Sukces „Klubu Kawalerów” w
Teatrze im. Adama Mularczyka
"Klub Kawalerów"
to jedna z najczęściej grywanych komedii Michała Bałuckiego ( 1837-1901 ), ciesząca się nieustannym powodzeniem obok "Domu
otwartego" i "Grubych ryb". Teatr Dramatyczny
w Filadelfii założony przez znakomitego
aktora Adama Mularczyka, noszący dziś Jego
imię, kierowany
od lat sprawną ręką Jego żony dr Zofii Wróblewskiej – Mularczyk i Heleny Morawskiej –White, czuwającej nad stroną
artystyczną, po wielkim sukcesie
"Grubych
ryb" w roku 2oo4, sięgnął obecnie po "Klub
Kawalerów" odnosząc wielki i
zasłużony sukces. Tę sympatyczną "ramotkę", połączyli realizatorzy z przedwojennymi szlagierami, wpisującymi się
idealnie
w klimat sztuki.
Filadelfijska Polonia
ogląda ją z
przyjemnością i nagradza długo nie
milknącymi brawami. Aktorzy, którzy w życiu prywatnym uprawiają
różne zawody, grają z
ogromnym
zaangażowaniem. Z
każdą nową premierą są coraz lepsi. To już prawie zawodowcy, choć muszą
jeszcze
dużo popracować nad sobą. Starają się jak
mogą najlepiej. Podobają się publiczności ,która żywo i spontanicznie reaguje. Akcja toczy
się sprawnie, choć na mój gust, trochę
za wolno, w siedzibie Klubu Kawalerów
i w Krynicy gdzie panie pod
wodzą sprytnej i ponętnej wdówki Jadwigi, biorą sprawy w swoje
ręce odnosząc zwycięstwo.
Wśród wykonawców
prym wiodą
"weterani" tego teatru z Grzegorzem Górskim, Kazimierzem Kozłowskim,
Anną Żabińską i Januszem Baranem na czele.
Ale i reszcie wykonawców
należą się
zasłużone pochwały. Zawiodła mnie tylko Beata Bogdanowicz . Zapomniała o tym, że to ona gra tu pierwsze
skrzypce i że powinna brylować
wśród panów. Czepiam się dlatego, że to ja
wprowadzałem ją w trudne arkana
sztuki aktorskiej i prosiłem aby nawiązywała
kontakt z partnerem i słucha go. Niestety zapomniała. Innym dziękuję
bardzo za
ich trud.
Zrobili ogromne postępy, ale też przypominam
o słuchaniu partnera. Czepiam
się nie jako widz, bo ten tych niuansów
nie widzi, ale jako współtwórca tego teatru.
Zależy mi na
tym aby każde przedstawienie było coraz lepsze. I jest lepsze, z
czego
cieszę się ogromnie. Sztukę reżyserowała
Helena Morawska-White, kostiumy, lepsze
niż w zawodowym teatrze zaprojektowała i uszyła Alicja Kajzer, plener namalowała Irina
Shapo, a nad stroną muzyczną czuwał nie zawodny Wojciech
Hollender.
Gratuluję.
Witold
Sadowy |