki. Idź w swoim pisaniu w .... totalną fantazję!
Zresztą to teraz coraz bardziej modne.
Stefan:
Czyli znowu kłaniamy się modzie. Mam się stać niewolnikiem tego trendu?
Ale może masz rację, może w tym coś jest. (wstaje, podchodzi do
sofy, staje obok Hani)
Hania:
Im bardziej zwariowane, tym bardziej prawdopodobne. Taki mamy świat.
Stefan:
Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział ci, że samoloty pasażerskie z
setkami ludzi na pokładzie zostaną użyte jako pociski, by rozbić,
zawalić budynki, zabić tysiące ludzi, czy uwierzyłabyś?
Hania:
Wtedy nie.
Stefan:
A teraz?
Hania:
Ja tam byłam, widziałam i ... nadal nie wierzę.
Stefan:
Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli.
Hania:
Ten świat jest nierealny.
Stefan: (wracając do biurka)
To jesteśmy w domu. Nie można tworzyć realnych historii dla
odrealnionego świata. Pozostaje tylko fanatazja, gdzie dobrzy otrzymują
nagrodę, źli zostają ukarani. Jest to jedyna ucieczka szukającego
natchnienia rozumu. I coś mi się wydaje, że nie będę w tej krainie
jedynym gościem.
Hania:
Odrealniony świat ... Świat się całkiem zmienił. Nie jest już beztroski
...
Stefan: (przerzuca papiery)
Czyli co? Jako komediopisarz jestem od tego momentu bezrobotny? Nie
wypada się śmiać, gdy wali się świat. Ale są nieszczęścia na skalę
człowieczeństwa i są nieszczęścia na skalę człowieka. Gdyby każdy zajął
się tylko tymi ostatnimi ...
(Światło przygasa. Wyciemnienie)
Scena 2
(Jaskrawe, zimne światło pada z tyłu sceny, widać sylwetki
dwóch postaci po prawej stronie sceny. Reszta sceny wyciemniona. Jedna
siedzi przy biurku, druga podchodzi do biurka i siada na krześle)
Sylwetka1: (wchodząc z lewej)
Mam klienta.
Sylwetka2: (siedzi za biurkiem)
Ciekawe. Dziany?
Sylwetka1:
Nie pytałem o kasę ale cenę przyjął bez dyskusji.
Sylwetka2:
Żadna prowokacja?
Sylwetka1:
Mam nosa na takich.
Sylwetka2:
Czego sobie życzy .... ten klient?
Sylwetka1:
Coś na wyluzowanie, totalne wyluzowanie .... odblokowanie ....
Sylwetka2:
Oooo! Twój klient ma problemy? Pewnie kobieta. Nie chce lecieć na
niego, więc potrzebuje ją odhamować... Może nawet rozpalić, uczynić
poddaną. Może ....
Sylwetka1:
Morze jest szerokie. Nie pytałem.
Sylwetka2:
Jest kupiec, to i towar się znajdzie. Ile?
Sylwetka1:
Za pięćdziesiątkę.
Sylwetka2:
Długo na tym nie pojedzie.
Sylwetka1:
Nie mój tramwaj.
Sylwetka2: (wyciąga coś z biurka)
Masz ... i nie widzieliśmy się.
Sylwetka1: (wychodząc)
Spadam.
Sylwetka2:
Nie połam się.
(Światło wygasa)
Scena 3
(Światło padające z góry zapala się błękitną plamą na
środku sceny. Gra muzyka rap. Na podłodze siedzą Kasia i Ruda, piją z
butelki wino. Na sofie Bolo i Siwy popijają z butelek piwo.)
Bolo: (konspiracyjnie do Siwego)
Mówię ci Siwy, czytałem w gazecie.
Siwy: (także konspiracyjnie)
Trzeba mieć kontakty bracie, OK.? A bez tego leżysz. Finito, kapujesz?
Kasia:
Jak pomyślę, że jutro mam chemię, to mi się rzygać chce. Znowu mnie
skosi.
Siwy:
To jest stary pedał, dlatego nie lubi dziewczyn i je oblewa.
Ruda:
Skąd wiesz?
Siwy:
Widziałem go raz w barze z takim jednym.
Bogo:
Nie ściemniaj! Może po prostu miał jakąś sprawę.
Ruda:
Bogo, nie upraszczaj.
Siwy:
I dlatego trzymał go za rączkę? (kładzie rękę na kolanie Boga)
.... za kolanko ....
Kasia:
Stare pedalisko.
Bogo: (strąca jego rękę)
To już przegiąłeś!
Ruda:
Nie przerywaj. No i ...
Siwy:
No i nic, coś taka ciekawa? Za to my jesteśmy heteroseksualni. Nie,
Bogo?
Bogo:
Mów za siebie...Co? A tak, wiadomo.
Siwy:
Chcecie jeszcze po browarze?
Ruda:
Nie. Nudno jakoś.
Bogo:
Właśnie. Idziemy na dyskotekę do Maxa?
Siwy:
Tu możemy mieć lepszą dyskotekę. No nie, Ruda? (próbuje ją podnieść
z podłogi) Malutkie disco przytulisko ....
Ruda:
Odwal się Siwy.
Bogo:
Nie martw się Kacha. Jak się Korba dalej będzie czepiał, to mu
wpieprzymy w ciemnej uliczce i z głowy.
Kasia:
Dużo mi to pomoże.
Ruda:
Kacha, masz już obrońcę z urzędu.
Siwy: (siada na sofę)
Nudno. Nie macie jakiegoś filmu?
Kasia:
Nic z tych rzeczy, co byś chciał oglądać.
Siwy:
Idziesz Bogo do Maxa? Łykniemy jeszcze po browarze. (odciąga go na
bok) Gdzie o tym czytałeś?
Bogo: (konspiracyjnie)
W jakiejś lekarskiej gazecie, jak byłem u doktora.
Ruda:
O czym mówicie?
Siwy:
My idziemy do Maxa. Jak nie chcecie, to nie. (wychodzą)
(Wygaszenie)
Scena 4
(Zapala się ciepłe światło z przewagą bieli. Na ściany
rzucone kilka barwnych plam)
Stefan: (chodzi po pokoju z kartkami papieru w
ręce, gestykuluje)
Wyobraź sobie - w tle planeta obleczona chmurami. Niesamowita gra
świateł na scenie. To w założeniu nie może być realne.
Hania: (przeglądając gazetę na sofie)
Nie powinno.
Stefan:
I na tym tle, jak kontrast, zgrzyt - zwykli ludzie. To podkreśli
jeszcze bardziej surrealistyczność sytuacji. Zwykli ludzie, ale mówiący
o problemach, które dla nas nie istnieją. Inny język ....
(wchodzi ich córka - Kasia)
Kasia:
Cze, jesteście w domu?
Stefan:
A to ty. Szkoła już się skończyła, Kasiu? Wszystko pod kontrolą?
Kasia:
Spoko.
Stefan:
To znaczy tak czy nie?
Kasia:
To znaczy spoko. Macie jakiś problem?
Hania: (odkłada gazetę)
My nie, ale nie chcemy, żebyś ty miała. Jak tam stopnie?
Kasia:
Są. A co, jakieś przesłuchanie?
Hania: (wstaje z sofy)
Nam chodzi tylko ...
Kasia:
O kontrolę. O totalne ograniczenie cudzej wolności. Gdzie, co, jak,
kiedy, z kim ...? Co to, więzienie jakieś? Potrzebuję cztery dychy na
kino.
Stefan:
A na co chcesz iść?
Kasia:
Znowu przesłuchanie? A co to za różnica. I tak nie znacie.
Hania: (podaje Kasi pieniądze)
Kiedy wrócisz?
Kasia:
Jak się film skończy. Jeszcze jakieś pytania?
Hania:
Nie wracaj późno.
(Kasia wychodzi na lewo. Stefan po chwili)
Stefan: (podchodzi do biurka, siada, patrzy w
papiery, po chwili mówi)
Teoretycznie, ale tylko teoretycznie jestem komediopisarzem. No i jak
ja mam w tych warunkach pisać komedię? Przecież to jest
przerażająco-tragiczne.
Hania: (siada na sofie, bierze gazetę)
Przesadzasz, Kasia swój rozum ma. To tylko poza ...
Stefan:
Poza? Przed kim? Może widziałaś tu kogoś innego? Więc przed kim? Przed
nami? Po co? (przekłada kartki papieru) Mówię ci, cokolwiek
napiszę - mój świat będzie elegancki, uprzejmy, kryształowo
sprawiedliwy....
Hania:
Jesteś fantasta.
Stefan:
Co było do udowodnienia. Śmiech w czwartym wymiarze ale zawsze śmiech i
to nie przez łzy.
Hania: (odkłada gazetę, mówi z niepokojem)
Poważnie myślisz, że Kasia może mieć jakieś kłopoty?
Stefan:
Miałaś okazję z nią rozmawiać. Trzeba było spytać.
Hania: (wstaje)
To była rozmowa? Zresztą, ja już nie bardzo potrafię z nią rozmawiać.
Jakoś wyrwało się to wszystko spod kontroli. Pamiętasz jakie miałam
kłopoty, żeby zajść w ciążę. Tyle lat próbowaliśmy. Gdyby nie
doktor Karolewski ...
Stefan: (wstaje zza biurka)
Tak.... Wiesz dobrze, że to była moja wina. W końcu okazało się, że to
moje plemniki są do niczego. To wszystko przez ten stres i .... Gdyby
nie te pigułki ...
Hania:
Gdyby, gdyby ..... Tak widocznie miało być. Tylko dlaczego tracimy z
Kasią wspólny język?
Stefan:
Mam ochotę na spacer.
Hania:
Pójdę z tobą.
(Wyciemnienie)
Scena 5
(Zapala się ciepłe światło. Prawa strona sceny wyciemniona.
Z lewej wchodzą Kasia i Bogo. Bogo rozsiada się na sofie. Obok sofy
kładzie torbę)
Bogo:
Długo starych nie będzie?
Kasia: (stojąc na środku pokoju, rozczesując sobie
włosy palcami)
Zależy ci na czasie? Śpieszysz się gdzieś?
Bogo:
Nie, ale wiesz, że twoi starzy totalnie preferują inny gatunek ludzi.
Kasia:
Ściemniasz, Bogo.
Bogo:
Totalna palma.
Kasia: (stoi koło sofy)
Nie mogą się zaadoptować do nowych czasów. Są niereformowalni, ewolucja
stanęła w miejscu.
Bogo: (ciągnie ją za rękę)
Chodź Kacha, malutkie przytulanko.
Kasia:
Nie wiem kiedy starzy wrócą.
Bogo:
Czekaj, mam browar na początek. (sięga do torby i wyciąga dwa piwa,
otwiera)
Kasia: (bierze piwo, siada obrażona obok)
Tobie tylko na tym jednym zależy. (popija)
Bogo:
No nie, znowu te przesądy. Tobie na psychikę się rzuci, żylaki ci się
porobią i tyle. A poza tym czyją ty stronę trzymasz? Starych czy moją?
Kasia:
Swoją. Ty myślisz, że ja na każdy gwizd lecę.
Bogo:
Nudno. Zajarał bym.
Kasia:
Ale nie tu. Zaraz wyczują i gleba.
Bogo:
Ja bym tak nie mógł żyć. To gorsze od więzienia.
Kasia:
To spadaj jak ci się nie podoba!
Bogo: (szturchając ją ramieniem)
Ostatnim razem całkiem ci się podobało..... No chodź, mówiłaś, że masz
na to ochotę
Kasia: (z uśmieszkiem, popijając piwo)
Ale nie mówiłam z kim?
Bogo:
Nie drażnij mnie, Kacha. Wiesz, że posądzają mnie o totalny brak
kontroli. O kim mówisz? Może już zacząć zbierać zęby ...
(piją po kilka łyków, mówią po chwili)
Kasia:
A skąd ty na to ludzi weźmiesz?
Bogo:
Poradzę sobie, poradzę. Niech tylko którego zobaczę, że się koło ciebie
kręci, będzie miał po ryju.
Kasia:
Tak ci na mnie zależy?
(siada mu okrakiem na kolanach tyłem do sceny, zaczynają się
całować, Bogo rozpina jej bluzkę i zdejmuje. Światła zmieniają barwę -
różnokolorowe smugi z różnych stron oświetlają parę, tańcząc po nich i
po scenie. Wyciemnienie)
Scena 6
(Światło wielobarwne, statyczne. Lewa strona oświetlona
kolorową mozaiką - jak z witraża. Na scenie mało koloru białego. Przy
biurku siedzi recenzent, przegląda kartki papieru. Przed biurkiem siada
Stefan)
Recenzent:
Jest w tym coś ... może ... nieziemskiego. Doskonała gra świateł i te
pomalowane w jaskrawe tatuaże nagie ciała. To zmusi do myślenia.
Oczywiście żadnej rewolucji w teatrze nie będzie. Nikt nie oszaleje od
razu na punkcie pana dramatów, ale coś w tym jest.
Stefan:
Cieszę się, że pan to przeczytał. Jakoś głupio tak pisać do szuflady.
Recenzent:
Proszę pana, całe pokolenie "pomrożkowe" pisze do szuflady, jeżeli ma
to być dla pana jakimś pocieszeniem.
Stefan:
Nie jest.
Recenzent:
Ale niech pan obroni dla mnie postać szatniarza w drugim akcie, skoro
wszyscy są nadzy ...
Stefan:
W tym świecie szatniarz nie przyjmuje od nikogo ubrań ...
Recenzent:
Ciekawe, zastanawiające ....
Stefan:
To jest szatniarz świateł. Przechowuje dla nich barwy .... Ma być
alegorią utraconego raju ..., zmierzchu cywilizacji. W przeciągu całej
sztuki ilość i intensywność barw maleje ... zaczyna się zmierzch.
Stracone złudzenia wiszą jak palta w szatni ....
Recenzent:
Próbował pan to gdzieś wysłać?
Stefan:
Myśli pan o konkursie czy może jakimś czasopiśmie?
Recenzent:
I jedno, i drugie ....
Stefan:
Nie wiem czy warto. Co pan myśli? Można by to wystawić?
Recenzent:
Język, wie pan , .... jest trochę ... niedzisiejszy. Chociaż wartki.
Doskonałe dialogi, ale język trochę ... hemarowski... za elegancki. Pan
wie, teraz trzeba bardziej siarczyście ...
Stefan:
Ale, w tamtym świecie to jest największe przekleństwo nie mówić
przekleństw. Wszyscy klną jak szefcy ... bo nie klną. Rozumie pan?
Recenzent:
Trzeba tylko znaleźć reżysera, który to zrozumie, albo jakiegoś aktora,
który zobaczy w tym swoją rolę - wtedy oni będą naciskali.
Stefan:
Czyli?
Recenzent:
Czyli, proszę pisać dalej. Podziwiam pańskie pomysły. Żyje pan w jakimś
surrealistycznym świecie. Jak pan może to pogodzić z rzeczywistością.
Stefan:
Przychodzi mi to coraz łatwiej.
(Wyciemnienie)
Scena 7
(Światło padające z góry zapala się błękitną plamą na
środku sceny. Na podłodze siedzi Kasia. Dookoła niej chodzi jej
koleżanka Ruda)
Ruda:
Coś taka ponura? Znowu się ze starymi poprztykałaś?
Kasia:
Normalka.
Ruda:
Jakby była normalka to byś nie siedziała jak ten potępieniec. Korba z
chemii cię obciął?
Kasia:
Okres mi się spóźnia już piąty dzień.
Ruda: (siada obok niej na podłodze)
Wielkie mecyje, przeziębiłaś się albo ....
Kasia:
Nie, akurat jestem spoko. Masz fajkę?
Ruda:
Nie, co cię napadło?
Kasia:
Takie tam ...
Ruda:
No to co jest grane? Kacha, chyba ... że ty .... nie! .... nie mów ...
z kim? (kospiracyjnie z uśmiechem)
Kasia:
Z kimś, co cię to obchodzi?
Ruda:
Bolo, prawda? Ale, że ...co ci na mózg padło?
Kasia:
Wypiliśmy po dwa browary i tak mnie jakoś wyluzowało ... napaliłam się
jak kanarek, a równocześnie całkiem mnie rozłożyło.
Ruda:
Podłożyłaś mu się? Co ty, Kacha!
Kasia:
Nie wiem czemu mnie tak wzięło.
Ruda:
I Bolo nie miał gumy?
Kasia:
Powiedział, że w kaloszach do domu nie będzie wchodził ....
Ruda:
Świnia! Ale cię urządził. Robiłaś test ciążowy?
Kasia: (wstaje, chodzi zdenerwowana)
Tutaj? U nas? Na tym zadupiu? Zaraz by starej powiedzieli. Muszę
pojechać do innego miasta.
Ruda:
Ale nawet wtedy, wiesz, że te testy wcale nie są pewne....
Kasia:
Wiem ale u lekarza jest drożej...
Ruda:
Ale pewniej.
Kasia:
Ruda, pożyczysz trochę kasy?
Ruda:
A powiesz jak było?
Kasia:
Ogólnie ... może kiedy indziej ...
Ruda:
Ja chcę szczegóły ....
Kasia:
Pożyczysz kasę, czy nie? Pod kościołem nie stanę.
Ruda:
No dobra, ale pamiętaj, chcę wszystkie detale ....
Kasia:
Trzymaj dziób na kłódkę, OK? Jak puścisz parę, to .... powiem o
prochach.
Ruda:
Kacha, co chcesz zrobić?
Kasia:
Nie wiem. Przez kilka miesięcy brzucha nie będzie widać. Potem będę
kombinować co dalej.
Ruda:
Kacha..... ty chyba nie chcesz....
Kasia:
Daj kasę, muszę iść.
(Kasia wychodzi na lewo w cień. Wyciemnienie)
Scena 8
(Zapala się ciepłe światło z przewagą bieli. Na ściany
rzucone kilka barwnych plam. Steafan chodzi po pokoju z papierami.)
Hania:
Coś ty taki podniecony?
Stefan:
Widziałem próbę. Robimy pierwszy akt. Rozumiesz?
Hania:
Kto? Gdzie?
Stefan:
W teatrze! Jak to gdzie?
Hania:
W którym teatrze?
Stefan:
Tym amatorskim .... no wiesz studenckim.
Hania:
Wojska wycofały się na z góry upatrzone pozycje.
Stefan:
Widzisz - te kolory, światła, nagie ciała w barwnych tatuażach w moim
"Szatniarzu", poprzeplatane tym dziwnym, ale wartkim dialogiem. Urywane
zdania, ale pełne zamyślenia.... Niby to surrealistyczne, ale dla mnie
tak naturalne. Dlaczego aktorzy nie potrafią tego zrozumieć?
Hania:
Ocho! Zaczynają się problemy?
Stefan:
Sam postanowiłem to wyreżyserować. Tak! ... Żeby to wyreżyserować
trzeba najpierw zrozumieć całą ideę. Wejść na scenę, stać się cząstką
tego świata. To jest jeszcze bardziej podniecające i twórcze. Ciała w
kolorowych tatuażach, splecione ... Tam nie ma miejsca na tremę, ....
Hania:
Może wytatuowana nagość ich zniewala?
Stefan:
Nie kpij. Pod tą barwną mozaiką nawet nie można poznać kto jest kto.
Widzisz, (reżyseruje stojąc na śroku pokoju) wejdziesz w strugę
kolorowego światła i prawie znikasz, by pojawić się po chwili w innym
miejscu ... Więc co ich tak blokuje? Przecież ich prawie nie ma - jest
tylko wymowa tej sceny.
Hania:
Zbyt ambitne. Skąd ci to wszystko przyszło do głowy.
Stefan:
Ja tak widzę świat, kochanie. To cudowne co się o tu (uderza się
dłonią w głowę) dzieje. Gdzie ja przedtem byłem? Gdzie ja byłem,
gdzie ja miałem oczy i duszę? Wiesz, że jesteś złocista, w takiej
cudownej drżącej błękitem aureoli.
(wchodzi Kasia, rzuca torbę i bez słowa chce iść do swojego
pokoju)
Hania:
Jak tam w szkole?
Kasia: (nie odwracając się)
Jak ma być? Spoko.
Stefan: (podbiega do biurka)
Muszę pisać. Tego nie da się opisać.
Hania:
A jak było w kinie?
Kasia:
Normalka. Masz jeszcze jakieś pytania?
Stefan: (z zachwytem nad sobą)
Chodź tutaj dziecko.
Kasia:
Jakie dziecko? Co on bredzi, mamo?
Hania:
Nie mów tak do ojca. Jego sztukę będą wystawiać. Jest już w trakcie
prób.
Kasia:
To co? Niech tylko tak przy ludziach nie mówi, bo pomyślą, że mieszkam
ze świrami.
Hania:
Kasiu!
Stefan: (wstaje, mówi rozmarzonym głosem)
Dziecko moje! Wiesz, czułem taką pustkę w głowie ....
Kasia:
Biologica twierdzi, że narządy nie używane ulegają zanikowi...
Stefan:
I nagle zaświtała mi myśl. Pisać totalną fikcję.
Hania:
Nie ma za co, kochanie.
Stefan:
No tak, właściwie to mama poddała ten pomysł. Wypalił! Teraz widzę
świat w barwach tęczy i ty jesteś właśnie taką mieszaniną kolorów. Od
przekornego fioletu do niewinnej bieli ....
Kasia:
Dlaczego na mnie musi wszystko się walić? (wychodzi do swojego
pokoju trzaskając drzwiami)
Stefan: (zastyga)
Źle się dzieje w państwie duńskim.
(Wyciemnienie)
Scena 9
(Jaskrawe, zimne światło pada z tyłu sceny, widać sylwetki
dwóch postaci po prawej stronie sceny. Reszta sceny wyciemniona. Jedna
siedzi przy biurku, druga podchodzi do biurka i siada na krześle)
Sylwetka1:
Potrzebuję trochę więcej towaru. Mój klient jakoś się napalił.
Sylwetka2:
Mówiłem, że daleko nie pojedzie za pięćdziesiątkę.
Sylwetka1:
Nie mój ból głowy.
Sylwetka2:
To jest bracie jak z tą żyrafą.
Sylwetka1:
Nie kumam.
Sylwetka2:
Stąd jej się szyja długa zrobiła. Rozumiesz?
Sylwetka1:
Nie kojarzę. Oświeć mnie.
Sylwetka2:
No, chciała do listków się dostać na drzewie i tak pchała głowę do
góry, aż jej się szyja wyciągnęła. Tak robiła jej mamusia, babcia,
prababcia ... no i szyja teraz na dwa piętra .... rozumiesz ?
Sylwetka1:
To jest zwykłe ściemnianie.
Sylwetka2:
Czego was uczą w szkole? Za ile?
Sylwetka1:
Za dwie setki.
Sylwetka2:
Oooo!... to nieźle się chce zabawić.... ten twój klient. Gdzie
impreza? Może nas zaprosi?
Sylwetka1:
Tajemnica zawodowa.
Sylwetka2:
Tak, szyja już mu się wydłuża.
Sylwetka1:
Jaka znowu szyja? Tu jest forsa.
Sylwetka2: (wyciąga z biurka kilka paczuszek)
Masz. Zobaczysz, niedługo zaczną rodzić się kobiety z gotową dziurką na
kolczyk. To znak czasu. Mówię ci, jakby facetowi nogę obciąć na
przykład siekierą, i tak robić przez kilka pokoleń, to w końcu
zaczęliby się rodzić ludzie bez nogi.
Sylwetka1: (wychodząc)
To czemu ciągle jeszcze rodzą się dziewice?
Sylwetka2: (odchyla się na fotelu)
Hmmm. Nie głupie, nie głupie .... Trafiłeś w samo sedno... nie
głupie...
(Wyciemnienie)
Scena 10
(Zapala się ciepłe światło z przewagą bieli. Na ściany
rzucone kilka barwnych plam.)
(Hania chodzi zdenerwowana po pokoju, wchodzi Kasia)
Hania: (rozkazująco, jest zła)
Chodź tu!
Kasia:
Co jest?
Hania:
Co jest? Ja ci dam „co jest”. Co to jest? (pokazuje jej strzykawkę
z igłą, gumkę do zaciskania, krzyczy) Co to jest, pytam! Zażywasz
narkotyki?
Kasia:
Nie.
Hania:
Nie! Podwiń rękawy. (Kasia podwija) A to! Co to jest?
Kasia:
Byłam u lekarza i chciał krew pobrać...
Hania:
I dlatego pokłute obie ręce! Proszę! Dziesięć razy krew ci pobierał?
Kasia:
Pielęgniarka nie mogła trafić w żyłę ...
Hania:
Nie mogła trafić w żyłę!
Kasia:
Podobno mam kiepskie żyły.
Hania: (krzyczy)
Nie kłam! (wymachuje strzykawką) Nie kłam!
Kasia:
Gdzie to znalazłaś?
Hania:
W śmieciach. Jesteś na tyle głupia, żeby wyrzucić do śmieci.
Kasia:
To nie moje. Ja nic o tym nie wiem.
Hania: (krzyczy)
Nie kłam! Z kim ty się zadajesz?
Kasia:
Z normalnymi ludźmi, a nie ze świrami, jak ...
Hania: (uderza Kasię w twarz)
Nie pyskuj! Rozumiesz? Nie pyskuj! ....(po chwili) Na co nam
przyszło? Własna córka ....
Kasia:
Mamo ....
Hania:
Nie chcę nic słyszeć! Marsz do swojego pokoju! Nie ma kina, koleżanek,
kolegów! Nie ma telefonów! Tylko do szkoły i z powrotem. Zrozumiano?! Z
zegarkiem w ręku!
Kasia:
Ma.....
Hania:
Ani słowa! Już do swojego pokoju! (Kasia wychodzi trzaskając
drzwiami) I nie trzaskaj drzwiami! ... Muszę się
zastanowić..... Zaraz, zaraz .... Stefanowi nic nie mogę powiedzieć
.... Ta jego sztuka... Niech to się już wreszcie skończy! ...Zaraz ....
(podbiega do telefonu, wykręca numer). Czy mogę rozmawiać z panem
doktorem Karolewskim? .... Tak, czekam .... (chodzi nerwowo ze
słuchawką przy uchu) Pan doktor Karolewski? Tu Hania, .... tak, tak
... Nie, nie ... ja mam problem z Kasią. Trzeba ją dokładnie przebadać
.... Nie, nic .... nie na telefon. Kiedy możemy przyjść?
.... Dopiero pojutrze? .... Nie, nie jestem
zdenerwowana.... (wchodzi Stefan) Pojutrze o dziesiątej ....
dobrze. Dziękuję. (odkłada słuchawkę)
Stefan:
Co pojutrze o dziesiątej?
Hania:
E nic .... nic ... nic... (wychodzi do pokoju Kasi)
(Stefan siada przy biurku, przegląda papiery, odchyla się w
fotelu, patrzy w sufit)
Stefan:
Właściwie to dlaczego nie mieliby kopulować na scenie? Jak dwa kolorowe
motyle wić się w uścisku ... obok wirujących dookoła świetlistych plam
z podświetlonych witraży ... (pochyla się nad biurkiem,
zaczyna pisać. Po chwili przerywa, mówi do siebie) W moim świecie
kopulacja może być przecież zwykłym przywitaniem, podaniem komuś ręki
....
(Wyciemnienie)
Scena 11
(Światło padające z góry zapala się błękitną plamą na
środku sceny. Na podłodze siedzi Ruda, przed nią jakieś zeszyty i
książki. Z lewej wchodzi Bogo)
Bogo:
Nie było u ciebie Kachy?
Ruda:
A co? Masz coś do niej?
Bogo:
Ruda, nie uczyli cię w szkole, żeby nie odpowiadać pytaniem na pytanie?
Ruda:
Nie ściemniaj. Czego chcesz od niej?
Bogo:
Od kiedy to jest twoja sprawa?
Ruda:
Jak nie moja, to spływaj. Widzisz, że człowiek jest zajęty.
Bogo:
A coś ty taka nakręcona? "Ma miesiączkę woźna i dlatego taka groźna".
Ruda:
Od kiedy to cię interesuje?
Bogo:
Od niemowlęcia. Moja mamusia pewnego razu nie dostała i dlatego jestem
na tym pieprzonym świecie. A zresztą .... Wiesz gdzie jest Kacha czy
nie? Nie mogę jej spotkać od kilku dni. Jak dzwonię, to starzy mówią,
że nie ma jej w domu. To co jest grane?
Ruda:
Może nie chce z tobą gadać.
Bogo:
Ty coś wiesz. No, nawijaj Ruda.
Ruda: (pokazuje mu obrazek w książce)
Widzisz jak motylek zapyla niewinny kwiatuszek?
Bogo:
Na mózg ci się rzuciło?
Ruda:
Kacha mi powiedziała, żeście się nieźle zabawili.
Bogo:
Tak wyszło. Co, zazdrosna jesteś?
Ruda:
I teraz nie może doczekać się okresu.
Bogo:
Pieprzysz, o cholera!
Ruda:
Co, humorek ci się popsuł? Szykuj garnitur.
Bogo:
E tam, coś się może załatwi....
Ruda:
Załatwi? Będziesz taką świnią? Teraz jak dziewczyna ma kłopot. Co,
zwalisz na kogoś, czy załatwisz skrobankę?
Bogo:
Nie, no ... ale żeby tak zaraz... Muszę pomyśleć. ( Bogo wychodzi. Z
prawej, z cienia wchodzi Siwy)
Siwy:
Co, poszedł już?
Ruda:
Zwiał.
Siwy:
Wypadek przy pracy. Chcesz browar? Jej starzy mają forsę, to wszystko
będzie spoko.
Ruda:
Ale dlaczego tak jej odpaliło?
Siwy:
Jest na to sposób. Browar łagodzi obyczaje. (podaje jej butelkę,
wyciemnienie)
Scena 12
(Jasne żółte światło zapala się oświetlając całe
pomieszczenie. Sofa przykryta białym prześcieradłem. Na sofie siedzą
Kasia z Hanią. Przez chwilę nie odzywają się do siebie)
Kasia:
Nie chcę do tego doktora. Przecież to twój ginekolog.
Hania: (zdecydowanym głosem nie dopuszczając
sprzeciwu)
Ani słowa. Teraz ja biorę sprawę w swoje ręce. Jeszcze byś chciała,
żeby wszystko się rozniosło?
Kasia:
On nic nie kuma?
Hania:
Ty się pewnie znasz lepiej na wszystkim. Panuj nad swoim językiem.
Jeszcze tego wstydu mi trzeba. Już mamy pierwsze dowody twojej
mentalnej regresji, proszę (podwija jej rękawy) Proszę. Kto z
kim przystaje ...
(z prawej wchodzi doktor, podchodzi do nich, wita się)
Doktor:
Jakieś kłopoty pani Haniu?
Hania: (podrywa się z miejsca)
To z Kasią. (podwija jej rękawy) No niech pan spojrzy! A to
(wyjmuje z torebki strzykawkę) znalazłam w śmietniczce. Odchodzę od
zmysłów. Żeby moje dziecko.... Nie chcę iść do nikogo nieznajomego. To
musi pozostać między nami. Proszę, niech pan zrobi jakieś badania. No i
... tak jak narkotyki wchodzą w grę, to nie wiadomo co jeszcze. Proszę
... ją zbadać.
Doktor: (bierze od niej woreczek ze strzykawką)
Dobrze, pani Haniu, proszę się już nie martwić.
Hania: (nie rusza się z miejsca)
No ....
Doktor:
Proszę zaczekać w poczekalni. Ależ oczywiście. No jakże by inaczej.
Hania: (dalej nie rusza się z miejsca)
Ale...
Doktor:
Poradzimy sobie. Czy pani wie ile przez ten gabinet przewija się
dziewcząt z podobnymi, albo jeszcze większymi problemami. No już, już. (odprowadza
ją i zamyka za nią drzwi. Podchodzi do biurka, siada)
Doktor:
Siadaj, Kasiu. (Kasia siada naprzeciwko) Jaki masz problem?
Kasia:
Ja nie mam żadnego. Moja mama ma. Ale zamiast pójść do psychiatry, mnie
ciągnie do ginekologa. Więc kto ma problem?
Doktor:
No, a te ślady na rękach. (patrzy na woreczek ze strzykawką) Co
bierzesz?
Kasia:
To nie moje.
Doktor:
A czyje?
Kasia:
Co to mnie obchodzi. Dla policji nie pracuję.
Doktor:
Ale twoja mama się martwi.
Kasia:
Czy ja się na ten świat prosiłam?
Doktor:
Ale może twoja mama i ojciec bardzo o to walczyli, żebyś właśnie na ten
świat przyszła. Walczyli przez lata... hmmm? Zabiegi, badania,
lekarwstwa ... Mogło tak być, prawda? Wiesz ile ludzi właśnie o to
walczy? Nie przyszło ci to do głowy?
Kasia:
Teraz będzie dłuższy wykład ...
Doktor:
Nie. Właśnie skończyłem. Rozbierz się w tamtym pokoju i połóż na stole
do badań, zaraz tam przyjdę. Potem pobiorę próbki krwi.
Kasia:
Byłam już u lekarza dwa dni temu i czekam na wyniki. Tylko matka nie
chciała słuchać moich wyjaśnień.
Doktor:
U kogo byłaś?
Kasia:
U mojego ginekologa. Co komu do tego?
Doktor:
Nic. Po prostu nie będę musiał powtarzać różnych badań i analiz.
Rozumiesz?
Kasia:
Istnieje coś takiego jak tajemnica lekarska, prawda?
Doktor:
Istnieje, istnieje. Jestem bardzo tajemniczy. Nie uwierzysz jak bardzo.
Kasia:
Doktor Broda.
Doktor:
Kaziu Broda? (przegląda notes, podnosi słuchawkę telefonu, wykręca
numer) Z panem doktorem Brodą proszę ... doktor Karolewski ...
czekam. ... Kaziu? Waldek mówi .... No właśnie, jak tam ..... nie
opowiadaj ..... gdzieś ty taką sztukę upolował .... No, pojedziemy,
musimy pojechać, też już mi się to marzy .... Słuchaj Kaziu, mam u
siebie twoją pacjentkę, Kasię .... tak tą samą, ... uhummm .... tak
..... uhummmm. ...rozumiem ...... acha ..... . Ja już się niczemu
nie dziwię. .... No dobrze. Dziękuję ci stary .... To jesteśmy
umówieni. (odkłada słuchawkę)
Kasia:
Jaki ten świat mały, no nie?
Doktor:
Są już wyniki twoich badań.
(Kasia wzrusza ramionami)
Doktor:
Nie chcesz wiedzieć - to nie.
Kasia:
Spoko.
Doktor:
Może przestaniesz się zgrywać. Nie, nie jesteś w ciąży.
(Kasia rozluźnia się, zapada głębiej w krzesło, wypuszcza z
siebie powietrze)
Doktor:
Ulżyło ci? Wszystkie badania są w porządku. Takie opóźnienia się czasem
zdarzają.... zresztą ty pewnie o tym wiesz lepiej. Ja nic "nie kumam" -
tak mówiłaś do mamy.
Kasia:
Pan to słyszał? Sorka. To tak, ...tak się u nas mówi. To taka .... gra
...
Doktor:
Wszyscy na swój sposób gramy jakieś role. Wszyscy. Jedni lepiej, inni
gorzej. (podchodzi do drzwi)
Kasia:
I teraz pan wszystko powie mojej mamie.
Doktor:
Robię to tylko dla ciebie moje dziecko. ( wychyla się za drzwi
wołając Hanię)
Hania:
No i?
Doktor:
Pani Haniu, Kasia mówiła pani prawdę. Była u lekarza, ponieważ.....
Hania:
A te ślady?
Doktor:
Była u lekarza, bo ....(siada za biurkiem) źle się czuła. Ma
bardzo kiepskie żyły. Nie mogli się wkłuć. Ale wszystkie wyniki są
dobre.
Hania:
A narkotyki?
Doktor:
Te wkłucia zrobiła pielęgniarka. To tylko przeziębienie ....
Hania: (zaczyna płakać)
Chodźmy już, Dziękuję panie doktorze... jak ja ci się odwdzięczę... (wychodzi
szlochając, za nią idzie Kasia ... w drzwiach się odwraca, patrzy na
doktora, chce coś powiedzieć, ale zmienia zdanie)
Doktor:
Czasem trzeba być dobrym samarytaninem.
Scena 13
(Światło zmienia się. Doktor pozostaje za biurkiem, nie ma
wyciemnienia. Jaskrawe, zimne światło pada z tyłu sceny, widać sylwetkę
doktora - sylwetka2 - siedzącego przy biurku po prawej stronie sceny.
Reszta sceny wyciemniona. Z cienia po lewej wyłania się sylwetka1)
Sylwetka2:
A czasem trzeba po prostu zarobić. (zmienia nieco głos i sposób
mówienia) No, nie? Jak tam interes hula?
Sylwetka1:
Potrzebuję więcej towaru.
Sylwetka2:
Szyja robi się coraz dłuższa.
Sylwetka1:
Za trzy setki.
Sylwetka2:
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ale to już ostatni raz.
Sylwetka1:
Jak to ostatni? Interes znakomicie się rozwija.
Sylwetka2:
Ktoś uzmysłowił mi dzisiaj, że dawno nie miałem wakacji. Długich
wakacji.
Sylwetka1:
Ale kasa nie zając.
Sylwetka2:
Sam w to nie wierzysz. (wyciąga z biurka kilka torebek, podaje) Masz.
Ostatnia dostawa. Nie przychodź tu więcej.
Sylwetka1:
Co wam ludzie wszystkim odpieprzyło?
Sylwetka2:
Ktoś uświadomił mi dzisiaj ...hmmm.... moja własna ...... Chyba się
starzeję. A ona nadal myśli, że to było sztuczne zapłodnienie. Może i
sztuczne, może ....
(sylwetka1 odchodzi na lewo, światło przygasa, ale nie
gaśnie do końca. Sylwetka1 staje na środku sceny. Światło coraz
mocniejsze pada teraz z góry. Po prawej całkowite wyciemnienie. W
sylwetce1 można rozpoznać już Siwego)
Scena 14
(Siwy przechadza się, spogląda na zegarek, z lewej
nadchodzi Stefan)
Siwy:
No, co to za spóźnienia?
Stefan:
Tak, tak ... już jestem. Ma pan wszystko co trzeba?
Siwy:
Mam. Ale to już ostatni raz.
Stefan: (zdenerwowany)
Jak to?
Siwy:
Źródełko wyschło. Koniec. OK.? Finito. Zrozumiano?
Stefan:
Może gdzie indziej?
Siwy: (krzyczy)
Nie ma, nie ma! Też bym chciał zarobić. Idź już pan, idź pan! I
więcej tu nie wracaj.
(Siwy odchodzi na lewo. Stefan stoi chwilę. Idzie na prawo.
Prawa strona rozświetla się ciepłym światłem z przewagą bieli. Stefan
podchodzi do biurka, przekłada papiery)
Scena 15
Stefan:
Jak tu pisać? (patrzy na torebki z narkotykiem) Moja muza,
słodka muzyka barw.
(pochyla się nad papierami, trzyma za głowę, mamrocze coś. W
końcu rzuca papiery) Bez tego nie potrafię. Wszystkie wizje, barwy
umarły. Witkacy przecież także.... Potrzebuję podwójną dawkę. Sztuka
musi iść, musi ....(Szuka po szufladach, wyciąga strzykawkę,
zawiązuje sobie opaskę na ręce pomagając zębami, wbija igłę w
przedramię, opada na fotel z westchnieniem) To jest mój świat, mój
świt i przebudzenie. Sam go wyreżyserowałem, stworzyłem, jestem jego
częścią ....Barwne motyle wirują pomiędzy kolorowymi witrażami ....
(Pełną gamą barw rozświetla się powoli reszta sceny. Po
lewej na sofie w takiej samej pozycji jak przed wyciemnieniem w scenie
5 kochająca się para - Kasia i Bogo. Są teraz całkiem rozebrani,
ale nie widać szczegółów: Kasia odwrócona plecami do widowni, siedzi
okrakiem na Bogu przytulona do niego i rytmicznie porusza się w górę i
w dół. Rozkoszne postękiwania Kasi i sapanie Bogo. Ubrania porozrzucane
wokół na podłodze. Na różne fragmenty garderoby padają punktowo barwne
światła.)
Stefan:
To jak podanie ręki, przywitanie w zaświatach czwartego wymiaru.
Bolo: (postękując)
Kacha, że ty tak możesz przy starym.
Kasia: (odwraca głowę na prawo)
On jest chory. Nic nie widzi, nic nie kojarzy. Warzywo, rozumiesz.
Dobrze, że chociaż sam może podać sobie lekarstwo.
(Stefan podnosi się, podchodzi w kierunku sofy... po chwili
zaczyna podnosić z podłogi ich ubrania. Po kolei różne fragmenty
garderoby. Smugi światła podążają za fragmentami ubrania. Stefan
mówi do siebie)
Stefan:
Trzeba to odwiesić do szatni. Tu ma być porządek. Jestem szatniarzem
światła, i szatniarzem świata, mojego świata. (Odchodzi na prawo z
ubraniami, a za nim podążają kolorowe smugi. Po lewej para nadal
kopuluje w szarym, białawym/bezbarwnym świetle. Postękują. Światło
szarzeje, gaśnie zupełnie.)
K U R T Y N A
Osoby:
Stefan - zagubiony komediopisarz
Hania - jego żona
Kasia - ich córka
Ruda - koleżanka Kasi
Bolo - chłopak Kasi
Siwy/Sylwetka1 - ich kolega
Recenzent - jak sama nazwa wskazuje
Doktor/Sylwetka2 - lekarz ginekolog
Wszystkie prawa zastrzeżone.
|